„Utracone ojczyzny” Thomasa Urbana to publikacja, która wpisuje się w trwający od dziesięcioleci spór na temat wypędzeń, wysiedleń i przymusowych migracji ludności (głównie niemieckiej, żydowskiej i polskiej) przede wszystkim wywołanych wybuchem drugiej wojny światowej.
Zamiast przedmowy ma polskie wydanie „kilka uwag natury osobistej” – przyznaje się w nich autor do powodów napisania książki, ale też tłumaczy i odcina od opowiadania się po którejkolwiek ze stron. Chce pośredniczyć w dialogu między Polakami i Niemcami, przedstawiać zapomniane czy wręcz ukrywane fakty, wyjaśniać przyczyny wzajemnej niechęci i wskazywać czynniki podsycające złość. Pragnie obiektywizmu – i deklaruje, że będzie przytaczać tylko fakty, jeśli zaś jakiekolwiek wydarzenie doczekało się sprzecznych interpretacji – przytoczy obie postawy. Nie da się w tych zapewnieniach nie zauważyć pewnej obawy przed niezrozumieniem: rodzice Urbana byli wysiedlonymi z Wrocławia Niemcami, a drugą wojnę światową początkowo uważali nawet za słuszną. Mógł więc autor od wczesnych lat stykać się z niechęcią wobec polityki wypędzania ludności obcego pochodzenia z terenów, które na skutek decyzji politycznych stawały się terytoriami innego państwa.
W „Utraconych ojczyznach” chce więc między innymi autor wskazać, jak wiele krzywd wyrządza się wysiedlanym. Urban skupia się nie tylko na drugiej wojnie światowej. Źródeł polityki wysiedleńczej poszukuje w XIX wieku, postrzegając rugi pruskie jako przyczynek do masowych wypędzeń ludności w XX wieku. W pierwszych fragmentach książki jednak, mimo deklarowanego obiektywizmu, pobrzmiewa żal i pretensja do Polaków. Przedstawia Thomas Urban działania nacjonalistów polskich, żądania terytorialne i „manię wielkości” (to opinia rządu weimarskiego o polskich roszczeniach), prezentuje plany Polaków w kwestii wysiedlania Niemców i odbierania im ziem, tajne listy internowań sporządzone „na wszelki wypadek”. Ubolewa też nad tym, jak źle działo się Niemcom w Polsce w pierwszych dekadach XX wieku – „co roku kilka tysięcy Niemców zmuszonych było do emigracji do Rzeszy. Pośród tych, którzy zostali, znacznie wzrastało bezrobocie, szczególnie pośród młodego pokolenia”.
Nagromadzenie sprzeciwów wobec postawy Polaków z pewnością nie przyczyni się do złagodzenia konfliktu – w oczach czytelników niemieckich pozostaniemy szowinistami, bezwzględnymi i niesprawiedliwymi. Przez długi czas wylicza Urban straty poniesione przez Niemców, Polskę traktując jako agresora. Po krzywdach wyrządzonych narodowi niemieckiemu przychodzi czas na oskarżanie naszego kraju o antysemityzm – i dopiero lata II wojny światowej nieco normują proporcje między pokrzywdzonymi.
Przedstawia Urban również próby zniemczania narodu polskiego, to jednak czyni bez zacietrzewienia i walki o sprawiedliwość, o wiele mniejszy jest tu ładunek emocjonalny. Skupia się autor na hitlerowskich próbach „przywrócenia niemieckości Polsce”, na polityce okupacyjnej, badaniach rasowych, selekcji Polaków. Po analizie czasów wojny powraca jednak do kwestii prześladowań Niemców, do stosowania odpowiedzialności zbiorowej oraz do represji, jakie spotykały Niemców ze strony rozgoryczonych wojną Polaków po zakończeniu okupacji. Ale Thomas Urban nie poprzestaje na rozważaniach nad trudnym losem narodu niemieckiego, zwraca też uwagę Niemców na fakt, że i Polacy ucierpieli w wyniku przymusowych migracji, pisze o Kresach i o bandach UPA, o niechęci do opuszczania własnych ziem i o zderzeniu cywilizacji. Zaznacza, że nie można generalizować, oceniając przeszłość. Szuka więc porozumienia.
W swojej książce próbuje Urban przemycić podstawową myśl: nieważne, kto został wysiedlony, cierpienie zawsze jest jednakowe. Nie chce, by próby rozmowy o wysiedleniach były traktowane jako akt fałszowania historii, ma nadzieję na wskazanie poszkodowanych niezależnie od ich narodowości. Polityczne przepychanki nie doprowadzą do porozumienia – podstawą dialogu musi być prawda. Książka ma uświadomić zarówno polskim jak i niemieckim czytelnikom, że nie było strony jednoznacznie pokrzywdzonej i tylko zwycięskiej – bo zmiana granic państwa polskiego łączyła się z cierpieniem tych wszystkich, którzy wbrew własnej woli musieli opuścić rodzinne strony i – często w ciężkich warunkach – udać się w nieznane.