Jeśli w książce dla młodych czytelników pojawia się stary, opuszczony dom, jest on zawsze zapowiedzią emocjonujących przygód i areną niezwykłych zjawisk. Wydawać by się mogło, że obecność zrujnowanego dworku to motyw wyeksploatowany i mało interesujący – Agnieszka Błotnicka udowadnia, że to nieprawda. W powieści dla najmłodszych sięgnęła po temat tak znany, że aż nużący. Rozwinęła go jednak bardzo udanie.
Niszczejący dworek nie straszy tym razem za sprawą rozmaitych zjaw, duchów poprzednich właścicieli czy innych pozaziemskich istot – choć oczywiście i w ten sposób pobudza wyobraźnię. Przyczyna pełnej lęku atmosfery wokół domu jest prozaiczna: budynek często staje się schronieniem dla włóczęgów czy podejrzanych typów – i to właśnie oni stanowią podstawowe zagrożenie dla bawiących się w pobliżu dzieci. Nie ponure legendy, a troska o bezpieczeństwo najmłodszych odgrywa główną rolę w tworzeniu aury tajemniczości. Stary dom zostaje w końcu sprzedany, a jego nowi lokatorzy – Ewa Rosochacka z synem, Jędrkiem, wydają się nie martwić okropnym stanem budowli ani mroczną atmosferą otoczenia. Obecność Jędrka pozwala rodzeństwu – Ani i Piotrkowi – na penetrowanie wnętrza domu pod pozorem pomagania przy remoncie. Ale to Ewa odkrywa największą tajemnicę, tajemnicę starego strychu. W książce mieszają się przygody „realistyczne” z fantastyką. Wszystkie jednak wiążą się z sekretami – nieważne, czy chodzi o postać Jakuba, o proces w sprawie zaginięcia kur Piechaczowej, o wypadek na bagnach, o bandę Wojtka Zydla – nigdzie nie ma klarownych, prostych rozstrzygnięć (choć niektóre motywacje bywają przewidywalne). Codzienność małego miasteczka sama w sobie okazuje się dla czytelników atrakcyjna. A przecież poza zwykłymi przygodami w „Tajemnicy starego strychu” dochodzą jeszcze wydarzenia nieprawdopodobne i baśniowe – na strychu starego domu znajduje się magiczna szafa, otwierająca się na hasło odkryte przypadkiem. W szafie dzieci spostrzegają księgę, która sama wskazuje, w jakim miejscu należy ją czytać, mało tego – czyta się sama, wpływając na myśli bohaterów. Zdradza przyszłość i pomaga młodym przyjaciołom w dochodzeniu do prawdy, podpowiada, co powinni zrobić, by przywrócić w miasteczku porządek. Odwaga, przyjaźń i pomysłowość dzieci sprawiają, że ich wakacje będą niezapomniane. Przy okazji niezapomniana będzie też lektura.
Agnieszka Błotnicka wykorzystuje wiele szablonów – łączy ze sobą od dawna znane i stosowane w literaturze dla młodzieży schematy – co warto podkreślić, mimo wtórności motywów, uzyskuje autorka nową jakość. „Tajemnica starego strychu” to umiejętne włączanie do tekstu kolejnych nierozstrzygalnych od razu wątków – taka taktyka pisarska oznacza, że do samego końca lektura będzie trzymać w napięciu, a rozwiązania pojedynczych akcji przyniosą sporo emocji. Błędem autorki, a może po prostu niepotrzebną strategią, jest zdradzanie przebiegu działania w poszczególnych rozdziałach.
Całą tajemniczość i dziwność akcji psuje Błotnicka za sprawą naiwnych tytułów i podtytułów pytań a la Niziurski (tyle że Niziurski podawał je mistrzowsko). Przydałoby się nagłówkami intrygować czytelników, zachęcać do lektury, a nie przygotowywać na wszystkie wydarzenia. Ten mankament nie przeszkadza oczywiście w śledzeniu przygód Jędrka, Ani i Piotrka – jest to jednak element, nad którym warto popracować. Ładne ilustracje, prosty styl opowieści, wiele wątków ciekawie rozpisanych, nuta swojskości i odrobina bajkowości – to części składowe książki Błotnickiej. Nie jest to powieść z gatunku tych, które rozwijają wyobraźnię, wymuszają wzmożoną koncentrację, nie wymaga od czytelników wzniesienia się na wyższy poziom intelektualny. Ot, czysto rozrywkowa jest funkcja „Tajemnicy starego strychu” – ale i takie książki są potrzebne.
Od pierwszego spotkania Janka i Kuby minął rok. Skończyła się szkoła, ale Janek nigdzie nie wyjeżdża rodzice kupili nowe mieszkanie i trwa przeprowadzka...
Tamtego lata w Paryżu łazili od kafejki do kafejki, pili młode wino z tanich sklepów, chrupali świeże bagietki i oglądali jasne, kolorowe witryny z niedostępnymi...