Muzyka Tomasza Organka jest mocna, bezkompromisowa, szczera do bólu i dotykająca uniwersalnych prawd o życiu... Za tą ją kochamy, cenimy i zasłuchujemy się w niej bez reszty w domowym zaciszu bądź na pięknych koncertach. Czy tak samo ma się rzecz z prozą artysty, który opublikował właśnie swoją pierwszą powieść – Teoria opanowywania trwogi?
Poznajemy losy młodego, nieco zagubionego i rozczarowanego życiem mężczyzny – Borysa. Ten żyjący w Warszawie niespełna czterdziestoletni mężczyzna właśnie stracił nielubianą pracę, spotkał się przypadkowo z dawną znajomą, którą darzył kiedyś młodzieńczą miłością, a po spożyciu dużej porcji alkoholu obiecał towarzyszyć jej w drodze na pogrzeb ojca, który ma się odbyć na odległej wyspie Wolin. Nazajutrz rozpoczyna się ich niezwykła, szalona i dramatyczna podróż przez spowitą jesienią Polskę. Podróż, która przyniesie odpowiedzi na wiele ważnych pytań...
Prozatorski debiut Tomasza Organka nie jest z pewnością pozycją lekką, łatwą i przyjemną. Nie jest – a to za sprawą swojej enigmatyczności, wieloznaczności i quasi-filozoficznego charakteru. Tu nic nie jest oczywiste, podane w prosty sposób, nazwane po imieniu. Wymowa tej opowieści skrywa się pomiędzy znaczeniami i obrazami, jakie rysują się przed oczyma wyobraźni. Owszem, są tu elementy czarnej komedii, sensacji, a nawet i powieści obyczajowej, ale całość spowija aura absurdu, której zgłębienie nie zawsze jest proste. Dopiero gdy uda nam się przebić przez wierzchnie warstwy Teorii opanowywania trwogi, odkrywamy prawdziwą wielkość tej książki...
Strona fabularna powieści przedstawia się barwnie, efektownie i interesująco, sceny akcji przeplatają się tu z bardziej statycznymi i refleksyjnymi fragmentami. Całość zbudowana jest klasycznie – z wprowadzającym w tematykę książki początkiem, rozwinięciem z kilkoma efektownymi i mocnymi fragmentami, jak i wreszcie końcową narracją, z dramatycznym, ale też na swój sposób gorzkim finałem. Momentami nie sposób uciec od wrażenia, że niektóre fragmenty są nieco przegadane, przez co też fabuła schodzi na dalszy plan, zastępowana ciągiem egzystencjalnych rozważań głównego bohatera, po pewnym czasie lekko irytującym. Niemniej coś w tej historii przekonuje do dalszego jej odkrywania, do obserwowania losów pary głównych bohaterów aż do samego końca.
Właśnie – bohaterowie. Z pewnością tworzą oni jeden z najbardziej oryginalnych literackich duetów, jakie poznałam. Borys i Aneta (zwana przez niego Nietą) – ogień i woda, spokojny i rozsądny mężczyzna oraz szalona, żyjąca chwilą, zawsze gotowa do walki o swoje kobieta. To barwne postaci, być może nie do końca wiarygodne, ale z pewnością interesujące.
Teoria opanowywania trwogi to także opowieść o Polsce. Opowieść, która niczego nie ubarwia, ukazuje naszą rzeczywistość z całym jej brudem, szarością i głupotą, jakie obsrwujemy na co dzień. To mocny, duszny, bezkompromisowy i smutny obraz, który cechuje jednak prawda i szczerość, czasami może przesadna. Tacy jednak jesteśmy, w tak dziwnym kraju żyjemy i tylko ukazywanie go bez pudru może skłonić czytelnika do starań o zmianę istniejącego stanu rzeczy.
Opowieść o skomplikowanej miłości, jeszcze trudniejszych rodzinnych relacjach i poszukiwaniu celu w życiu – to wszystko wypełnia strony Teorii opanowywania trwogi. To odważna, mocna i ambitna literatura, która w jakimś sensie potwierdza znany już wizerunek Tomasza Organka jako niepokornego, wyjątkowego i bardzo inteligentnego artysty.