Od rewolucji do rewolucji czyli polska muzyka rozrywkowa z lat 1958-1973
Piosenkę Trzysta tysięcy gitar nam gra pamiętam jeszcze całkiem nieźle z czasów mojej chmurnej i durnej młodości. Była nagrana na popularnych w latach siedemdziesiątych pocztówkach dźwiękowych, odtwarzanych wtedy na adapterach. Trudno było w tym przypadku mówić o jakości czy wygodzie użytkowania, ale miały one - zarówno pocztówki, jak i adaptery - swój urok. Właśnie Trzysta tysięcy gitar nam gra stało się swoistym mottem towarzyszącym trzeciemu już tomowi historii polskiej muzyki rozrywkowej autorstwa Dariusza Michalskiego. Pierwszy z nich, Powróćmy jak za dawnych lat... Historia polskiej muzyki rozrywkowej lata 1900-1939, dotyczył lat przedwojennych. Drugi, zatytułowany Piosenka przypomni ci... Historia polskiej muzyki rozrywkowej 1945–1958 - okresu powojennego aż do przełomu związanego z pojawieniem się w naszym kraju zjawiska zwanego rock and rollem. Trzeci tom omawia zjawiska funkcjonujące trochę obok oficjalnego nurtu muzyki rozrywkowej. Dorosłą konkurencję - rodzinnych Sinatrów, nadwiślańskie Valente, festiwale w Opolu i Sopocie, giełdy piosenki, rozrywkę w telewizji, kabarety, fonografię - opiszę w tomie czwartym - deklaruje Michalski.
Czym nie jest ta książka? Nie jest typową encyklopedią, choć zawiera encyklopedyczną wiedzę. Autor przyjął formę swobodnej opowieści, pełnej wspomnień, cytatów z książek, prasy, listów, rozmów. Podaną w ogólnym zarysie chronologicznie. Taka postać książki zapewnia lekką, mniej sformalizowaną i męczącą dla zwykłego czytelnika lekturę. Duży nacisk został w niej położony nie tyle na precyzyjne zestawienie faktów, dat, nazwisk, co na oddanie atmosfery towarzyszącej muzyce rozrywkowej tamtych lat. To książka o rewolucji muzycznej końca lat pięćdziesiątych i końca lat sześćdziesiątych. O narodzinach big-beatu w Polsce, o ludziach, którzy w tym brali czynny udział zarówno jako muzycy, wykonawcy, menedżerowie, słuchacze, jak i dziennikarze czy publicyści. O nowych zjawiskach końca lat sześćdziesiątych i początku siedemdziesiątych, o bluesie i rocku.
Książka ma postać solidnego, porządnie wydanego, grubego tomiszcza. To prawie 900 stron nie tylko tekstu, również czarno-białych fotografii muzyków, zdjęć z koncertów, okładek płyt. Dariusz Michalski włożył w swoją pracę zarówno mnóstwo wysiłku, jak i serca. Nie jest to bowiem suchy, faktograficzny zapis historii, lecz pełna emocji, a nierzadko i subiektywnych ocen opowieść o czasie minionym, choć ciągle żywym w wielu sercach. To przede wszystkim hołd oddany konkretnym ludziom, którzy tworzyli nowy nurt muzyki rozrywkowej w naszym kraju, w tym takim jak Redaktor, słynny, obecny na wielu stronach tej książki Franciszek Walicki. Działali i tworzyli oni w czasach skrajnie niesprzyjających swobodnej twórczości, narażeni na ostre ataki w „najlepszym” propagandowym stylu wiernie służących władzy i jedynie słusznej partii dziennikarzy i publicystów, takich jak chociażby Daniel Passent czy Krzysztof Teodor Toeplitz. Pod koniec lat pięćdziesiątych potrafili oni nazwać osoby zafascynowane rock and rollem bandą debili otumanionych zachodnią subkulturą, pajacami pozbawionymi talentu i słuchu, bigbeatowymi troglodytami popularyzującymi tandetę i szmirę. Muzyka zwana najpierw big-beatem, a później już otwarcie rock and rollem była bowiem - całkiem słusznie zresztą - odbierana jako wyraz pewnej wolności ducha, której komuniści w marszu do lepszego świata nie zwykli tolerować. Uważano ją za przejaw imperialistycznej degeneracji, podobnie zresztą jak jazz.
