Praca biografa przypomina śledztwo prowadzone przez detektywa: z mnóstwa wątków, poszlak, dokumentów, często sprzecznych, należy stworzyć w miarę spójny obraz drugiego człowieka. W tym przypadku zagadką dla detektywa jest Bruno Schulz - jeden z najbardziej chyba niezwykłych artystów dwudziestego stulecia. Autor niepokojących rysunków postaci o zaburzonych proporcjach, kobiet kipiących seksualnością i mężczyzn, którzy zachowują się niczym wpatrzeni w bóstwo wierni, marzący, by dotknąć choć koniuszka kobiecej stopy.
Przenosimy się z autorem książki do przedwojennego Drohobycza, gdzie próbujemy odnaleźć młodego autora Sklepów cynamonowych. O, jest, siedzi na schodach swojego domu na rynku. A potem z okna obserwuje masakrę, jakiej żołnierze dokonali na ulicy. Jest sparaliżowany strachem. Być może właśnie to wydarzenie sprawiło, że później panicznie boi się otwartych przestrzeni. Agorafobia sprawia, że do końca życia chodzi ulicami zgarbiony, kuląc się w sobie, przyciskając się do ścian budynków. Widzimy autora odwiedzającego stolicę, próbującego zaangażować się w jej życie kulturalne. Wychodzi mu to jednak niezdarnie, popada bowiem w nagłe zamyślenia, ma napady panicznego strachu, boi się komina za oknem…
Do tego te nadzwyczajne, niepokojące rysunki. I proza, którą próbuje przekazać wszystkie kłębiące się w nim lęki. Powstaje obraz dziwaka, człowieka, którego nie rozumieją najbliżsi, a obcy podziwiają z daleka.
Pozostaje jeszcze kwestia śmierci. Bardzo zagadkowej śmierci. Autor przytacza kilka jej wersji. Najbardziej prawdopodobna jest ta, że Bruno Schulz zginął zwyczajnie, jak setki innych przypadkowych ofiar wojny, od niemieckiej kuli na ulicy rodzinnego miasta. Przyjaciele pochowali go potem na pobliskim cmentarzu. Podobno nie zginął przypadkowo, ale jako ofiara ambicjonalnych porachunków dwóch niemieckich oficerów. Był malarzem jednego z nich. Schulz malował nie tylko ściany w pokoju dziecięcym syna, zapełniając je postaciami z bajek o twarzach mieszkańców Drohobycza, ale także portrety ojca. To nie podobało się konkurentowi. Obaj żołnierze strzelali do "użytecznych" Żydów swojego konkurenta. Jednym z nich był właśnie nauczyciel gimnazjum. Według innej wersji, pisarz zginął wiele lat po wojnie w Związku Radzieckim. Tak czy inaczej, wywarł wielki wpływ na naszą kulturę. Jako artystę trudno go zaszufladkować, trudno przypiąć mu konkretną etykietkę. Jego życie i twórczość były niejednoznaczne, a zarazem naznaczone fatalizmem czasów, w których przyszło mu żyć.
Autor bardzo skrupulatnie gromadzi pamiątki po Schulzu, zdjęcia, wspomnienia, starając się niemalże odtworzyć każdy krok życia pisarza. W książce jest nawet mapa codziennych tras pokonywanych przez zawiadowcę gabinetu rysunkowego w promieniu jednego kilometra.
Jest też mowa o zaginionej i być może nie dokończonej powieści Schulza o znamiennym tytule Mesjasz. Powieść, która miała stać się najważniejszym dziełem Schulza, może nawet jego testamentem literackim, a przepadła wraz z Schulzowskim światem - podzieliła los znacznej części twórczości plastycznej Schulza.
Opracowanie Wiesława Budzyńskiego doczekało się kolejnego już wydania, zawiera liczne ilustracje, zdjęcia, przypisy. Robi wrażenie sporej pracy naukowej, ale czyta się tę książkę jak fascynującą powieść. Bo i sam bohater do postaci tuzinkowych nie należy.
Krzysztof Kamil Baczyński, którego życie owiane jest legendą, był poetą o wielkiej wrażliwości i wyobraźni. Pełen niepokojów i mrocznych...
Pisarz i biograf Wiesław Budzyński zabiera nas do Lwowa, stąd jest piękno, honor i duma. To stąd ponoć wyszło powiedzenie o dumnych Polakach. To tu skierował...