W pierwszym tomie sagi Claire Randall została przeniesiona do przeszłości, gdzie spędziła blisko trzy lata u boku młodego żołnierza, cudownego Jamiego. Byłoby całkiem miło, gdyby nie fakt, że jej ukochany miał zginąć w jednej z bitew, o czym nasza bohaterka wiedziała od swojego męża-historyka. Nie pozostawało im więc nic innego, jak tylko zmienić bieg historii, udać się do Paryża i niejako odwołać wojnę... Cóż...
W drugiej części przenosimy się ponownie do XX wieku. Claire wraca z przeszłości, jest nieco zmieszana, oszołomiona i... w stanie błogosławionym. Jej mąż jest co najmniej zdziwiony, bo już stracił nadzieję, gdy żona zniknęła blisko trzy lata wcześniej. A teraz pojawia się nagle w miejscu zaginięcia, lekko odmieniona i mocno rozczochrana. Do tego ta ciąża. To musiało zaboleć. Ale nic to, dzielny małżonek przyjmuje żonę taką, jaka jest, włącznie z jej szaloną opowieścią o tym, że ostatnie lata spędziła w osiemnastowiecznej Szkocji. Czas tymczasem płynie dalej. Córka przychodzi na świat, rośnie, coraz bardziej przypominając prawdziwego ojca, Jamiego. A gdy ma już prawie dwadzieścia lat, matka zabiera ją na wycieczkę do Szkocji, gdzie wszystko się zaczęło. Na miejscu już czeka poznany przez Claire jeszcze jako dziecko przystojny wielebny, który z miejsca zaczyna pałać uczuciem do jej córki. Claire ma jednak dla niego misję. Poleca duchownemu pogrzebanie po bibliotecznych archiwach celem znalezienia informacji o feralnej bitwie i o tym, czy jej ukochany w końcu zginął, czy też nie - jakby sama tego nie wiedziała. Widać jednak chce się przekonać, czy i historia pisana to wydarzenie odnotowała. Zresztą, czego możemy się spodziewać po kimś, kto miał takie przygody? A może chodziło jej po prostu o to, by dorosłą córeczkę również rzucić jakoś w skomplikowane wiry historii, a wielebny jako bystrzak świetnie nadawał się na przewodnika historycznego? W każdym razie narratorka jest wzruszona istnieniem swojej córki, będącej dowodem na to, że jej przygoda jednak była prawdziwa. Pierworodna przypomina jej ojca, osobowość dziewczyny twardnieje, nabierając kształtów, staje się jak odciśnięta w bursztynie - oto metafora, która dała tytuł książce. Nie wiadomo wprawdzie, co właściwie znaczy, ale brzmi naprawdę brzmi.
I tu muszę przeprosić wszystkich fanów serialu "Outlander". Może czegoś nie zrozumiałam, nie dostrzegłam, może atmosfera nie ta, fabuła jednak raczej nie wciąga - jest mocno naciągana, co jeszcze można by było wybaczyć, gdyby pojawił się jakiś smok albo miecze świetlne. Tymczasem Uwięziona w bursztynie to raczej nudna powieść obyczajowa, z dokładną faktografią i opisami obyczajów, w dodatku napisana rozwlekle i bez choćby odrobiny magii.
Nie przegapcie żadnej części sagi Diany Gabaldon! W tych bestsellerowych książkach ożywa fascynująca opowieść o podróżniczce w czasie Claire Randall i...
Dalsze przygody niesamowitej Claire - lekarki, która "cofnęła się" z wieku XX do XVIII - i jej ukochanego Jamiego. Jest rok 1770. Idą niebezpieczne czasy:...