Jeśli temat książki próbujemy ocenić po okładce, po lekturze Wyrobów Olgi Drendy, zbioru antropologicznych esejów o polskim amatorskim wzornictwie, różowy flaming ilustrujący Sorge szybko zdradzi, z jakimi bohaterami będziemy mieli do czynienia w najnowszej powieści Aleksandry Zielińskiej. Choć flaming tutaj, oczywiście, odwołuje się do lokalu prowadzonego przez jedną z trzech głównych bohaterek i ulubionej zabawki jej córki, jego ogrodowe wersje przywołują skojarzenia z prowincją. I taką prowincjonalną miejscowością jest Sorge, inspirowane polskim miastem Boża Wola, którego niemiecka nazwa odpowiadała tytułowi książki, oznaczała zaś troskę. I skoncentruję się na tym wątku, bo historie trzech kobiet, reprezentujących różne pokolenia, zmagających się ze swoją stratą, przeżywających żałobę po utracie cząstki siebie: dziecka lub siostry bliźniaczki – wydają mi się tematem wtórnym, kolejną próbą uchwycenia kobiecego doświadczenia i znalezienia języka, który byłby w stanie ująć je w słowa.
Tymczasem najbardziej zainteresował mnie obraz miasta, który – jakby zdeterminowany nazwą – nie mógł wyglądać inaczej. To obraz, który obejmuje trzy sfery. Przede wszystkim przygnębiającej atmosferze miasta sprzyja jego architektura: opuszczone, zaniedbane budynki, w których niegdyś tętniło życie, ale obecnie pozostały tylko przedmioty, przypominające o dawnej ich funkcji. Dotyczy to szpitala, w którym bohaterki rodziły (się), a jedna z nich pracowała, dotyczy to też różowej cukierni z flamingiem w szyldzie, która miała być zajęciem Tuli mającej talent do wypieków. Charakter Sorge przejawia się w postawie bohaterek, które wydają się chodzącymi wyrzutami sumienia, pełne żalu, niezdolne do akceptacji i ponure, a także w mających tu miejsce tragicznych wydarzeniach.
To, co – moim zdaniem – oddaje kwintesencję tego depresyjnego miasta, to fakt, że ostatnie wesele odbyło się tutaj przed pierwszym pogrzebem. Od tego czasu wszystko tylko chowają ludzi – z tego powodu pomysł męża Tuli na przeobrażenie cukierni w dom weselny wydaje się absurdalny, wręcz niestosowny. Może być też odebrany w kategoriach naiwności: że w Sorge można coś zmienić, że można tu wprowadzić radość. Taka zmiana leży w geście „bożej woli”. Nieprzyzwoitością byłoby igranie z determinującą nazwą miejscowości. Dla Tuli nietakt tego pomysłu tkwi w tym, że w ostatnich licznych pogrzebach były chowane ich dzieci, które zginęły podczas klasowej wycieczki. Zresztą, jeśli mowa w tej powieści o grobach, pochowanymi zawsze są dzieci – do nich należy także martwo urodzona siostra bliźniaczka bezimiennej dziewczyny, a zarazem wnuczka Adeli. Wszyscy więc opłakują dzieci, a jeśli nieobecni są tutaj dorośli – jak córka Adeli – są to osoby, którym udało się opuścić ten miejski grobowiec. Bo Sorge dla dorosłych jest grobem za życia.
W ŻYCIU, DO KTÓREGO PRZECISKAJĄ SIĘ SNY, PRZYJACIELE MUSZĄ TRZYMAĆ SIĘ RAZEM. NA DOBRE I NA ZŁE, AŻ DO KOŃCA ŚWIATA. Najzabawniejsza i najsmutniejsza...
Swoim powieściowym debiutem zachwyciła nie tylko krytyków. Teraz debiutuje jako autorka opowiadań - w równie błyskotliwym stylu Kijanki...