Wojna niespecjalnie wybiera, kogo chce zabrać, a kogo oszczędzić. Nie ma skrupułów, nie można liczyć na jej wyrozumiałość. Jest jak ślepa furia, która wpada bez uprzedzenia i strzela z zamkniętymi oczami. Do Będzina wojna przyszła szybko: Z daleka Niemcy nie szli. Będzin leżał zaledwie kilkanaście kilometrów od granicy. Przyszli i w ciągu kilku dni zaprowadzili nowe porządki. Mieszkający tu Żydzi nie byli ani specjalnie zaskoczeni, ani przerażeni. I tak wszędzie czuli się okupowani, zewsząd przeganiani, wiecznie się tułali, więc co za różnica, czy Niemiec Żyda ciśnie, czy Polak, czy Ruski. To się przecież da przetrzymać. Szybko miało się okazać, że nie. Nie da się.
Temat Żydów w Będzinie wygodny nie jest. Przybyli tu za panowania Kazimierza Wielkiego, który dał im to miejsce, pozwolił się osiedlić, zapewnił spokój. Mieszkali więc przez wiele stuleci w pokoju. Tuż nad rzeką wznosiło się wzgórze. Nie było to zwykłe wzgórze, bo górowały nad nim ruiny prastarego królewskiego zamku. (…) Zamkowi towarzyszył kościół. (…) Między wzgórzem a rzeką stała wielka murowana synagoga. To, że zbudowano ją nieopodal zamku i kościoła, ale nieco poniżej, niemal na wysokości rzeki, wydawało się właściwe. Bo nawet jeśli nad miastem dominowały polski zamek i polski kościół, to jednak żydowskie domy od stuleci przytulone były do tego wzgórza, w sposób nierozerwalny i, jak mawiał rabin, symboliczny. Do czasu. Bo symbole nie są wieczne, a zastąpić nowymi je łatwo – ogniem i przemocą. Ktoś postanowił wymazać je z powierzchni ziemi, a wyznających je ludzi uczynić kozłami ofiarnymi i spalić razem z ich wiarą i ufnością.
Zbigniew Białas, jak sam przyznaje, nie podjął się opisania epickiej historii zagłady miasta. Choć wywieziono stąd blisko trzydzieści tysięcy ludzi prosto do Auschwitz, choć wybuchło tu powstanie w żydowskim getcie, choć zniszczono miasto z jego bogatą, wielowiekową kulturą, Będzinowi odmawia się epickości. Nie szuka się tu bohaterów, nie pisze o nich pieśni, nie kręci filmów. Jest tylko nastoletnia Rutka. Dziewczynka, która zapisywała swoje myśli w skromnym zeszycie. Cierpiała, gdy odbierano jej kolejne marzenia, gdy odzierano ją z godności, przekreślano szansę na przyszłość. A przecież miała zostać pisarką. Uwielbiała czytać i pisać, jej przemyślenia były nad wiek dojrzałe, a zdarzenia, których była świadkiem i które opisywała, duszą nawet teraz czytelnika niewyobrażalną grozą. Ilu takich jak ona nie dostało szansy na opowiedzenie swojej historii?
Autor pochylił się nad jej losem, dopisując to, o czym nie mogła wiedzieć, żyjąc w odizolowanym świecie getta. O ludziach, którzy próbowali ocalić Żydów albo przez kolaborację, albo przez konspirację. Obie drogi okazały się nieskuteczne. Ale przecież trzeciej nie było...
A może to sposób Rutki na danie świadectwa, ocalenie od zapomnienia jest najlepszym sposobem walki ze złem? Rutka powoli staje się symbolem. Ma już swoją ulicę, wydaną pięknie książkę. Czy osiągnęłaby to, gdyby nie wywieziono jej, umierającej, na taczce wprost do krematorium? Może jednak będzie lepiej, jeśli nie spróbujemy udzielić odpowiedzi na to pytanie.
Kontynuacja "Korzeńca" - Książki Roku 2011, która doczekała się znakomitej adaptacji teatralnej! Ponętna wdowa po zamordowanym Alojzym Korzeńcu...
Preriowe kotlety i zakonnica w kaloryferze; obiad pod domem Tomka Sawyera i złote umywalki Elvisa; Nowy Jork Klasztorny i Płaska Nebraska; ucieczka przed...