Sagi rodzinne albo się darzy się uczuciem, albo nie. Dla niektórych przyglądanie się życiu wielopokoleniowej rodziny stanowi doskonałą rozrywkę. Dla innych jest to jednoznaczne z podglądactwem i próbą życia cudzym życiem. Niemniej jednak podczas lektury nowej powieści Marii Ulatowskiej czułam się, jakbym oglądała któryś z tasiemcowych seriali o perypetiach rodzinnych rzekomo typowo polskiej familii.
Rodzina z Sosnówki kocha się miłością czystą i głęboką, choć jej członkowie nie są związani więzami krwi, a ich stosunki opierają się przede wszystkim na dokonanym wyborze. Dobrani są zatem znakomicie, bo żyją w idealnej harmonii, troszcząc się o siebie i kochając wzajemnie. A jest ich bez liku. Można się pogubić w samych imionach, a co dopiero życiorysach postaci. Dla fanów serii będzie to, oczywiście, brzmieć jak bluźnierstwo, bo z entuzjastycznych opinii na okładce wynika, że czytelnicy kochają bezwarunkową miłością wszystkich i wszystko, co z Sosnówką związane.
Autorka pisze swoją powieść na wzór serialu. Każda scena zaczyna się bez wprowadzenia, w trakcie akcji, i urywa się podobnie jak w serialu, co podkręcać ma ciekawość, jednak dla osoby nie obeznanej z bohaterami może być dezorientujące. Co on jej odpowie? Jak ona zareaguje? Co będzie, gdy tamten wejdzie do pokoju i usłyszy, o czym rozmawiają? Pytania te mogą brzmieć interesująco, jednak w przypadku Sosnówki nie mamy do czynienia z wyolbrzymionymi emocjami rodem z południowoamerykańskich telenowel, gdzie morduje się i kocha na całego. Tu emocje są przygaszone i dotyczą na przykład tego, kto przygotuje Wigilię, kiedy Wiesia pojedzie na badania, co będzie na obiad. Naprawdę trzeba to lubić, by wczytywać się w rozterki bohaterów.
Akcja prowadzona jest w dwóch planach czasowych – współcześnie i w latach pięćdziesiątych XX stulecia. Podczas pobytu w szpitalu budzą się w bohaterce dawno pogrzebane wspomnienia, nie zamknięte sprawy zaczynają dręczyć, coś trzeba z nimi zrobić. Trzeba przywołać bolesne zdarzenia z przeszłości i spróbować je jakoś złagodzić. Ból duszy ma uleczyć ból ciała starej kobiety.
Z pewnością powieść może mieć swoich zagorzałych zwolenników, tak jak widzów ma serial „Na dobre i na złe”. Ale trzeba powiedzieć, że nie jest to przesadnie ambitna literatura. Zasadniczym wątkiem jest tu problem dwudniowego noworodka, oddanego do adopcji, który jako emeryt dowiaduje się, że tak naprawdę ktoś inny jest jego matką. Na szczęście mało prawdopodobne zrządzenie losu powoduje, że zostaje po sześćdziesięciu blisko latach rozpoznany po... oczach. Wiadomo, że serce matki zawsze prawdę powie. Jest rzewnie i uczuciowo. I pewnie tego oczekują miłośnicy cyklu o Sosnówce.
Ciepła opowieść o kobiecie, której przeszłość zgotowała najwspanialszą niespodziankę – pomogła odnaleźć własne miejsce na ziemi. To historia, o której...
Opowieść o sile zemsty, która dominuje nad wszystkimi innymi emocjami, bo mieści się w niej i miłość, i smutek, i tęsknota. Cicha spokojna miejscowość...