„Sklepik ze słodkimi marzeniami” Hannah Lynn to miła powieść. Pozbawiona skomplikowanej fabuły, dość przewidywalna i słodziutka niczym słodycze sprzedawane przez Holly Berry. Bohaterka jest po tzw. przejściach, to znaczy, że wydarzyło się w jej życiu coś, co sprawiło, że musi zacząć od nowa. Tym samym powieść wpisuje się w trend historii, w których bohater startuje od nowa w nieznanym miejscu lub wraca w rodzinne strony. W tym przypadku mamy rodzinne strony. Są dawni znajomi, pojawiają się nowi, niektórzy stają się przyjaciółmi, z niektórymi jest słodko, z innymi początki są trudne. Oczywiście pojawiają się kłopoty, sprawy się komplikują, ci, którym zaufaliśmy nie są tymi, za których ich uznawaliśmy. Wszystko dobrze się kończy – jest (jak napisałam na początku) miło, wręcz słowa kipią cukrową polewą i boję się napisać, że trochę mdło. Historia naprawdę jest urocza, ale kreacja bohaterów mnie nie przekonuje. Brak im ikry, wyrazistości, tak zwanego pazura, wręcz wydają się być bliźniaczo do siebie podobni. Chyba tylko panowie kontrolerzy nieco więcej z siebie dali. Akcja momentami wlecze się spokojnie, jak senny dzień częstujący nas nudą. Brak w tej powieści emocji, wrażeń. Nie oczekiwałam szybkości i atrakcji jak w powieściach sensacyjnych, ale nieco więcej żaru, większego poruszenia. Nieco zmarnowana została ta historia, która mogła być świetną powieścią, zwłaszcza że akcja toczy się w niewielkiej miejscowości, jej społeczność zapewne ma swój koloryt (nie do końca dane było nam to poznać), tematyka również wydawała się dość interesująca. Autorka trochę zbyt pobieżnie potraktowała pewne watki, których rozbudowanie zdecydowanie dodałoby tempa i błyskotliwości „Sklepikowi ze słodkimi marzeniami”. Chwilami miałam wrażenie, że czytam rozbudowany konspekt, a może powieść została napisana zbyt pospiesznie? Jednostajność i brak mocnego tąpnięcia w punkcie kulminacyjnym, a potem stonowane zakończenie sprawiły, że po przeczytaniu tej powieści czułam, jakbym przejadła się czekoladą. Może mnie nie zemdliło, ale na więcej zupełnie nie miałam ochoty.