Kalisz - miasto prowincjonalne i tajemnice masonerii
Kalisz jest miastem prowincjonalnym. Nie, nie w moich oczach. W opinii bohaterów powieści Anety Ponomarenko zatytułowanej Strażnik skarbu. Dla porządku należy dodać, że nie Kalisz współczesny, tylko dziewiętnastowieczny. Mamy zatem rok 1888, wiosnę. Nudne miasto na peryferiach potężnego mocarstwa, Rosji, do którego trafiają ludzie słabiej zainteresowani polityką, karierą, bywaniem na salonach. Coś dla lubiących spokój, bale, wygodne, nie zmącone niepokojami życie. Jednak idylla nigdy nie lubi trwać zbyt długo. W parku miejskim zostają znalezione zwłoki młodego człowieka, pomocnika aptekarza. Większość ludzi sądzi, że było to samobójstwo. Nawet przybyły na miejsce Walery Konstantynowicz Jezierski, agent do specjalnych poruczeń w randze radcy stanu. Ot, to taki współczesny komisarz-detektyw. Jezierski jest doświadczonym stróżem prawa, który w swoim życiu rozwiązał niejedną sprawę. Do Kalisza ściągnął go, syna Polki i Rosjanina, gubernator Michał Piotrowicz Daragan. Cóż, radca także sądzi, że ma do czynienia z samobójstwem. Wezwany na miejsce zdarzenia lekarz uważa jednak inaczej. Jakub Zaif, bo tak się nazywa nasz bohater, zastępuje miejscowego medyka, pełniącego funkcję kogoś w rodzaju współczesnego patologa. Sądzi, że było to zabójstwo. Jego argumenty robią wrażenie na Jezierskim. Panowie od razu czują do siebie sympatię. Obaj na swój sposób czują się obcy w tym mieście. Zaif jest dobrze wykształconym, bogatym, nowoczesnym Żydem. Synem bogatego, wpływowego i szlachetnego bankiera. Radca reprezentuje zaborcę, który nie wiadomo dlaczego nie cieszy się w tak starym jak Kalisz mieście sympatią mieszkańców. Szybko okazuje się, że współpraca obu panów rozwija się nadzwyczaj dynamicznie. Pojawiają się bowiem kolejne zwłoki, a ta śmierć również nie wygląda na naturalną. Czas goni, przebiegły morderca (a może nawet kilku zbrodniarzy) grasuje po mieście. Władze guberni żądają wyników, a ślady są nadzwyczaj skąpe. Pojawiają się nowe tropy, a wydarzenia nabierają tempa.
Strażnik skarbu to powieść kryminalna w stylu retro. Przenosimy się zatem do przeszłości, którą poznajemy, patrząc z perspektywy współczesności. Dialogi nie są przesadnie stylizowane, co sprawia, że książkę czyta się sprawnie, bez przedzierania się przez gąszcz niejasnych słów lub sformułowań. Autorka przyjęła podejście życzliwe dla przeciętnego czytelnika, choć niekoniecznie zgodne z prawdą historyczną. Niestety, w ten sposób mało wiernie oddawany jest sposób myślenia ówczesnych ludzi. Wszak słowa, konstrukcje zdaniowe, specyficzne zwroty oddają to, jak myślimy i jak patrzymy na rzeczywistość. Z drugiej strony - jak niby wejść do głowy dziewiętnastowiecznego człowieka i dobrze zrozumieć jego mentalność? Czytając ówczesne gazety, książki, kroniki, listy? Gdybyśmy tylko na podstawie takowych odtwarzali nasz świat, to czy byłby on rzeczywiście wiernie oddany? Czy nie byłby raczej konstruktem osoby piszącej konkretny tekst? A język współczesnej prasy i gazet? Czy wiernie oddawałby nasz sposób codziennego komunikowania się?
