Akcja powieści rozgrywa się w Austrii w roku 1967. Bohaterami są dwaj młodzi ludzie, studenci- Hannes Graff i Siegfried (w skrócie Siggy) Javotnik. Ten ostatni pracuje w warsztacie naprawiającym i sprzedającym używane motocykle. Trafia tam Hannes. Zakochuje się od pierwszego wejrzenia w jednym z motorów. Nic dziwnego: to zachwycająca maszyna. Zresztą zobaczmy jej opis:
"Motor był stary, wyglądał groźnie, żadnej miękkości linii czy obudowy, każda część osobno i luka w miejscu, gdzie jakiś śmieciarz próbowałby wcisnąć skrzynkę na narzędzia, druga niewielka trójkątna luka między silnikiem a bakiem. Bak, gładka czarna łza, tkwił jak przymała głowa na zwalistym ciele. Był piękny, jak piękna bywa czasem broń palna dzięki tej oczywistej, kłującej w oczy funkcjonalności swych głównych części. I co tu gadać, robił wrażenie, wyglądał, jakby wciągnął brzuch, jak chudy pies zaczajony w wysokiej trawie".
Zauroczony Hannes kupuje motocykl. Siggy, który też pokochał tę maszynę, proponuje mu wspólną podróż w nieznane. Hannes przystaje na to z ochotą. Rozpoczyna się ich wielka przygoda. Przejeżdżają razem wiele kilometrów. Żywią się darami natury (głównie rybami) i śpią pod rozgwieżdżonym niebem (później niebo zamienią na sufit domu krewnych poznanej przypadkowo dziewczyny, niejakiej Gallen). Po drodze wstępują między innymi do wiedeńskiego ZOO. Siggy'emu, przejętemu nieciekawym losem mieszkańców klatek, wpada do głowy szalony pomysł. Chce uwolnić wszystkie zwierzęta (w tym tytułowe niedźwiedzie). Nie zraża się wspomnieniem innego człowieka, który wiele lat temu otworzył klatki i "został z niego tylko kotlet". Sporządza bardzo szczegółowy plan. Po jego tragicznej śmierci (został pokąsany przez rój pszczół) pomysł próbuje zrealizować Hannes. Czy mu się udało? Co z tego wynikło? Pozwolę sobie nie zdradzić zakończenia.
Fabuła wydaje się więc dość prosta. Mimo to książka niesie ze sobą bardzo ważne treści. Jest to bowiem opowieść o wolności, różnie rozumianej. Czasem jest to wolność Ojczyzny. Walka o nią momentami przybiera groteskowe formy. Prześmieszna jest na przykład opowieść o hodowcy drobiu, który w trudnym roku 1938 pod wpływem patriotycznego uniesienia postanawia paradować we własnoręcznie zrobionym kostiumie austriackiego orła. Wykonuje go z blach do pieczenia ciasta, wysmarowanych smalcem i pokrytych kurzym pierzem. Wychodzi w tym stroju na ulicę. Usiłuje dostać się do tramwaju, lecz każdy motorniczy go wyrzuca. W końcu idzie wypić nieco dla kurażu. Przytoczę fragmenty scenki:
"Zjawa o przerażającej rozpiętości skrzydeł łomocze w upierzoną pierś z blach do pieczenia ciasta.
-Ko!- wrzeszczy.- Ko- ko! Austria jest wolna!
A klienci powolutku, po pełnym grozy milczeniu, jeden po drugim rzucają się uściskać narodowe godło. (...)
- Zdekjmij pan głowę- mówi Zahn. - Nie możesz pan pić z tą głową. (...)
Hilke pomaga orłu zdjąć głowę. Ukazuje się pomarszczona, skrzacia twarz Ernsta Watzek- Trummera z głębokim dołkiem w brodzie. Moja matka ma ochotę go ucałować; dziadek robi to w przypływie nowej radości, może na widok tylu siwych włosów nad uszami orła. Tylko ktoś z pokolenia dziadka mógł zostać austriackim orłem."
Na ogół jednak wolność pojawia się w zupełnie poważnych kontekstach. Jugosłowianie w czasach wojny powtarzali: Bolje rob nego grob! (Lepiej być niewolnikiem niż nieboszczykiem). Dość kontrowersyjna postawa, prawda?
Chociaż całkiem zrozumiała dla wielu ludzi...
Jednak wolność nie dotyczy w powieści wyłącznie Ojczyzny. Młodzi ludzie na motorze też przecież poznają jej smak. Nie mają żadnych zobowiązań. Są swobodni jak wiatr, który rozwiewa ich włosy w szalonym pędzie. O tym chyba marzy niejeden z nas. Przyznam się, że też bym chciała kiedyś przeżyć taką podróż w nieznane. Na razie jednak mogę tylko towarzyszyć w wyobraźni bohaterom książki Irvinga, którą gorąco polecam.
Kalina Beluch
"Hotel New Hampshire" to klasyczny przykład tak zwanej "czarnej komedii". Pierwsze skrzypce w tej brawurowo napisanej, przesyconej erotyzmem powieści grają...
Intrygująca, niejednoznaczna powieść, stawiająca pytanie o sens przekraczania ustalonych norm moralnych, a zarazem niepozbawiona charakterystycznego Irvingowskiego...