Co można powiedzieć o kobiecie, która przez dwadzieścia miesięcy ukrywała w zakamarkach swojego ubogiego domu dwie żydowskie rodziny i niemieckiego dezertera? Karmiąc świnie, przenosiła do kryjówki nad chlewem jedzenie dla tych, których prawie nie znała. Czy była bohaterką? Czy była przyzwoitym człowiekiem?
O zbrodniach na ludzkości napisano setki książek, o ofiarach morderczej ideologii Hitlera powstały opracowania, którymi można zapełnić całe biblioteki. A jednak miliony słów wciąż nie wyczerpały tematu, z którym zmierzyła się Jenny L. Witterick. W Tajemnicy mojej matki w najbardziej lapidarny z możliwych sposób zapytała o granice strachu, uległości wobec przemocy i o prawo do życia.
Ta niewielka książeczka to pięć rozdziałów historii osób, z którymi zetknęła się Franciszka Halamaj. Oprócz jej córki, Heleny, i osiemnastoletniego Vilheima, dezertera z Wehrmachtu, głos zabrali też Żydzi, którzy wedle nazistowskiej doktryny czystości rasowej powinni byli umrzeć. Z trzydziestu wyznawców judaizmu w Sokalu na Podlasiu, ocalonych z hitlerowskiej pożogi, piętnaścioro ukryło się u Halamajowej. Pięcioro z nich trzymała pod podłogą w kuchni, podczas gdy nad ich głowami przyjmowała na kolacji niemieckich oficerów. Dzięki tym biesiadom dla wszystkich wystarczało jedzenia.
Tajemnica mojej matki to debiut powieściowy Jenny Witterick, pięćdziesięciodwuletniej Kanadyjki z Tajwanu, która do nowej ojczyzny trafiła jako ośmiolatka. Witterick, dziś szefowa dużej firmy, rozesłała plik z książką do kilkunastu wydawnictw. Żadne nie było zainteresowane kolejną opowieścią o Holokauście, więc autorka wydała ją sama. I nie tylko wydała, ale też zainwestowała tysiące dolarów w promocję. O książce mówiono w radio, informację o niej można było przeczytać na autobusach, wreszcie - poczta rozniosła 180 tysięcy ulotek z informacją o Tajemnicy... Choć książka sprzedawana była za niecałe dziewięć dolarów, to i tak autorka cały zysk przeznaczyła na cele charytatywne.
Na stronie internetowej "The Globe" i "The Mail" oraz na tej dotyczącej książki Witterick podkreśla uniwersalny wymiar opisanej historii. To opowieść o tym, jakim człowiekiem chcemy być. Zawsze możemy wybrać współczucie i uprzejmość wobec innych. Jak Halamajowa, która pomimo braku edukacji i praktycznie nie mając żadnych możliwości, potrafiła wykorzystać Nazistów, żywiących jej żydowskich lokatorów.
Wzorująca się na polskiej bohaterce autorka podkreśla, że sama doszła do miejsca, w którym jest dzisiaj. Ciężko pracująca Witterick zarządza przedsiębiorstwem wartym dwa miliardy dolarów.
Dzięki nieczęsto spotykanej w polskiej literaturze narracji w czasie teraźniejszym, jaką zastosowała w Tajemnicy... Jenny Witterick, książka zyskała element doraźności, tu i teraz, świata przedstawianego przed oczami czytelnika. Chwil, które mogą zakończyć się szybciej niż opisywana historia. Dynamizm i surowość tych opisów pozwalają choć trochę poczuć nietrwałość świata bohaterów z Sokala.
Podobnie jak Eric Emannuel Schmitt, francuski dramaturg i powieściopisarz, autor Oskara i pani Róży, Witterick potrafi mówić krótko i znacząco o rzeczach najważniejszych. W dobie parusetstronicowych powieści to wielka sztuka. Jak sama podkreśla, pisanie to jej hobby, pisze wszędzie, jeśli tylko ma kilka minut wolnego czasu. - Bez hobby ludzie są jednowymiarowi - dodaje w wywiadzie dla „The Globe and the Mail”. I zapewnia, że pracuje już na kolejną historią, którą osadziła w realiach San Francisco. Z pewnością po nią sięgnę.