Ernest Cunningham, autor poradników dla początkujących twórców powieści kryminalnych, dorastał w specyficznej rodzinie. Każdy z jej członków ma, w różnych okolicznościach, co najmniej jedno życie na sumieniu. Do zabójców, przypadkowych lub świadomych, należą jego: biologiczni rodzice, brat, ojczym, przybrana siostra, ciocia, wujek, szwagierka, a nawet żona. Makabryczne, prawda? Nie jest to może rodzina Addamsów, ale też upiorna familia. Relacje między jej członkami pozostawiają wiele do życzenia. Niestety, wszyscy muszą się stawić na uroczystym zjeździe rodzinnym w górach, w jednym z narciarskich kurortów. Czy zebrani się wzajemnie... nie pozabijają? To nie jedyna zagadka. Niedaleko od ośrodka, w którym zatrzymała się upiorna rodzinka, jakiś turysta znalazł zwłoki mężczyzny i zaalarmował policję. Czy była to przypadkowa ofiara, czy ktoś z rodziny maczał w tym palce?
Po przeczytaniu powieści Benjamina Stevensona W mojej rodzinie każdy kogoś zabił mam mieszane uczucia. Pomysł wyjściowy był świetny. Mógł być zapowiedzią zabójczo zabawnej opowieści. Jednak potencjał nie został w pełni wykorzystany. Styl jest dość drętwy, niektóre wstawki i dłużyzny mocno irytują. Owszem, nie jest to zła książka, ale raczej przeciętna. Nie ma wprawdzie niewypału, ale do fajerwerków też daleko.
dr Kalina Beluch