Poznaj swojego wroga. I poznaj samego siebie.
XXV wiek. Rok 2404. Miesiące i lata nadal są liczone w stary, obrzydliwie tradycyjny sposób, choć świat się ogromnie zmienił. Postęp w wielu dziedzinach sprawił, że człowiek żyje dłużej, jest odporny na choroby, widzi, słyszy i podobno rozumie więcej, szybciej, lepiej. Czy poszczególne jednostki są szczęśliwe? Niekoniecznie. Szczęście jest bowiem czymś, do czego każdy dąży, ale mało kto osiąga. Pieniądze, zdrowie, seks, układy, władza, posiadane rzeczy nie są w stanie skutecznie i długotrwale wpłynąć na poczucie szczęścia, choć potrafią być pożądanymi jego namiastkami. Człowiek zawsze najbardziej pragnie tego, czego akurat nie ma - i to właśnie owo pragnienie, pożądanie bardzo często go unieszczęśliwia. Świat przyszłości jest podzielony, choć ludzie starają się podejmować konieczną współpracę. Konfederacja Terrańska, Hegemonia Chińska, Teokracja Islamska współpracują na tyle, na ile im się to opłaca i na ile są do tego zmuszone okolicznościami. Także w Kosmosie współdziałają w ramach Straży Kosmicznej, starając się strzec Ziemi i pozaziemskich kolonii. A jest ich przed czym strzec.
Postęp technologiczny sprawił, że duża część ludzi stała się czymś innym niż dawny biologiczny człowiek. Wsparci wieloma implantami, nanotechnologicznymi wszczepami, zminiaturyzowanymi komputerami, przekroczyli dotychczasowe granice człowieczeństwa. Ci, którzy odrzucają tak zdecydowaną ingerencję techniki w biologię, żyją na obrzeżach miast, w zapuszczonych enklawach. Stale są jednak niepokojeni przez troskliwie pochylający się nad nimi rząd. Są wyrzutem, który nowoczesne społeczeństwo w imię obowiązkowej tolerancji i postępu najchętniej by zlikwidowało. I choć nie czyni tego z różnych względów, pogardę wyraża, nazywając ich prymami (od prymityw), dzikusami i zboczeńcami. Społeczeństwo, uznające prymat technologii nad biologią, odrzuciło bowiem dotychczasowe normy, zwłaszcza obyczajowe, a monogamię uznaje za dewiację.
Ludzie, dokonując kolejnych odkryć i wyruszając w Kosmos, spotykają tam Obcych. Tysiące wysoko rozwiniętych cywilizacji technicznych. Łączy je jedno: są wyposażone w potężne środki zniszczenia i nie mają specjalnych oporów wobec ich stosowania. Wydaje się, że rozwojowi technicznemu towarzyszy zawsze agresja i chęć ekspansji. Za większością mieszkańców Kosmosu zdaje się stać jedna rasa - tajemniczy Sh’daar. Stworzyli oni Galaktyczne Imperium Sh’daar, w skład którego wchodzi mnóstwo cywilizacji technicznych, podporządkowujących się Władcom. Jedna z nich kilkadziesiąt lat wcześniej wobec opisywanych w powieści wydarzeń dostarcza ludziom ultimatum od Sh’daar. Mają zaprzestać dalszego rozwoju technologicznego - w przeciwnym razie zostaną zniszczeni. Czego boją się Sh’daar? Czym jest niejasno wspominana przez ich posłańców transcendencja?
W „rejonie” gwiazdy Eta Bootis dochodzi do starcia z jedną z ras kosmicznych. Miłujący - ale tylko na swoich warunkach - pokój ludzie wysyłają tam gwiezdny lotniskowiec Ameryka. Są dobrze przygotowani do walki - wszak doskonale rozumieją i na co dzień stosują starożytną zasadę: chcesz pokoju, szykuj się do wojny. Dochodzi do walki, w której udaje się ewakuować część kolonizatorów z planety Eta Bootis IV i pozostałych przy życiu Marines, którzy jej bronili. Starcie z Turush, jedną z ras sprzymierzonych z Sh’daar, jest bardzo krwawe, a najeźdźcy zachowują się w sposób niezrozumiały. Długo atakują planetę, a w końcu ją dewastują. Nikt nie rozumie logiki Obcych, nawet zaawansowana AI. Wygląda na to, że władcy Galaktycznego Imperium Sh’daar zaniepokojeni są kierunkiem rozwoju ludzkości i zaczynają powoli wprowadzać w życie swoje ultimatum. Dla nich czas jest prostą rzeczą.
Star Carrier: Pierwsze uderzenie to pierwszy tom cyklu militarnej s-f autorstwa Iana Douglasa. Za tym nazwiskiem kryje się William H. Keith, autor prawie stu książek należących do bardzo odmiennych gatunków. To były członek korpusu medycznego Marynarki Wojennej Stanów Zjednoczonych, który swoje wojskowe doświadczenie wykorzystuje w pracy literackiej. Także w Pierwszym uderzeniu daje się je wyraźnie odczuć. Star Carrier jest cyklem rozpoczętym w 2010 roku i jak dotychczas obejmującym cztery tomy.
