Przyznać muszę, że nieco bałam się tej książki. Tytuł, co prawda, uspokajał, ale ta „tylko Rosja” to przecież „aż Rosja”. Mega-państwo, imperium o powierzchni nie do ogarnięcia, do tego ostrzące sobie zęby na kolejne terytoria. Kraj, którym zawsze rządziła silna jednostka, nie znająca kompromisów ani litości. Jak tu się nie bać?
Tymczasem Igor Sokołowski, młody dziennikarz, z racji wieku nie posiadający uprzedzeń do Związku Radzieckiego, wsiada w samochód, przekracza granicę i jedzie samotnie w głąb tego monstrum. Czy on oszalał?
Myśląc: "Rosja", mamy wiele skojarzeń. Nie zawsze miłych, często podsyconych lękiem przed nieznanym i, oczywiście, pewną niechęcią do narodu, który przez wieki zawsze nam zagrażał. Nie sposób też nie przypomnieć sobie o wielkiej książce Ryszarda Kapuścińskiego Imperium, pisanej tuż po rozpadzie Związku Sowieckiego. A teraz mamy przed sobą książkę młodego autora, który postanowił zmierzyć się z takim Goliatem.
Jak wypada w tej walce? Trzeba przyznać, że zwycięsko. Reportaże z podróży w głąb tego gigantycznego kraju czyta się z wypiekami na twarzy. Zachwyca przede wszystkim jednak płynny styl Igora Sokołowskiego - lekki, a zarazem trafiający w sedno. Opisywane sytuacje zaskakują z jednej strony, a z drugiej – utwierdzają czytelnika w przekonaniu, że miał rację czując lęk. Lęk, a jednocześnie fascynację. Dla Rosjan, jak zauważa autor, strach zawsze łączy się z szacunkiem. Dla obywateli innych krajów – z czymś zupełnie innym. Ślady wielkości poprzedniego systemu niszczeją na ugorach, pomniki pokrywa rdza, a jednak wciąż żyją ludzie, którzy pielęgnują kult jednego z największych zbrodniarzy w historii. Sokołowski dziwi się temu, ale opowiadane przez mieszkańców historie wciągają go coraz mocniej, absurdy fascynują, a przeciwności potwierdzają, że jest to naprawdę wyjątkowe miejsce.
Niewiele wiemy o Rosji, która nie jest tak ekspansywna pod względem popkulturowym jak jej największy przeciwnik – Stany Zjednoczone. O USA wiemy niemalże wszystko - możemy wymienić stolice poszczególnych stanów, nazwiska prezydentów, nie wspominając o produkcjach z Hollywood. A o sąsiedzie, do tego jakże ważnym, mamy raczej mgliste pojęcie. Dlatego ta książka ma ogromne znaczenie. Szkoda, że zawiera tak mało zdjęć. Ciekawy byłby też pewnie reportaż filmowy. Jednak to słowo jest uniwersalne, wyjaśnia to, czego nie odczytamy z obrazu pozostawionego bez komentarza.
Igor Sokołowski może powiedzieć: „spokojnie, to tylko Rosja”, bo już tam był, widział, spróbował. Dzięki jego reportażom również czytelnicy mogą w pewnym przynajmniej stopniu oswoić nieznane.
Przekroczymy graniczny Bug i podejrzymy Piotra Klimuka startującego z kosmodromu Bajkonur - pierwszego Białorusina lecącego w kosmos. Kosmonautkę Walentinę...
Co wiemy dziś na temat Białorusi? Może tyle, że nieprzerwanie od kilkunastu lat rządzi nią twardą ręką Alaksandr Łukaszenka. A przecież to właśnie tam...