Wydaje się, że lektura książki Trzysta tysięcy gitar nam gra szczególną przyjemność może sprawić tym, którzy swoją młodość przeżywali w latach sześćdziesiątych. Którzy z wypiekami na twarzy słuchali nowoczesnej jak na tamte czasy muzyki, chodzili na tak nieprzystające do socjalistycznych wyobrażeń na temat działalności artystycznej żywiołowe koncerty, grali i śpiewali teksty o lata świetlne odległe od socrealistycznych opowieści o walce o pokój, socjalizm, o wykonaniu kilkuset procent normy, o wielozmianowej pracy dla dobra całej ludzkości. Dla młodszych lektura nie będzie jednak zbyt łatwa. Nie ma tu bowiem chronologicznego, zwartego zestawienia ważnych faktów. Nie ma muzyki, która stanowi integralną część całej opowieści. Wydaje się, że dobrym pomysłem byłoby dodanie do książki wielopłytowego albumu. Cena zapewne by wzrosła, ale mocno zyskałby czytelnik.
Dariusz Michalski odtwarza atmosferę minionych lat. Sięga po teksty z gazet i czasopism, po wspomnienia uczestników wydarzeń. Pokazuje napięcia między starym i nowym, starcie gustów i przekonań, potrzeb młodego szukającego nowych środków wyrażania siebie i zatwardziałego oporu niereformowalnego systemu.
Wrzaskliwą manifestację urządzili jazzmani [...] po wyjściu z Hali Mirowskiej po koncercie Rhytm&Blues [...] Rozkrzyczana kilkusetosobowa grupa dziewcząt i chłopców wznosiła okrzyki (podobnie jak po sobotnim koncercie): „Presley, Presley, mambo-rock, boogie-woogie”.
Przy ulicy Wspólnej topniejący tłum został rozpędzony przez milicjantów.
Na naszych oczach odżywa zagmatwana historia zespołów takich jak Rythm & Blues, Czerwono-Czarni, Niebiesko-Czarni, Czerwone Gitary, Polanie, No To Co, Skaldowie, Wawele, Blackout, Breakout czy SBB. To tylko te bardziej rozpoznawalne nazwy, ale Michalski mówi również o wielu mniej znanych zespołach i muzykach. Poświęca odpowiednio dużo miejsca czołowym osobowościom owego światka muzycznego, w tym m.in. Czesławowi Niemenowi, Krzysztofowi Klenczonowi, Adzie Rusowicz, Wojtkowi Kordzie, Michajowi Burano, Sewerynowi Krajewskiemu, Karin Stanek, Kasi Sobczyk, Helenie Majdaniec czy Tadeuszowi Nalepie. W osobnym rozdziale pisze o osobie stale cytowanej w tej książce, czyli Franciszku Walickim, którego wpływ na rozwój omawianych nurtów muzyki w Polsce wydaje się nie do przecenienia. Stara się pokazać te najbardziej, jak i te mniej znane środowiska artystyczne.
Michalski koncentruje się na historii zespołów, na losach ich członków. Omawia tło powstawania i rozpadu poszczególnych grup, zmiany „kadrowe” i repertuarowe. Nie porusza specjalnie spraw obyczajowych, koncentrując się na tych zawodowych. Unika plotek, pikantnych historii, które są częścią popkultury, ale niekoniecznie historii muzyki rozrywkowej.
Książkę kończą ciekawe i przydatne zestawienia: piosenek i wierszy cytowanych w książce, bibliografia i obszerny indeks osób, scen, miejsc i instytucji.
Tom Trzysta tysięcy gitar nam gra to niezapomniana podróż w przeszłość, szczególnie ciekawa dla tych, którzy mogą czytając ją skonfrontować własne doświadczenia z doświadczeniami autora i przedstawicieli omawianego świata muzyki, których niezwykle obficie cytuje.
Pięćdziesięciosiedmioletnia kariera znaczona nagrodami; występy dla czterech pokoleń; dziesiątki tysięcy imprez w całej Polsce i na całym świecie; przyjaźń...