Akcja powieści rozgrywa się w 1399 roku w Londynie. Czternasty wiek dobiega końca i ludzie mówią o apokalipsie. Na tronie zasiada najdziwniejszy i najbardziej interesujący z angielskich królów, Ryszard II. Późniejszy okres jego rządów mącą osobliwe znaki i przepowiednie. Mniszka z klasztoru w Clerkenwell, siostra Clarice, doznaje wizji przyszłości. Autentyczna prorokini czy narzędzie sił doczesnych? Istnieje sekta predestynowanych, którzy czują się powołani do tego, żeby sprowadzić dzień Sądu Ostatecznego, ale są również groźne siły, które im się sprzeciwiają... Chcąc rozjaśnić te tajemnicze wydarzenia, Peter Ackroyd udał się po pomoc do najwybitniejszego poety tego okresu, Geoffreya Chaucera. Mamy tu zatem mieszczkę z Bath, kapelana mniszek, włodarza, żeglarza – całą obsadę „Opowieści kanterberyjskich”. Każda z tych postaci ma swoją historię, która wzbogaca całość fabuły. Razem powołują przeszłość do życia z olśniewającym bogactwem szczegółów. Tak jak i Ty drogi czytelniku zapoznałam się z krótką ale jakże wymowną notką na końcu książki, która oczywiście została tam umieszczona przez wydawcę. Zapowiadała się całkiem nieźle i chociaż czekało na mnie w domu jakieś 10 innych książek w kolejce postanowiłam się skusić i jeszcze tą jedną jedyną zabrać ze sobą i przeczytać. Wtedy jeszcze nie wiedziałam jaki wielki błąd popełniam. Książka miała opowiadać o kościele w mrocznych czasach jego istnienia i o tajemniczej sekcie zwiastującej apokalipsę. Nie wiem dlaczego ale niczego takiego w tej książce nie znalazłam, może poprostu czytałam jakaś inną? Porywający thriller z makabrycznymi smaczkami obyczajowymi okazał się niesmacznymi marnymi wypocinami kiepskiego autora. Z przykrością musze tak nazwać tę książke, ponieważ wiele sobie po niej obiecywałam i strasznie się zawiodłam. Zabrałam się do czytania z wielkim entuzjazmem i pierwsze 20 stron naprawdę ciekawie się czytało pomimo dość trudnego języka, którym posłużył się autor. Jak się później okazało, niepotrzebnie, ponieważ na dłuższą metę jest to męczące. Chwilami miałam wrażenie, że bez słownika języka średniowiecza nie będę w stanie zrozumieć książki, ani czytać jej dalej. Tytułowa sekta, która miała być jednym z głównych bohaterów i motorem napędzający akcję tego 'bestsellera', okazała się być marnym tłem dla nieciekawej i męczącej powieści ukazującej Londyn w XIV wieku. Doszłam więc do wniosku, że chyba to było celem pana Ackroyd`a. Możliwe, że całkiem inaczej odebrałabym ją, gdyby była spójną całością, a nie podzielona na ''opowieści bohaterów” na przykład : „opowieść mnicha lub giermka”. Niby wszystkie te historie gdzieś się ze sobą łączą ale jakoś trudno znaleźć to miejsce łączenie, a jeszcze trudniej domyślić się, po co to komu? Reasumując. Gdybym chciała poczytać sobie przewodnik po średniowiecznym Londynie to udałabym się na zupełnie inną półkę z książkami. Stanowczo odradzam sięganie po nią. Szczerze mówiąc to jest tak nieciekawa, że nie dokończyłam jej czytać, zostało mi jakieś 7 stron do końca. Było to ponad moje siły, ale jestem święcie przekonana o tym, że te parę kartek nic by nie zmieniło. Więc jakie to ma znaczenie?
Victor Frankenstein rozpoczyna swe eksperymenty anatomiczne w stodole na skraju odludnej wioski Headington koło Oksfordu. Z biura koronera otrzymuje potrzebne...
Peter Ackroyd odsłania tajemną historię Londynu w całym jej zróżnicowaniu, ze wszystkimi wabikami, ale także niebezpieczeństwami i okrucieństwami. W Londynie...