Powieść Aurelii Es jest jak zagęszczony skandynawski kryminał, którego akcja przez przypadek trafiła do Polski. Do tej Polski prowincjonalnej, pełnej zahamowań i kompleksów, gdzie władza może wiele, a ludzie patrzą na siebie spode łba, choć wszyscy maszerują co niedzielę na mszę, aby potwierdzać swoje człowieczeństwo.
Stokrotka, bohaterka z zewnątrz, dziedziczy w Radosze dom po zmarłej krewnej. Pozornie mogłoby się wydawać, że czeka ją sielankowe życie w miłej okolicy. A to świeże mleko, a to falujące trawy na wietrze, zachody słońca i skowronki o poranku. Zamiast tego w październiku zaczyna się zima, jakiej radoszanie nie pamiętają. Zima, która odcina Radochę od cywilizacji, od świata, od bezpieczeństwa. Ale niektórzy lubią zimę: zakochani, którzy mogą się przemykać do siebie, a śnieg zasypie ich ślady, albo dzieci, dla których wreszcie zaczyna się zabawa. Tylko dorośli się martwią, czy wystarczy zapasów, czy gmina odśnieży drogi, czy zaopatrzenie w sklepie pozwoli przeczekać zaspy. Atmosfera we wsi się zagęszcza, bo i zimno, i ciemno, i strach wychodzić poza obejście. I wtedy wszystko się zaczyna.
Dzieci lubią zimę, lubią zabawy, choć czasami może się zdarzyć coś złego. Jak u Jóźwiaków, gdy jeden brat pokłóci się z drugim, popchnie, niechcący coś zrobi i nieszczęście gotowe. A potem pretensje, rodzice krzywo patrzą, ojciec każe zejść z oczu. Przerażony chłopak schodzi tak skutecznie, że aż rodzina musi mu wyprawić pogrzeb. A potem jest jeszcze gorzej.
Zamknięty, ciemny i pełen zła świat zaczyna przerażać. Mieszkańcy początkowo nie wierzą – przecież to nie tak, ich Radocha? Taka porządna społeczność? Każdy ma coś na sumieniu, ale żeby aż takie rzeczy? Przecież są normalni, zwyczajni, nie grzeszą bardziej niż inni, niż ci miastowi. Skąd, dlaczego takie zło?
Wszystko wychodzi na jaw, jakby biały śnieg potęgował ten brud, który nagle okazał się w Radosze taki oczywisty, taki powszechny. Nie ma już dla nikogo ratunku i nawet nie wiadomo, czy kiedykolwiek przyjdzie wiosna.
Radocha blues to doskonale ukazany świat ludzi targanych własnymi zabójczymi namiętnościami, skrzętnie skrywanymi przed resztą społeczności. Topos zamknięcia, potęgujący poczucie zagrożenia, ludzkie przypadłości, urastające do rangi śmiertelnego zagrożenia, zło, nieufność i brak nadziei. Widząca to wszystko z boku Stokrotka, wnuczka kobiety, która była częścią Radochy, nie rozumie, dlaczego nikt nie potrafi zaprowadzić we wsi porządku. Ale może właśnie ten stan, który trwa w Radosze, jest od lat utrwalonym porządkiem, a nikt nie chce niczego zmieniać, tak bardzo mieszkańcy wsi okrzepli w piciu bimbru, kłamstwie i czapkowaniu władzy? Rozpadają się więzi, na nic obietnice. Świat jest zły, jak był i przedtem.
Codzienność zblakła jak spłowiałe płótno, zmieniła się w szarą wegetację, a nieproszona bieda sprawiła, że nie mieli już siły dociskać pasa. (…) Pieszczotliwe i regularne zbliżenia z tamtego początku początków zmieniły się w szybkie kopulacje od czasu do czasu. Potliwe, jęczące, skończ już, skończ już wreszcie... Ślubne obietnice rozsypały się w lotny popiół, zbyt późne powroty, milczące wieczory.
Ktoś się powiesi, ktoś coś ukradnie, ktoś się zbuntuje. Może trzeba czekać na wiosnę, może wtedy wszystko się zmieni na lepsze? Ale czy na pewno?
Bardzo polecam.
W pajęczynie sztuki, miłości, szczęścia oraz zdrady. Szyszka (oficjalnie: Urszula) miała w życiu zdecydowanie więcej pecha niż szczęścia. Zawsze jednak...
Czy można umrzeć z miłości?\r\nOna umarła. Zraniona, oszukana. Kiedy poinformował ją o swoim odejściu. Wydawało się, że wszystko co istotne już się skończyło...