Joanna Marat po raz kolejny portretuje kobiety nieszczęśliwe, zmagające się z demonami przeszłości, koszmarami teraźniejszości i niepewną przyszłością. Podobnie, jak w przypadku poprzednich dwóch książek, tak i w Trzeciej siostrze autorka wikła bohaterki w skomplikowane relacje, trudne emocje oraz tożsamościową poniewierkę.
Zapijająca problemy Agata i Miłka, zakonnica bez powołania, czekają na przylot swojej siostry, wątpliwej gwiazdki amerykańskiego przemysłu filmowego drugiej kategorii. Natka niechętnie zjawia się w Polsce, ale nie wypada odmówić udziału w pogrzebie własnej matki. To jednak tylko pretekst – bohaterka pragnie odkryć karty przeszłości, przeczuwając, że w jej rodzinie nie wszystko jest na swoim miejscu (a ona musi przecież mieć przodków pasujących do medialnego wizerunku). Spotkanie kobiet staje się kolejnym bolesnym obowiązkiem – żadna z nich bowiem nie czuje się dobrze w towarzystwie sióstr, nawzajem się obwiniają, mnożąc zarzuty. Co ciekawe, nie skupiają się, de facto, na sobie i swoich krzywdach, tylko na „przeciwniczkach” – sprawiają im ból, pragną ich nieszczęścia, z przekąsem wypominają każde potknięcie.
Marat duży nacisk kładzie na prezentowanie trudnych biografii i jest w tym naprawdę dobra. Każda z kluczowych postaci to osoba kompletna – wiemy, jaka jest i dlaczego, rozumiemy (choć może się nie zgadzamy lub nie pochwalamy) jej decyzje itd. Szczególnie mocno autorka akcentuje wpływ dzieciństwa (środowiska) na kształtowanie się osobowości. Lata szczenięce sióstr pełne były awantur jak zwykle nie wiadomo o co, chłodu i dystansu oraz – jak się ostatecznie okazuje – fałszu. Nie dziwi zatem, że jako dorosłe kobiety bohaterki przenoszą (świadomie lub nie) swoje młodzieńcze doświadczenia na obecne życie i stosunki z ludźmi.
Nie polecam Trzeciej siostry jako lektury do autobusu czy pociągu – to książka wymagająca uwagi, najlepiej także notowania na bieżąco rodzinnych koligacji, na kartach powieści pojawia się bowiem ponad trzydzieści osób. Mój Boże, co za kombinacje alpejskie w tej rodzinie. Mnogość postaci wymusza skupienie podczas lektury. Sieć powiązań między bohaterami jest mocno poplątana, przy chwili dekoncentracji łatwo stracić orientację. Ale to tylko pokazuje, że ludzkie biografie nie zawsze układają się w przejrzystą notatkę – czasem pewne sploty okoliczności sprawiają, że część informacji się zamazuje, część zaś zostaje przypadkowo dopisana do cudzego biogramu. Joanna Marat śledzi takie zależności w rodzinie Cudowskich i Krugerów, warstwa po warstwie odkrywając pierwotne relacje.
Równie istotne co losy opisanych familii są dzieje Polski. W zasadzie to dwie warstwy, które oddziałują na siebie wzajemnie. Bohaterowie podejmują konkretne działania, dokonują wyborów właśnie pod wpływem uwarunkowań społeczno-politycznych. Wielka historia współtworzy te życiorysy. Można się zastanawiać nad tym, czy każda z postaci jest właśnie taka, bo wychowała się w określonym miejscu i czasie? Czy mamy wpływ na swój los, czy jesteśmy zakładnikami przeznaczenia? Trzecia siostra pokazuje też, że historia lubi się powtarzać, a człowiek – choć bogatszy o doświadczenia przeszłych pokoleń – tak naprawdę niczego się nie uczy. Każdy musi popełnić własne błędy. Czy chcemy, czy nie, jesteśmy następcami przodków. Podobni do nich, czasem nawet tacy sami jak oni.
Jak zwykle Marat daje czytelnikowi mnóstwo materiału do przemyśleń. Wśród najważniejszych tematów, poza relacjami rodzinnymi, wpływem dzieciństwa na dorosłość czy statusem kobiety w dziejach zmieniającej się Polski, są m.in. samotność (i wiążące się z nią niezrozumienie), potrzeba akceptacji, kobiecość i cielesność (w różnym wieku), poświęcenie, alkoholizm jako choroba cywilizacyjna oraz inne destrukcyjne uzależnienia, zatracenie się w upartym dążeniu do bycia lepszym niż inni (wieczne przeglądanie się w oczach ludzi), kłamstwa jako ucieczka od bólu, karmienie się pozorami, zalewający nasze życie fałsz (świetna scena spowiedzi, podczas której księdza bardziej interesują pikantne szczegóły niż np. szczera skrucha) itp.
Kobiety z Trzeciej siostry w zasadzie nie są sobą. Żadna z kluczowych postaci nie jest usatysfakcjonowana swoim życiem. Ukrywają się pod rozmaitymi maskami i przebraniami. Na przykład symbolicznie zmieniają imiona, z premedytacją oszukują najbliższych odnośnie do swojej pracy czy życia towarzyskiego. Wszystkie noszą w sobie ból i rozczarowanie, z którymi nie potrafią sobie radzić. Ich metodą na walkę z cierpieniem jest atakowanie innych – szczególnie najbliższych – a więc obwiniają siebie nawzajem. W zasadzie napędzają przede wszystkim błędne koło oskarżeń i wątpliwości. Ani jedna nie próbuje tak naprawdę wysłuchać pozostałych, zrozumieć, przebaczyć. Ani jedna także nie umie poradzić sobie z uczuciami, które w niej buzują.
Wspólnym punktem, gdzie przecinają się historie sióstr, jest Kamienica na Wilczej – symbol tej rodziny, jej niedomówień, niezrozumienia, bólu. Jednak – mimo iż w pewnym momencie wszystkie chciały uciec z tego domu, to tam zawsze powracają. A miejsce to szczególne, bo przechowujące sekrety, skrzętnie ukrywane (np. w pożółkłych brulionach) przez pokolenia.
Podoba mi się przemyślana i spójna konstrukcja tej książki. Poszczególne cząstki to głos innej kobiety – każda z nich ma swój unikalny sposób komunikacji. Ogólnie biorąc, proza Marat jest zadziorna, pełna sarkazmu i ironii, to język ściśle korespondujący ze światem bohaterów. Dodatkowym „smaczkiem" są powracające motywy, symbole czy słowa-przepowiednie.
Trzecia siostra to trudna lektura. Totalnie angażująca czytelnika oraz wywołująca mnóstwo emocji. Próżno szukać tu radości czy nadziei, Marat skupia się na tym, co trudne. Odrzuca to, co pozbawione wyrazu, nijakie, sztampowe i pozostawia samą bolesną esencję życia. Balast, jaki dźwigają bohaterki powieści, z każdym kolejnym doświadczeniem staje się coraz cięższy, a droga do życiowego spełnienia – coraz dłuższa. Wszystkiemu winien jest prawdopodobnie strach (przed zmianami, upokorzeniem, drwinami, prawdą, chorobą, niepewnością itd.), stały towarzysz ich codzienności.
Kiedy niespełniona miłośniczka średniowiecza rozpoczyna internetową znajomość z nieznajomym z Nowego Jorku, oboje wiedzą, że to nie będzie normalna, bezpieczna...
Czasem fatum, w którym niektórzy chcą widzieć działanie władczej ręki Opatrzności, boleśnie splata ludzkie losy w kilku pokoleniach, zasupłuje je ciasno...