Leukodystrofia metachromatyczna to choroba genetyczna. Jej pierwsze objawy w okresie późnoniemowlęcym to spowolnienie psychoruchowe, pogorszenie chodu, osłabienie mięśni. Z upływem czasu objawy się pogłębiają, dochodzą do nich również nowe: pogorszenie lub całkowity zanim wzroku i słuchu, niedowład kończyn, w końcu -zerwanie kontaktu z otoczeniem.
Leukodystrofia metachromatyczna. Już tylko nazwa tej choroby brzmi przerażająco, a gdy czytamy o kolejnych jej objawach, przerażenie to się pogłębia. Trudno sobie wyobrazić, jak wielką bezsilność, złość, nienawiść do świata muszą odczuwać rodzice, którzy - patrząc na ogromne cierpienie swojego dziecka - w żaden sposób nie mogą mu pomóc. Którzy, zdając sobie sprawę z tego, jak ogromnego bólu doświadcza ich córka, nie są w stanie jej ulżyć w cierpieniu
Thais była zachwycającą, małą, pełną energii dziewczynką. Nic nie wskazywało na to, by miała jakiekolwiek problemy ze zdrowiem. Niestety, tylko do momentu, gdy Anne-Dauphine zauważyła, że jej córeczka lekko powłóczy nóżką. Zaczęła się seria badań, zapadł wyrok, a w międzyczasie okazało się, że również dziecko, które ma się już wkrótce urodzić, ma aż 25% szans, na to, by również odziedziczyć tę straszną chorobę.
Podczas lektury czytelnicy często zastanawiać się będą, ile cierpienia jest w stanie znieść jeden człowiek, ile bólu jest w stanie przyjąć na siebie jedna rodzina i jak to możliwe, by znaleźć w sobie aż tak wiele siły, by to wszystko przetrwać, by nie pogubić się, nie poddać w trakcie. Anna-Dauphine Julliand przeprowadza czytelników przez wszystkie stadia choroby Thais, ukazuje walkę z czymś, z czym nie można wygrać. Walkę, która właściwie od początku skazana jest na porażkę. Podkreśla jednak, że kiedy nie można dodać dni do swojego życia, trzeba dodać życia swoim dniom. I tego stara się jak najmocniej trzymać.
Zachwyca mały Gaspard, najstarszy, bo czteroletni syn Julliandów. Jego podejście do choroby, bezpretensjonalność, szczerość. To wszystko chwyta za serce. To właśnie Gaspard w tych ciężkich czasach był dla całej rodziny małym słoneczkiem, które świeciło nawet w najgorszych chwilach. Choć po części zepchnięty za bok za sprawą choroby sióstr, nie stracił swojej cudownej dziecięcej niewinności, naiwności, radości życia, choć były takie momenty, że i on nie radził sobie z sytuacją, jaka zaistniała rodzinnym domu. Jednakże to cudowne, że nie bał się choroby, że otwarcie o niej mówił, bez mrugnięcia okiem potwierdzał, jak bardzo kocha Thais, choć zdawał sobie sprawę z tego, że będzie się musiał z nią rozstać.
Wydawać by się mogło, że Ślady małych stóp na piasku to książka przygniębiająca, przytłaczająca, pełna przelanego na jej karty cierpienia. Nic bardziej mylnego. Mimo ogromu bólu, z jakim przyszło się zmierzyć jej bohaterom, książka Julliand nie jest wyrazem wielkiej pretensji do świata. Ślady małych stóp na piasku przepełnione są nadzieją - zwykłą, ludzką nadzieją, pozwalającą przetrwać kolejny dzień. I miłością. Tak wielką, że nic nie jest w stanie jej zniszczyć.
29 lutego to szczególna data. Z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze pojawia się w kalendarzu raz na cztery lata. Po drugie, to rocznica urodzin Thais...