Ach ten przewrotny Deaver
Z Lincolnem Rhymem i Amelią Sachs zetknąłem się po raz pierwszy, z tego co pamiętam, przy okazji filmu "Kolekcjoner kości". Film nawet się mi spodobał, trzymał w napięciu i zaskakiwał zwrotami akcji. Po kolejne książki Deavera nie sięgałem jednak z jakąś nieopanowaną żądzą czytania, pełen młodzieńczego zachwytu czy bezgranicznej wiary w możliwości pisarza. Chyba po prostu już wyrosłem z tak silnych namiętności, i nawet jak lubię i cenię jakiegoś autora, to do kolejnej wydanej jego książki podchodzę z pewną ostrożnością. Cóż, brutalne i pełne zasadzek życie nauczyło mnie, że zawsze jest w nim miejsce na jakże urozmaicone, niespodziewane rozczarowania. A są one tym bardziej przykre, gdy oczekiwania są zbyt wielkie, rozdmuchane jak balony na wietrze. Lepiej nie spodziewać się za wiele i być rozczarowanym, ale miło.
Z pewną taką nieśmiałością sięgnąłem więc po zbiór opowiadań Deavera. Nie każdy bowiem, kto sprawdza się w dłuższej formie, równie dobrze radzi sobie w krótkiej. Tu przede wszystkim wymagana jest powściągliwość słowa, umiejętność zaskakiwania, dobre przemyślenie fabuły. Każdy błąd jest widoczny jak antylopa na ubogiej w drzewa sawannie. Z każdym przeczytanym opowiadaniem humor mi się poprawiał, jedno stawało się dla mnie jasne: nie zawiodłem się.
W opowiadaniu sensacyjnym wszystko może się zdarzyć i na tym jakże prostym, jasnym fakcie opiera swoje historie Deaver. Są one, tak jak zresztą chce tego sam autor, szybkie i porażające jak pocisk snajpera. Całe szczęście, że nie godzą nas śmiertelnie ;). Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim mogą się spodobać. A bo to za mało opisów, psychologia postaci jest taka uboga, dialogi jakieś zbyt zdawkowe, na dworze upał nie do zniesienia, w pracy lub szkole mordęga. Tak, ale to nie jest proza poruszająca problemy egzystencjalne, skoncentrowana na pięknie czy brzydocie istnienia, opiewająca uroki bądź okrucieństwo życia. To forma rozrywki, momentami ostrej jak jazda na rollercoasterze pełnym zakrętów. Nie każdy to lubi, a niektórzy po spróbowaniu schodzą z twarzą w odcieniu brudnej zieleni. Takie są też opowiadania Deavera. Przewrotne, zakręcone jak podwójna helisa DNA. Ukazujące inne oblicza zwykłego człowieka: cwanego lisa lub przebiegłego kota. Autor manipuluje naszymi emocjami i myślami. Sugeruje nam najpierw jedno, by w końcówce opowieści ukazać coś zupełne odmiennego. To taka forma literackiej zabawy. Deaver występuje jakby w roli prestidigitatora, wyciągając z pisarskiego cylindra całkiem niespodziewane zakończenia historii. Rozumiem tych, którzy nie przepadają za manipulacją ich uczuciami. Tu jednak z góry o tym wiadomo, a celem autora jest nas zaskoczyć, a nie zranić. Pisarz tworzy dla nas czytelników, dba o nas i stara się, co widać i czuć. Nie uważa się za wielkiego twórcę, a za solidnego rzemieślnika. Nie chce mówić i cierpieć za miliony, a jedynie milionom zapewnić rozrywkę.
W sumie mamy tu szesnaście opowieści, mniejszych lub większych jajek-niespodzianek, i jeden ciekawy wstęp autora, który tym razem warto przeczytać. Dla wielu ta forma literacka ma wiele zalet. Opowiadania są dość krótkie, można je czytać niezależnie od siebie, nie wymagają dużego nakładu jakże cennego, deficytowego czasu. Historyjki są przewrotne, doskonale spuentowane i pełne charakterystycznego czarnego humoru. Bohaterowie tych historii czyli zwykli ludzie stają w obliczu nowych wyzwań i sytuacji. Zdradzana żona, oszukiwany mąż, zazdrosny syn, zemsta - to tematy, które podejmuje pisarz. Ludzie tu oszukują, wplątują innych w niebezpieczne sprawki, mszczą się, a czynią to wszystko w niebanalny sposób. Autor nie stara się zjednać u nas sympatii dla swoich bohaterów. Są oni jacy są, nosząc w sobie, w często łagodnej zewnętrznej powłoce, dość szokujące pragnienia i myśli. W sumie Deaver chce nas omamić, otumanić, lekko przestraszyć, ale z solidnym przymrużeniem prawego i lewego oka.
Ten zbiór dowodzi dobrej jakości warsztatu pisarskiego autora, jego pomysłowości, biegłości, wyobraźni i umiejętności zamknięcia historii w niewielu słowach. Pokazuje jak z pozoru banalnych spraw można uczynić treść całkiem dynamicznego opowiadania. Podsumowując w sposób bardzo klasyczny nie sposób nie zauważyć, że przy tej lekturze należy uważać, bo można nagle zacząć inaczej patrzeć na otaczającą nas rzeczywistość i doszukiwać się w niej rzeczy wziętych wprost z kart literatury.
Praca dla wielkiej stacji telewizyjnej to dla Rune prawdziwe wyzwanie. Nawet jeśli jest tutaj na razie dziewczyną od wszystkiego. I to na jej biurko trafia...
Podczas koncertu w klubie muzycznym Solitude Creek w Monterey dochodzi do tragedii. Widzowie – zaalarmowani o wybuchu pożaru – wpadają w panikę...