Recenzja książki: Samotność

Recenzuje: Szczepanik

„Jeżeli ktoś będzie w stanie ocenić tę książkę w całości, doczytać do końca ostatni rozdział i nie zasnąć po drodze; jeśli tylko ktoś odważy się o tej książce napisać po przeczytaniu wszystkich jej stron, ja temu komuś serdecznie podziękuję za oświecenie w kwestii tego, co w tej powieści może być godnego uwagi” – pisze Jarosław Czechowicz we wstępie do recenzji „Samotności” Stanisława Srokowskiego. I znalazłam się. I odważyłam na tyle, żeby napisać nie o stu dwudziestu czterech stronicach książki, a o wszystkich trzystu trzydziestu sześciu.

 

Rzecz pierwsza, chora jaźń ma to do siebie, że jest chora. To dość oczywiste stwierdzenie. Okazuje się ono jednak nie być takim dla wszystkich. A zatem, co należy wytłumaczyć – chora jaźń żyje zazwyczaj w świecie odrealnionym. Oznacza to, że rzeczywistość jest przez nią odbierana: raz, jakby wszystko istniało za szybą albo było obrazem takim, jak ten z telewizora, dwa, jakby to, co realne stało w tym samym rzędzie, co to, co nierealne, ale realistycznie przez chorą jaźń (i dla niej) wytworzone i trzy, często życie dla chorej jaźni jest odczuwane właśnie jako coś na kształt snu. Żeby jednak to zrozumieć, potrzeba trochę wyobraźni i tyleż samo empatii. Nie ma co się dziwić, że główny bohater prozy Srokowskiego skazany jest na samotność, skoro tych dwóch cech u czytających tę książkę brak. Czy Anastazy, narrator opowieści, jest chory psychicznie? Książka w żadnym miejscu nie daje na to jednoznacznej odpowiedzi, a przyznawanie się Anastazego do schizofrenicznych odczuć nie jest wystarczającym argumentem „za”.

 

Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że bohater jest chory, a wtedy zabiegi językowe, zastosowane przez Srokowskiego, byłyby jak najbardziej na miejscu. Aby odpowiednio wprowadzić czytelnika w krainę gęstą od myśli nie zawsze do końca logicznych, ale będących za to próbą zapisu nagromadzonych w dużej ilości wrażeń, konieczne było takie, a nie inne ukształtowanie języka wypowiedzi. Stąd budowanie zdań wielokrotnie złożonych, składających się tylko z metafor, stąd wyszukane, nieco zbyt specjalistyczne lub patetyczne w stosunku do przedstawianych wydarzeń, słownictwo, stąd także pewna bariera, za którą ustawiony jest celowo czytelnik. Owszem, wszystkie te zabiegi razem wzięte mogą na początku męczyć. „Samotność” nie jest zwykłym czytadłem, dlatego wypada się przy nim skupić i zastanowić nad tym, w jakie zdania układają się literki na kartkach papieru.

 

Kiedy już czytelnik włoży wystarczająco wysiłku w to, żeby zrozumieć, co czyta, bez wątpienia szybko wdroży się i wciągnie w dość zagmatwaną treść opowieści. Swoją drogą, nie wiem doprawdy, co nieczytelnego jest w metaforze zapadania zmroku („Ogromny, pomarańczowosiny pająk nieba powoli zsuwał się na długich, cieniutkich nóżkach po zeschłych konarach przestrzeni i oplatał niewidzialnymi nićmi znużony i pełen złowieszczych snów świat”), aby dopiero po kilkukrotnym przestudiowaniu jej, zrozumieć o co chodzi. Chorą, jeśli już operować kategoriami z dziedziny medycyny, można też nazwać całą kamienicę stojącą przy ul. Błogiej, w niej to bowiem mają miejsce surrealistyczne sceny. Następuje odrealnienie całego świata przedstawionego, a nazwa ulicy ironicznie kontrastuje ze wszechobecną śmiercią i mało przyjemnymi dla sąsiadów Anastazego zjawiskami nadprzyrodzonymi, takimi jak zarastanie włosami, całkowite wydestylowanie się osoby czy też uduszenie przez żyjące własnym życiem zmarszczki. Czuć podskórnie, że coś jest nie tak, niby nawet wiadomo, co.

