Marcin Hłasko jako były policjant specjalizuje się w poszukiwaniu zaginionych. Tym razem otrzymuje zlecenie odnalezienia zaginionej przed rokiem dziewczyny, spokrewnionej z mecenas Hyżą. Nie byłoby w tym zleceniu nic dziwnego, gdyby nie łączyło się z tajemniczym zniknięciem ojca Hłaski ponad dwadzieścia lat temu. Trop prowadzi do małej miejscowości na Mazurach, gdzie władzę sprawuje lokalny biznesmen, człowiek pozbawiony skrupułów. Już w pierwszych scenach jesteśmy świadkami przemocy, a później jest jej coraz więcej. To nie jest przyjemny świat. Policja nie sprawuje tu prawdziwej władzy, a tajemniczy ksiądz wykonuje własne wyroki bardzo brutalnie. W lokalnych środowiskach każdy zna swoje miejsce i raczej nie wychodzi poza swoją rolę. Ze strachu. Gorzej, gdy w takim odizolowanym miejscu pojawia się ktoś obcy, kto dodatkowo zaczyna węszyć i pytać o niewygodne sprawy. To może prowadzić tylko do konfrontacji.
Do tego zresztą dąży bohater, starający się dowiedzieć, co stało się z jego ojcem, a przy okazji poznać miejsce pobytu zaginionej dziewczyny. Całości obrazu dopełnia lokalna sekta, której członkowie, oczywiście, coś ukrywają.
W tej powieści przemoc rodzi przemoc. Jeden trup prowadzi do dwóch kolejnych. Akcja powoduje reakcję. Wiele się tu dzieje, choć nie wszystkie sceny pchają akcję do przodu - niektóre bywają tylko kolejnym „efektem”. Długo też nie wiadomo, o co właściwie chodzi, ale czytelnik nie przestaje mieć nadziei, że wszystko jakoś się wyjaśni, a wątki zostaną powiązane. „Smaczku" ma dodawać fakt, że akcja toczy się w Starych Kiejkutach - miejscu owianym nie najlepszą sławą ze względu na domniemane umiejscowienie tam pewnej amerykańskiej bazy.
Wymierzanie sprawiedliwości nie uwzględnia przebaczenia. Przeciwnie: staje się pretekstem do jeszcze bardziej wymyślnego zadawania śmierci czy cierpienia. R.I.P. to męska, brutalna proza, pokazująca świat „złych", walczących z „jeszcze gorszymi". Zabijają się oni nawzajem na lewo i prawo, a żadne służby się tym nie interesują. Przerażające. Tytuł jest zatem wymowny. Jedyny spokój, jaki jest człowiekowi dostępny, to spokój po śmierci.
R.I.P. jako western opiera się chyba głównie na tym, że wszyscy w powieści strzelają do siebie nawzajem, czerpiąc z tego wiele radości i nie ponosząc żadnych konsekwencji (no, chyba że zostaną zastrzeleni przez kogoś innego...). Bohater nie odjeżdża też, bynajmniej, na koniu w kierunku zachodzącego słońca. Choć mógłby - bo stajnia pod ręką...
Gdy trójmiejska policja zostaje postawiona w stan najwyższej gotowości, nadkomisarz Jarosław Pater szykuje się akurat do przejścia na emeryturę i myśli...
Słuchając, zaczynasz się rozglądać, czy nikt cię nie śledzi Marcin Hłasko – niegdyś policjant, a dziś ekspert zajmujący się sprawami bezpieczeństwa...