Cała prawda o życiu
Niekiedy go przeklinamy, czasami jesteśmy mu wdzięczni. Patrzymy z niepokojem, bądź - przeciwnie - z optymizmem, oczekując, co przyniesie nam na naszej drodze. O kim lub o czym mowa? Oczywiście o człowieczym losie, który nieraz potraf nas zaskoczyć, rzucić pod nogi kłody, bądź też nieoczekiwanie wynagrodzić.
Ten los właśnie, na który składa się codzienność, nasze decyzje, wspomnienia i ludzie, którzy nas otaczają, stał się motywem przewodnim zbioru Marcina Dyjasińskiego. Tam gdzie pogrzebany jest pies to trzynaście mniej lub bardziej udanych opowiadań, których bohaterem jest człowiek, a nierzadko i jego przeszłość. Do lektury przyciągna intrygująca okładka projektu Artura Rosy, choć może to na niej wypadałoby się zatrzymać, powściągając zapędy czytelnicze. Choć opowiadania autorstwa Dyjasińskiego z pewnością znajdą swoich zwolenników, mnie nie będzie można do ich zaliczyć.
Nie przekonuje mnie ani prowadzona narracja, styl autora, ani tematy kolejnych historii. A te są różnorodne, bowiem Dyjasiński odniósł się do ludzkiego losu wszechstronnie, zabierając czytelnika nawet w przeszłość, w której bohaterowie odnajdują swoje miejsce. Tak właśnie dzieje się w odpowiadaniu Na swoim miejscu, w którym poczucie przebywania nie w tym czasie i nie w tym miejscu oraz monotonię tygodnia: dom-praca-szkoła jogi, przełamać może tylko powrót do korzeni. Sentymentalnie zrobi się na duszy podczas lektury opowiadania Duch oranżady, którego akcja rozgrywa się na ulicy Słodko-Gorzkiej, gdzie przed laty mieszkała matka bohatera. Oryginalna nazwa wywodzi się od fabryki napojów gazowanych, która miała tu przed laty swoją siedzibę. Wiatry historii i brutalna gospodarka rynkowa sprawiły, że po wyrabianej w fabryce oranżadzie, jak i po nazwie ulicy pozostały tylko wspomnienia, zaś w miejsce przeszłości wkroczyła teraźniejszość z ulicą Wierności. Jedynie pamięć utrwala obrazy, a niekiedy nawet przynosi stare-nowe kontakty, jak ten z córką dawnych właścicieli fabryki.
Interesujące (i jedyne, które mnie porwało) jest opowiadanie Obiad inny niż zwykle, które uświadamia czytelnikom, że można żyć obok kogoś całe lata, zupełnie go nie znając, tkwiąc w stereotypach i fałszywych przekonaniach. Przekonuje nas (i siebie) o tym Marcel, który od prawie dwudziestu lat spędzał niedziele w towarzystwie ojca. Jednocześnie z biegiem czasu rosło w nim przeczucie, że ojciec nie traktuje go poważnie, lecz nigdy nie wysilił się, by to zmienić, by otworzyć się przed ojcem i doprowadzić do tego, by wzajemnie się poznali.
Tam gdzie pogrzebany jest pies to także historia o spotkaniu przed kawiarnią, o Karczku (vel Miśku) i jego wygolonym karku, o fajurce do haszyszu czy komórce znalezionej w parku. Z większości utworów przebija cynizm autora, jego bohaterowie to alkoholicy, unikający wszelkich zobowiązań mężczyźni czy osoby szykujące się na śmierć (To był dzień, w którym miałem umrzeć. Postanowiliśmy go jakoś uczcić, bo taka okazja nie trafia się codziennie – mówi jeden z bohaterów). Mimo, że tematyka ludzkich losów wydaje się wdzięcznym materiałem na prozę, autor zdecydowanie nie udźwignął ciężaru odpowiedzialności. Być może wystarczyłoby dokonać selekcji tekstów, może jeszcze raz się nad nimi pochylić? Werdykt pozostawiam czytelnikom, bowiem sama jestem zdecydowanie "na nie".