Trzecia powieść Jędrzeja Pasierskiego to ukłon w stronę ekologii i niekorporacyjnego stylu życia. Mateusz Chabrowski, prawnik korporacyjny, gotowy do pracy po czternaście godzin dziennie, pewnego dnia w wyniku napięcia spowodowanego nadmierną pracą traci wzrok. Podejmuje decyzję – rezygnuje z wyścigu szczurów, odchodzi z pracy i zakłada fundację walczącą o czyste środowisko. Chabrowski ma wszystko: kochającą żonę, całkiem udane dzieci i kredyt na dom. Wciąż musi zabiegać o sponsorów, ale teraz przynajmniej ma w życiu cel – chce naprawiać świat. Niestety, nie zna wszystkich elementów układanki, której jest częścią. Gdy znika jego żona, a była kochanka zostaje zamordowana, Mateusz wpada w sam środek zdarzeń, które mogą go kosztować życie. Rozpoczyna desperacką walkę o wszystko.
Tym razem nie dostajemy wyważonej, klaustrofobicznej powieści z inteligentną Niną Warwiłow w roli głównej. Pasierski zupełnie zmienił konwencję. Tu akcja pędzi z szybkością huraganu. Jeszcze nie odetchnęliśmy po jednej krwawej scenie, gdy bohater już funduje nam kolejny zawrót głowy. Szybkie samochody, motocykle, korporacje, pieniądze, pistolety, wielkie domy i wielkie zbrodnie. Dużo i szybko. A w tym wszystkim Chabrowski, który po prostu chciał wieść uczciwe życie.
Przyznam, że Pasierski sporo zaryzykował, wprowadzając nowego bohatera. Świetna seria z komisarz Niną Warwiłow przywiązała czytelników do uprzednio przyjętej konwencji. Nowym kryminałem udowodnił, że potrafi napisać powieść zupełnie różną od tych, które odniosły już sukces. Stworzył odmiennego od Warwiłow bohatera, zmienił scenerię, opuścił pogranicza na rzecz środowisk warszawskich ludzi biznesu. Udaje mu się uniknąć uproszczeń wynikających ze zbyt grubą linią szkicowanych postaci i ich otoczenia. Ludzie korporacji też mają swoje rozterki i kłopoty, a dom w Kampinosie nie musi oznaczać, że zapomnieli o przyziemnych kłopotach związanych z regulowaniem rachunków.
Nieco słabiej wybrzmiewają niektóre elementy fabuły. Ukrainiec Żenia w roli wynajętego cyngla wydaje się wyeksploatowanym wątkiem, a syn wysoko postawionej postaci w warszawskim świecie i jego kłopoty pojawiały się w polskiej literaturze wystarczająco często. Także wątek ścigającej bohaterów przeszłości wydaje się ograny.
Również wprowadzenie do całej intrygi, wstęp do historii mogą budzić niepokój. Narracyjne passusy, opisujące świat przed rozpoczęciem zdarzeń, mocno hamują dynamikę powieści. Dostajemy opowieść o tym, co się działo w życiu bohatera. To dosyć archaiczna konwencja, znacznie słabsza od popularnej formy bycia przy bohaterze, gdy czytelnik krok po kroku, idąc za postacią, poznaje jej przeszłość. Szczególnie ważne jest to w kryminałach, w których chcielibyśmy sami odkrywać, rozumieć, delektować się rozwiązywaniem zagadki – zarówno tej głównej, jak i każdej, która pozwala nam lepiej poznać bohatera.
W W imię natury Pasierskiemu udaje się stworzyć mroczny klimat, tak charakterystyczny dla jego wcześniejszych powieści, który uwodzi czytelnika i pozwala na zanurzenie się w brudnym świecie zbrodni, w której bohater mimo woli, Superman z przypadku, jakim jest Chabrowski, walczy o swoją rodzinę. To wręcz modelowy bohater, który – wytrącony ze strefy komfortu – dokonuje rzeczy niezwykłych. Mateusz jest świadomym Supermanem, którego rzeczywistość zmusza do nietypowych działań. Jak pokazuje fabuła, radzi sobie w każdej sytuacji, choć pozostawia za sobą jedynie zgliszcza.
Jędrzej Pasierski postanowił podbić nowe obszary i czyni to umiejętnie. Pomimo drobnych mankamentów, o których wspominałam, powieść W imię natury nie nuży, dostarcza porcję solidnej rozrywki. Polecam wyjeżdżającym na urlop. Tym, którzy chcą emocji w długie zimowe wieczory sugeruję lekturę pozostałych kryminałów Pasierskiego. Liczę na to, że będzie ich jeszcze dużo.
12 grudnia wcześnie rano pielęgniarka na oddziale C8 szpitala psychiatrycznego w Weseliskach dokonuje makabrycznego odkrycia. W nocy jeden z pacjentów...
W wąwozie w Beskidzie Sądeckim pasterz znajduje ciała słynnego podróżnika i jego żony. Do doliny Popradu zostaje ściągnięta komisarz Nina Warwiłow. Nad...