MacGyver w Kosmosie
Bunt, kolejny tom cyklu Star Force, coraz bardziej utwierdza nas w przekonaniu, że oto mamy nowego MacGyvera, który nad wyraz śmiało poczyna sobie zarówno na Ziemi, jak i w kosmicznych odmętach. Takie wrażenie sprawia bowiem Kyle Riggs – wykładowca akademicki, na którego drodze stanęły i którego życie diametralnie odmieniły nanoroboty rozwiniętej kosmicznej cywilizacji. Zmuszony do walki w imię cudzych celów, stara się walczyć również w obronie Ziemi i jej mieszkańców. Choć walka chwilowo przenosi się w odległe zakątki Kosmosu, to w tle ciągle tkwi groźba całkowitego unicestwienia Błękitnej Planety. Kyle Riggs, zmuszony do współpracy z makrosami, do spełniania ich żądań, czeka tylko na okazję, by stanąć do walki z bezdusznymi maszynami, bezwzględnie jak nawiedzeni rewolucjoniści realizującymi wyznaczone zadanie. Póki co musi unicestwiać kolejne rasy w odległych światach, by wraz z podwładnymi uniknąć zagłady. Dzień gniewu zbliża się jednak wielkimi krokami. Tylko jak walczyć z makrosami, by nie ściągnąć ich chłodnej i pozbawionej skrupułów zemsty na ojczystą planetę?
Powieści B.V.Larsona czyta się bardzo dobrze. To kawał mocno wciągającej fabuły i dynamicznej akcji. To mnóstwo walki, przeplatanej przygotowaniami do niej. I to właśnie w owych przygotowaniach do boju Riggs najlepiej pokazuje swoje macgyverowskie oblicze. Jak Adam Słodowy z kawałka materii z pomocą nanorobotów tworzy co tylko dusza (Kyle’a) zapragnie. Zawsze znajduje praktyczne rozwiązanie. Nawet pomyłki potrafi wykorzystać na swoją korzyść. Riggs jest postacią dominującą, choć kilka innych - mniej uwypuklonych - osobowości również przykuwa uwagę. Nikogo nie poznajemy jednak zbyt dobrze. Wątki poboczne (perturbacje w romantycznym związku, relacje między ważniejszymi postaciami) nie są zbytnio rozwinięte. Psychologia postaci, szersze tło wydarzeń są zdecydowanie na drugim miejscu. Liczy się przede wszystkim akcja, liczą się nowe kosmiczne rasy i pokazanie ich specyfiki, liczą się pomysły na przetrwanie Riggsa.
Bunt pochłania się szybko, jak jogurt z cudownie pożytecznymi bakteriami, choć nie jest już w tym samym stopniu ożywczo zaskakujący jak Rój. Nadal jednak powieść nie pozwala się nudzić, co pewien czas zaskakuje, bo choć kierunek wydarzeń jest przewidywalny, nigdy nie znamy znaczących detali. A to one właśnie decydują o radości z lektury cyklu Larsona. Wadą – czasami, paradoksalnie, można to uznać za zaletę – są schematy, po jakie chętnie sięga autor. Skoro bowiem – zgodnie z myślą zawartą w o Rejsie – najbardziej lubimy te przeboje, które już znamy, to dobrze wykorzystane schematy mogą sprawić sporo radości. Dowodem tego jest cykl Star Force.
Jak na razie każdy tom cyklu czymś się wyróżnia. Rój to wprowadzenie w temat i akcja rozgrywająca się w ziemskich klimatach. Poruszająca skala mikro i mniej emocjonująca skala makro. Zagłada jest swoistym wyczekiwaniem na to, co przyniesie realizacja zobowiązania wobec makrosów. To zarówno wydarzenia na Ziemi, walka o pozycję Sił Gwiezdnych i intrygi polityczne, jak również rozpoznanie prowadzone w przestrzeni kosmicznej. Łagodne wprowadzenie do potyczek w Kosmosie. Bunt to zdecydowanie walka w Kosmosie. Walka między biotami i maszynami, walka z innymi rasami, które chcą zniszczyć makrosy, jak i walka o przetrwanie Sił Gwiezdnych oraz ludzi. Cechą wspólną tych książek jest optyka wydarzeń – zawsze ukazywanych z perspektywy Riggsa.
Bunt wydaje się pozycją ciekawszą niż Zagłada. Przede wszystkim podobać się może bliższe przyjrzenie się kosmicznym rasom. Ciekawym posunięciem – pod koniec tomu - jest wprowadzenie nowego robota z budzącą emocje zaawansowaną sztuczną inteligencją. Przyszłość – cyklu, Ziemi, Kosmosu - w każdym razie zapowiada się naprawdę ciekawie.
Owdowiały wykładowca akademicki Kyle Riggs mieszka z dwójką dzieci na kalifornijskiej farmie. Pewnej nocy jego spokojne życie przerywa przybycie...
Kapitanowi Leo Blake’owi ludzkość zawdzięcza zarówno swoje przetrwanie, jak i obecne kłopoty. Gdy nad Ziemią ze świetlistych wyrw w czasoprzestrzeni...