Zaletą książki są opisy. Aneta Ponomarenko stara się kreślić szeroki i barwny obraz architektury miasta, wyglądu mieszkań, obyczajów, ubrań, potraw, wydarzeń. Liczne są przypisy, które najczęściej kierują do prasy z owych czasów. Pełne detali opisy dobrze wprowadzają w klimat XIX-wiecznego Kalisza. Bohaterowie są równie barwni, co nierzeczywiści. Ludzie są z grubsza dzieleni na trzy grupy: chodzące ideały (Jezierski, Zaif, Daragan); prostaczki, których można tolerować (Jasiek Poraj) i negatywne typy, niesympatyczne, złośliwe, głupie (długa lista, np. radca Garszyński). Radca Jezierski jest człowiekiem nieskazitelnym. Cóż, może i sprytnie manipuluje ludźmi, ale tylko dla dobra śledztwa, czyli dla dobra sprawy. Jest światły i nowoczesny, pełen wzniosłych i postępowych idei, co jednakże nie przeszkadza mu gorąco marzyć o tym, by morderca dyndał na szubienicy. Jakub Zaif należy do zawsze nielubianych, prześladowanych Żydów. Dobrze wykształconych, bogatych, pewnych siebie. Też jest wzorem cnót i dobroci, choć potrafi skłamać bez zmrużenia oka dla organizacji, z którą jest związany. Więzy z tą organizacją, lojalność wobec niej stawia ponad wszystko. Daragan jest życzliwym Polakom gubernatorem. Starającym się sprawować rządy z łagodnością i wyrozumiałością. Główni bohaterowie to postaci jak z obrazka, niemal święci.
Rozmowy mają często charakter nierzeczywisty z tego powodu, że służą jako objaśnienie, wyjaśnienie dla czytelnika. Odnosi się wrażenie, że wartościowi są w tej książce tylko ludzie wykształceni i postępowi, bogaci i wpływowi. Są oni w specyficzny sposób dobrzy dla „maluczkich”. Na czym to polega? Pomagają innym, o ile nie przysparza im to poważnych problemów. Mają szczodrą rękę, ale w sumie dają z tego, co im zbywa. Traktują innych z góry, jako gorszych. Mają poczucie władzy, jaką dają im majątek, pozycja społeczna i wykształcenie.
Dosyć irytujące jest dokładne opisywanie każdej nowej osoby pojawiającej się w książce, z detalami dotyczącymi wyglądu. Ciekawą rzeczą jest dość zaskakująca wiara racjonalisty Jezierskiego w możliwość ocenienia człowieka na podstawie jego cech anatomicznych. Przykład: mały dołek w podbródku swoim kształtem ma znamionować upór lub silną wolę. Radca patrzy na ludzi i od razu wie, z kim ma do czynienia.
Wydaje się, że samo śledztwo jest trochę pretekstem do opisywania dawnego Kalisza i toczącego się w nim życia klasy bogaczy. Wątki romansowe momentami zdają się ważniejsze niż kolejne ofiary śmiertelne. Owe wątki wydają się zresztą mocno przerysowane i przesłodzone. Z jednej strony sprawa prowadzona jest podobno przez profesjonalistów stosujących najnowsze techniki (np. dopiero kiełkującą daktyloskopię), z drugiej - nie przesłuchuje się rzetelnie świadków, morderca działa niemal jak Zorro, nie pozostawiając żadnych śladów, przez prawie całą książkę praktycznie nie ma konkretnych podejrzanych.
Czytelników może satysfakcjonować liczba zabójstw. Jest ich naprawdę wiele i są dość urozmaicone. Wątki masońskie też należą do ciekawych, choć opisywanie samej masonerii jako dobroczyńców ludzkości, ludzi światłych i służących innym jest naiwne. Wygląda na to, że ci, co byli źli w lożach, przeszli do innych organizacji, równie tajnych, nierzadko podobnie okultystycznych. Świadczy to jednakże o tym, że do masonerii nie należeli tylko aniołowie. Ukazany jest dość wyraźnie ryt tajemniczości tej organizacji, działania we własnym interesie, wzajemne wspieranie się masonów, należących często do elity społeczeństwa. Czy nieformalne, ale silne więzi ludzi mających wielkie wpływy, rzeczywiście są takie dobre? Czy niejasne cele im przyświecające, działanie w ukryciu i bezwzględna lojalność wobec towarzyszy z loży są czymś wyjątkowo pięknym i wartym naśladowania?
Książka jest sprawnie napisana i pod względem stylu przyjemna w lekturze. Uwagi krytyczne dotyczą przede wszystkim treści, potraktowania "po macoszemu" pewnych tematów, osób i wątków.
Po dwóch latach od rozwikłania słynnej zagadki kryminalnej w Kaliszu, spokój tego miasta znów został zakłócony. Odnajdywane są makabrycznie okaleczone...
Rok 1900. Przełom wieków. W Kaliszu trwają przygotowania do wystawy archeologicznej. Tuż przed jej otwarciem dochodzi jednak do kradzieży kufra z cennymi...