Podstawowym tematem powieści jest wojna. Opisy kosmicznych walk mają wielki rozmach. Opisy sprzętu biorącego w nich udział są drobiazgowe i niekoniecznie zaintrygują zwolenników wartkiej akcji. Ta zaś jest prowadzona wielowątkowo. Śledzimy losy kilku postaci, w tym przede wszystkim Trevora Graya - prymskiego monogama, outsidera, który zbiegiem okoliczności został pilotem kosmicznego myśliwca. Ratując życie umierającej żony, zdecydował się oddać kilka lat swojego życia rządowi, którego dotąd nie uznawał. Kolejną postacią jest dowódca Grupy Bojowej Ameryka, admirał Koenig, żołnierz w pełni oddany służbie. Możemy przyjrzeć się również kolegom i koleżankom Graya, takim jak komandor Allyn. Powieść urozmaica ciekawy wątek związany z Turush va Sh’daar, który jest dość udaną próbą przybliżenia czytelnikom tej jakże odmiennej rasy.
Powieść jest bardzo dobrze napisana. To kawał nieźle wykonanej military s-f, w której najsłabszym z mojego punktu widzenia punktem są niektóre rozbudowane opisy, wyliczenia odległości i językowy manieryzm. Mocny nacisk położony został na sprawy techniczne. Opisy mają umożliwić poznanie tej strony wymyślonego świata, ale Ian Douglas pamięta także o znaczeniu postaci, z którymi moglibyśmy się identyfikować. Jest wśród nich z pewnością porucznik Gray, outsider, z trudem znajdujący swe miejsce w nieprzyjaznym wobec niego świecie. Jego przeszłość stanowi dla większości kolegów powód kpin, chamskiego zachowania i nietolerancji. Postęp technologiczny i towarzyszący mu postęp społeczny wydają się nie wpływać na postęp w indywidualnym rozwoju jednostek. Wiedza, ulepszenia ciała i „dopalacze“ mózgu nie poprawiają wad człowieka, a nawet zdają się je wzmacniać. Douglas nie opisuje świata przyszłości całkiem naiwnie, w sposób jednoznaczny. Często zwraca uwagę na jego dobre i złe strony, na plusy i niebezpieczeństwa, które kryje jego wizja. Pokazuje, że rozwój nie musi zmieniać tego, co złe: poczucia wyższości, brudnych gierek ludzi władzy, dzielenia ludzi na lepszych i gorszych, politycznego kombinatorstwa i manipulacji, tendencji do władzy absolutnej i totalnej inwigilacji obywateli. Autor wydaje się zwolennikiem optymizmu technologicznego, wyrażającego się w podkreślaniu dobrych stron technologii i techniki. Sąsiaduje to z krytycznym ukazaniem nieśmiertelnej biurokracji i kuluarowych rozgrywek wśród rządzących. Autor zwraca również uwagę na nową formę totalitaryzmu, który może funkcjonować w społeczeństwie przyszłości, a przejawiać się w nieustannej, permanentnej kontroli jednostek i dowolnej ingerencji w ich życie, również osobiste, uczuciowe, umysłowe.
Douglas ma słabość do pewnych słów. Nadużywa pojęcia osobliwości, które pojawia przy nieomal każdej okazji. Ulubioną cyfrą jest 9, a stałymi, które wprost uwielbia, prędkość światła c i jednostka astronomiczna JA. Sztuczna inteligencja jest rozwiązaniem wszelkich problemów - zwłaszcza, gdy jest potężna lub jest ich kilka. Działa kinetyczne, nanokamuflaż, nanowłókna, nanokomputery, myśliwce grawitacyjne, komputery psychiatryczne - lista wymyślnych pojęć i przedmiotów jest ogromna. Douglas jest niezwykle płodny jako twórca nowych słów. Istoty minerałożywne, florauna, nanokamuflaż, rattlesnake, nighmare, starhawk pojawiają się jak szybko wokół nas rozwijające się słownictwo naukowe, które wydaje się momentami najbardziej dynamiczną sferą większości dziedzin nauki. Nowe, złożone, wymyślne słowa nie zawsze coś dobrze wyjaśniają, ale zawsze sprawiają, że dana dziedzina staje się bardziej hermetyczna i przegadana. Czasami mam wrażenie zakazu używania ostrej brzytwy Ockhama, którą zastępują delikatne dla językowej materii trójostrzowe nożyki. Miast ciąć - gładzą.
Niemalże fizycznie czuła przypływ danych, błyski równań batalistycznych i jasność rozwiązań podawanych przez sztuczną inteligencję. Piękne, nieprawdaż?
Niesamowite bronie, wielkie bitwy i dynamiczne potyczki, rozgrywające się na łamach powieści, potrafią zafascynować. Dziwić może tylko skuteczność prostych metod, jakie potrafią zadziałać przeciwko wymyślnym rodzajom broni i sprawdzonym strategiom. No cóż, "proste" nie zawsze znaczy "gorsze" czy "mniej efektywne". Interesujące jest to, że wspaniały rozwój powoduje czasami coś na kształt problemu mądrego inżyniera, który rozwiązując banalnie proste równanie, sięga po zaawansowane metody matematyczne, celuje z wielkiej armaty w maleńką, skromną muszkę. Czasami nadmiar wiedzy zaciemnia prostotę zagadnienia, a złożone, wyrafinowane metody wypierają proste nie dlatego, że są skuteczniejsze, ale że tych prostych tytan wiedzy już zwyczajnie nie dostrzega.
Już niby wiesz, jak smakuje zderzenie z nieznanym. Jak człowiek się czuje, kiedy staje naprzeciw potężnego wroga, o którym wie niewiele albo w ogóle nic...
Wyrusz w międzygwiezdną podróż i spraw, aby ludzkość ewoluowała. Książka "Gwiezdni bogowie. Star Carrier. Tom IX" zabierze Cię w pełną niebezpieczeństw...