Układanka Stanisława Załuskiego jest powieścią z pogranicza thrillera i sensacji z elementami historycznymi. Od pierwszych stron intryguje - najpierw pojawieniem się owianego tajemnicą lekarza, potem propozycją, jaką ten składa głównemu bohaterowi (jednocześnie narratorowi powieści), a w końcu składaniem w całość historii pewnego darczyńcy, o którym nikt nic nie wie.
Leon Nieroba jest tajemniczym człowiekiem, który ufundował klinikę w Bostonie, zasilił konta 100 zakonów na całym świecie, a potem przepadł bez wieści. Jeden z lekarzy próbuje dowiedzieć się, kim tak naprawdę był ten mężczyzna - chce, żeby pisarz i dziennikarz, który trafił do niego na konsultację jednego z onkologicznych przypadków, zajął się prześledzeniem życia Nieroby, a także na podstawie swoich badań napisał książkę, która będzie pewnego rodzaju hołdem dla darczyńcy. Uznaje on, że tak dobry człowiek nie może zostać zapomniany.
Nie jest to proste zadanie. Leon Nieroba nie pojawia się w zasadzie w żadnych materiałach prasowych, a jeśli już, to wspomina się o nim krótko, jednym zdaniem. Mało jest świadków z czasów, w których żył ów tajemniczy mężczyzna - zwłaszcza, że jego życie związane było głównie ze Szwajcarią. Dziennikarz odbywa pierwszą podróż zagraniczną podczas prowadzenia researchu, później kilka po Polsce. Szuka informacji, ludzi, którzy mogą pamiętać, szuka tam, gdzie jeszcze nikt nie dotarł. W tytułowej układance pojawiają się nowe elementy - nowe imiona, nazwiska. Dziennikarz cofa się do międzywojnia i II wojny światowej. Krok po kroku odnajduje rodzinę, przyjaciół, wrogów Leona - wszystkich, którzy zajmują znaczące miejsce w jego historii.
Sam dziennikarz podupada na zdrowiu. Boi się, że przyczyna jest podobna, jak w przypadku jego matki, która niedawno zmarła na raka. Nie poddaje się jednak i pomimo bólu i złego samopoczucia dalej prowadzi śledztwo, grzebiąc w przeszłości, żeby tylko dopełnić swojego zobowiązania i napisać książkę.