 

Trudno jednak odpowiedzieć na pytanie, do jakiego stopnia racjonalizm czytającego „zadziała” i rozdzieli to, co możliwe do wydarzenia od niemożliwego. Kiedy ma się do czynienia z lękiem, niby łatwa do wyznaczenia granica zaciera się. A lęk w tej książce to podstawa. Cała „Samotność” opiera się na obsesyjnej obawie przed śmiercią, ubraną w różne dziwaczne maski, która powraca raz w obrazach absurdalnych, innym razem zaś w scenach naturalistycznych. Autor „Samotności” nawiązuje w książce wyraźnie, ostentacyjnie wręcz, zarówno do poetyki, jak i tematyki dzieł Brunona Schulza. Najbardziej widoczny jest związek ze „Sklepami cynamonowymi”. Między nimi a „Samotnością” doszukać się można kilku zasadniczych podobieństw, fundamentów jednej i drugiej książki. Przede wszystkim poruszane są w obu kwestie ontologiczne. U Schulza mamy „Traktat o manekinach”, wygłaszany przez Ojca.

 

Całość dzieła pokazuje, jak rodzi się życie. To eksplozja istnienia – pojawia się ono za sprawą gwałtownych wybuchów, wystrzeliwuje w przestrzeń, wypełniając ją, wylewając się na wierzch. U Srokowskiego również można znaleźć traktat, nazwany w książce wykładem, profesora Winkarta o zmarszczkach. Według profesora, materia ma to do siebie, że się kurczy aż do całkowitego jej zniknięcia. Opozycja znacząca, ale czy tylko opozycja? Po coś Srokowski nawiązał do Schulza, po coś powiedział o kresie istnienia, nie wspominając o jego początku. Czyżby miało to być uzupełnieniem historii o energicznym zaistnieniu poprzez dodanie jej zakończenia w postaci powolnego skurczenia materii aż do niebytu? Nie należy zapominać również o tym, że materia u Schulza, mimo swego ekspresywnego żywota, jest niedoskonała. Podobnie i u Srokowskiego – śmierć (przez skurczenie) żywym dowodem na to, że byt doskonałym nie jest! Co ponadto? Zamiast narzekać na „skomplikowane zabiegi animizacji” w „Samotności”, warto byłoby się im bliżej przyjrzeć. Kiedy czyta się o matce głównego bohatera, a potem o jego żonie, znów pierwszym skojarzeniem z ich zdolnościami do przemiany w zwierzęta są „Sklepy cynamonowe”. W końcu Ojciec, na którego wypowiedź stylizowany jest wykład profesora Winkarta, również zamienił się w zwierzę, w karakona. Co więcej, jest on w swoich wizjach samotny, zamyka się w dostępnej tylko jemu rzeczywistości, popada w chorobę. Gdyby znów doszukiwać się analogii pomiędzy obiema książkami, obłąkanie stałoby się domeną nie tylko Ojca, ale i Anastazego. To już skłaniałoby mnie do zaryzykowania i postawienia tezy o niezupełnie zdrowej jaźni głównego bohatera książki Srokowskiego. Wróciłam więc do punktu wyjścia.

 

Jak się okazuje, „Samotność” można odczytywać jako studium psychologiczne człowieka, z całym bałaganem jego myśli i przeżyć oraz mieszaniem się świata materialnego z duchowym. Czy tylko współczesnego człowieka, nad tym trzeba by się zastanowić. Tak wyraźne sygnały, że świat głównego bohatera i wszystkich mieszkańców kamienicy trzęsie się w posadach, dając iście groteskowe owoce, każą przeczytać książkę w konkretny sposób. Nie obiektywny, oceniający walory literackie poszczególnych zdań, ale nastawiony na zrozumienie - na wejście w psychikę kryjącą się pod powłoką trudnego w odbiorze języka.

 

Anna Szczepanek

Kup książkę Samotność

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Samotność
Książka
Samotność
Stanisław Srokowski
Inne książki autora
Chrobaczki
Stanisław Srokowski0
Okładka ksiązki - Chrobaczki

"Wy, którzy tu wchodzicie, pożegnajcie się z wszelką logiką zniewalającą wasze umysły"...

Zdrada
Stanisław Srokowski0
Okładka ksiązki - Zdrada

"Zdrada" to drugi tom fascynującej sagi kresowej Stanisława Srokowskiego. Dzieła pełnego dramatyzmu,w którym indywidualne losy bohaterów splatają się z...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy