Powieść o współczesnej Śpiącej Królewnie, która chce się zbudzić do życia – głosi zamieszczony na okładce książki opis. Brzmi zachęcająco; jak zaproszenie do świata baśni, za którym wielu wciąż tęskni, kojarząc go z odległymi czasami dzieciństwa. Czy właśnie w taką podróż zabiera swych czytelników Aleksandra Domańska?
Poniekąd tak. Znajdziemy tu motyw drogi, wędrówki, poszukiwań, pojawią się wyraziste postacie. Tyle że księcia zastąpi włóczykij, a sama królewna podejmie próbę ucieczki ze swojej bajki. Powieść Domańskiej rozpoczyna się bowiem w momencie, gdy już wszystkie marzenia zostały spełnione, w czasie, nad którym zazwyczaj rozciągnięta jest kurtyna enigmatycznego: i żyli długo i szczęśliwie. Trzydziestoletnia Marta zdobyła wyższe wykształcenie, żyje u boku męża – brylującego na salonach poety i profesora, ma stałą pracę, koleżanki z wyższych sfer. A jednak wciąż trawi ją pewien niedosyt, jest niespokojna, niespełniona. Tyle że trudno zapełnić pustkę, nie wiedząc nawet, czego się szuka, nie mając konkretnych pragnień i aspiracji.
Przebudzenie znajduje przypadkiem – kiedy zabłądziwszy w drodze do domu, trafia na tytułową ulicę Pogodną. Właściwie jest to nazwa fikcyjna, oddająca przede wszystkim charakter miejsca, stanowiącego dla Marty swoistą Itakę, ziemię obiecaną, początek i cel jej rocznej wędrówki – przemiany. Co ciekawe, Pogodna wcale nie wygląda jak kraina ze snów. Nie jest złota, szklana, różowa, „lukrowana”. Nie ma tu bogatych zamków, eleganckich ogrodów, beztroskich dzieci. Wręcz przeciwnie: niedostatek, bieda i starość to stałe elementy tego krajobrazu. A mimo tego Marta znajduje tu ludzi i relacje, za którymi – sama nie wiedząc o tym – od dawna tęskniła. Słucha ich opowieści, poznaje zwykłe, a przecież niepowtarzalne historie i coraz częściej powraca. Ucieka tym samym od „tamtego świata”, jak nazywa swoje wcześniejsze życie, w którym przepych nie jest w stanie zapełnić pustki, gdzie organizuje się wesela rozwodowe, a wszyscy wokół skarżą się na depresję i labilność emocjonalną. Tę rzeczywistość Marta zamienia na świat, w którym nie słychać telefonów komórkowych ani stukania na klawiaturze. Wybiera towarzystwo ludzi biednych, ale za to spokojnych, szczerych, życzliwych i – co być może najbardziej charakterystyczne – pogodnych. Jak barmanka uznającą swą pracę za służbę, zwalisty szewc o poetyckiej duszy, wikary, który odbiera bogatym, by dawać biednym czy utalentowany skrzypek-pijaczyna.
Aż w końcu nieustannie poszukująca, wiecznie błąkająca się i niezaspokojona Marta dochodzi do momentu, w którym myśli, że tak, jak jest teraz, mogłoby już być wiecznie. Czy warto jej w wędrówce do tego celu towarzyszyć?
Szczerze mówiąc, nie będzie to podróż łatwa. Znajdą się tacy, którzy przerwą lekturę. Akcja biegnie raczej niespiesznie, bohaterowie są przerysowani (jak to w bajkach), a przez to mało realni, dialogi nie zawsze naturalne. Brak lekkości i prostoty typowej dla modnych ostatnio „domów nad…” i powieści o zakochujących się niczym nastolatki rozwódkach.
Równocześnie to właśnie ta trudna oryginalność sprawia, że inni czytelnicy z przyjemnością odwiedzą Pogodną. Znajdą tu – tak jak Marta – nastrojowość, czas na zadumę, nostalgię (ach, te stare zdjęcia i sprzęty opowiadające historie swych użytkowników!). Dostrzegą szansę, by uciec od normalnego, konwencjonalnego, a przez to nijakiego życia. Przede wszystkim jednak spotkają ludzi, z których każdy zasługuje na uwagę i wysłuchanie.
Nie ma takiego miejsca na świecie, o którym by nie można było opowiedzieć ciekawej historii. Wystarczy tylko przez jakąś szczelinę zajrzeć w jego...
Bywa, że wiecha graniczna - wysoki kij z przytroczoną do niego wiązką siana - może zyskać urzędową moc, by dzielić świat na ,,swój" i ,,obcy", a nawet...