Jedyną szansą na odnalezienie sensu życia jest taniec. Jednak nie taki jak ten z popularnych programów typu „Taniec z gwiazdami” czy „You can dance”, bowiem tam sprowadzono go do bezsensownego, widowiskowego pląsania, które ma ucieszyć, dać zapomnienie widowni przed telewizorem. Taniec pomagający odszukać sens, to nie wprawne gibanie się do taktów muzyki, a dostosowywanie się do wydarzeń niesionych przez życie. Przypomina trochę surfowanie lub skakanie z windy do windy. Trudno się w nim odnaleźć, a jeszcze trudniej utrzymać się na szczycie załamującej się fali bądź wskoczyć do rozpędzonej windy bez uszkodzenia ciała. Niemniej jest to możliwe i tę wymagającą sztukę stara się uprawiać główny bohater powieści Haruki Murakamiego – próbuje tańczyć w taki sposób, aby zadziwić cały świat.
Można powiedzieć, że przypadek z niego beznadziejny. Ma trzydzieści cztery lata, zostawiła go żona, a ludzie nie rozumieją. Czuje się wyobcowany, trochę tak jakby był przybyszem z innej planety lub innego świata. Stara się w tym wszystkim jakoś połapać, jednak cały czas odnosi porażki. Jedyną nadzieją staje się powrót do Sapporo i mieszczącego się tam hotelu „Pod Delfinem”, w którym kilka lat wcześniej spędził wspaniałe dni u boku Kiki – ekskluzywnej call girl. Rzeczona kobieta nawołuje go w snach, płacze nad nim i wzywa. Mężczyzna, coraz bardziej pogrążony w beznadziei, poddaje się i wraca do Sapporo, gdzie stary hotel zastąpiono nowoczesnym budynkiem, na którego szesnastym piętrze znajduje się przejście do innego świata, a zarazem klucz do znalezienia połączeń z rzeczywistością.
Opowieść snuta przez Murakamiego to depresyjna piosenka, przypominająca trochę rytmem „Deszcz jesienny” Leopolda Staffa. Takty tego utworu raz po raz rzucają bohatera w najróżniejsze dziwne miejsca, jednocześnie zapełniając jego skromne dotychczas życie towarzyskie ogromem barwnych postaci. Pojawiają się w „Tańcz, tańcz, tańcz” m.in. Człowiek-Owca, ekskluzywne prostytutki z tendencją do przedwczesnych zgonów, popularny aktor zagnany w kozi róg popularności, jednoręki poeta potrafiący zrobić najschludniejsze kanapki na świecie, genialna fotoreporterka i jej obdarzona zdolnością widzenia trzynastoletnia córka oraz recepcjonistka, która żyje pracą w hotelu, a on w zamian pozwala jej zobaczyć, co kryje się za granicą świata codzienności. Każdy z tych bohaterów na swój sposób tańczy. Jedni robią to wprawnie, a inni nie, za co płacą życiem. Główny bohater jest gdzieś pośrodku – początkowo myli kroki, gubi rytm, lecz wraz z rozwojem opowieści idzie mu coraz lepiej, dzięki czemu zyskuje umiejętność utrzymywania się na szczycie spienionej fali, potrafi wskakiwać do jeżdżących obok siebie wind, umie poruszać się między światami, co w końcu pozwala mu zadomowić się w realności, odnaleźć na dotychczas obcej planecie.
„Tańcz, tańcz, tańcz” to książka dla wszystkich, którzy przynajmniej raz w życiu poczuli czym jest niezrozumienie, to zapis walki z depresją i próba zdefiniowania siebie na nowo. Całość Murakami podaje wspaniałym stylem, przywodzącym na myśl stare ballady rockowe lub bluesowe utwory o samotności, odrzuceniu. Język ani na chwilę nie traci swej lotności, na każdym kroku zdumiewa płynnością, trafnością porównań i precyzją dobieranych słów. Wszystko to sprawia, że autor jawi się nie tylko jako osoba znająca odpowiednie kroki, ale także jako twórca potrafiący napisać słowa i melodię do utworu, który zachęci odbiorców do zadziwiającego tańca.
Jeśli więc gubicie od czasu do czasu rytm i muzykę sensu codzienności, sięgnijcie po „Tańcz, tańcz, tańcz”. Ta książka nie raz zachwyca, wzrusza, straszy, a co najważniejsze – przeczytawszy ostatnie zdanie na nowo będziecie potrafili napawać się porankiem, a Wasze stopy odnajdą utracone dawno temu kroki.
Słuchaj pieśni wiatru i Flipper roku 1973 to dwie najwcześniejsze powieści Harukiego Murakamiego nigdy niepublikowane dotąd w Europie ani Stanach Zjednoczonych...
Szesnastoletni bohater zakochuje się w dziewczynie, która opowiada mu o Mieście otoczonym Murem. To tam mieszka jej prawdziwe ja, a on zna jedynie jej...