Ted opowiada, że Szwecja występuje w polskim hymnie narodowym. (…) W tym szwedzkim Szwecja nie występuje. Co więcej, oficjalny hymn Szwecji w ogóle nie występuje. Nieoficjalny, „O dawna, o wolna”, wykonuje się przy uroczystych okazjach, ale żadna ustawa ani decyzja parlamentu nie przypieczętowała tego faktu. Nie mają hymnu, ha, ha, i tylko my o nich w swoim śpiewamy! W nie najlepszym kontekście zresztą. Szwedzi o potopie szwedzkim mniej od nas wiedzą (…). Przede wszystkim dlatego, że nie przychodzi tu ludziom do głowy czcić i wspominać wydarzeń sprzed czterystu lat.
Katarzyna Molęda wie, o czym pisze. Nie pojechała do Szwecji na wakacje. Pojechała "na życie". Jest skandynawistką i dziennikarką, była także konsulem RP w Sztokholmie. Krótko mówiąc: jest specjalistką w swoim fachu, fachu nieco obcego, ale nie wyobcowanego mieszkańca kraju naszych północnych sąsiadów, za siedmioma (a przynajmniej jednym) morzami. Z ogromnym poczuciem humoru i lekkością dziennikarka opowiada o Szwedach i „szwedzkości” - bardzo, jak się okazuje, charakterystycznej.
Bo oto Szwedzi nie mają pralek, piją hektolitry kawy rocznie, prawie nie mają bezrobocia, nie przedstawiają się, kiedy do siebie dzwonią, nie potrzebują zwolnień lekarskich, bo wierzą sobie "na słowo", nie zamykają domów, biorą korespondencyjne rozwody, nie kupują alkoholu po 18:00, ich narodowym daniem jest tortilla, uczą się do końca życia, masowo korzystają z darmowych możliwości dokształcania i zaplanowanych form aktywności fizycznej. W dodatku dają sobie tyle przestrzeni, że nie ustępują nigdy miejsc w środkach komunikacji, nie uprawiają sportu dla sylwetki, ale dla dobrego samopoczucia, jeśli są politykami, wypowiadają się publicznie TYLKO o polityce, ale za to mają wiecznie brudne buty, dziurawe skarpetki i niemal identycznie urządzone mieszkania. Podczas lektury książki Katarzyny Molędy Szwedzi. Ciepło na północy niejednokrotnie odnieść można wrażenie, że Szwedzi to naród z zupełnie innej planety. Ale to planeta, na której chyba chciałoby się zapuścić korzenie.
Podstawową zaletą książki Molędy jest fakt, że to naprawdę książka o Szwedach. Napisana z punktu widzenia Polki, to jasne, ale to nie kolejna relacja o tym, jak Polaków traktuje się zagranicą i o zabawnych perypetiach rodaków na obczyźnie. Jest to natomiast usystematyzowany, wyczerpujący opis tego skandynawskiego małego "raju na ziemi". Jak wszyscy wiemy, raj ma to do siebie, że nie każdemu odpowiada, ale ma w sobie coś egzotycznego i ciepłego. Coś, co warto poznać - choćby po to, żeby raj odczarować. Dla siebie.