Common life według socjopaty
Rozczarowanie własnym krajem, brak pracy i nawet najmniejszych szans na jej znalezienie czy po prostu duża kasa – oto najczęściej wymieniane powody wyjazdu z Polski. Nieodmiennie od kilku lat kierunkiem, w jakim zmierzają chciwi lepszego losu Polacy, są Wyspy Brytyjskie, a dokładnie - Londyn. Tam, zmywając gary w podrzędnej hinduskiej restauracji czy szczycąc się mianem housekeepera, chowają dumę do kieszeni i realizują swój sen. Tyle tylko, że czasami owe szepty Morfeusza przeradzają się w koszmar, z którego nie tak łatwo się obudzić.
O takim powrocie do brutalnej rzeczywistości pisze Daniel Koziarski. Jego nieco cyniczna książka „Przypadki Tomasza Płachty. Życie i śmierć socjopaty” to genialna, wielowymiarowa ocena polskiej codzienności. Kraj widziany oczyma głównego bohatera, tytułowego Tomasza Płachty, to małe piekiełko funkcjonujące wyłącznie dzięki układom i korupcji. Po porażce poniesionej w Anglii, kilku latach zmarnowanych w sieciowym sklepie z kanapkami, nasz bohater wraca do... piekiełka - tyle, że swojskiego.
Trójmiasto wita go aferami, plotkami, wszechobecną komercją i tragiczną wiadomością – w niewyjaśnionych okolicznościach zginął jego najlepszy przyjaciel, Dominik. Tomek stawia sobie za cel odnaleźć sprawcę jego śmierci (bo że to morderstwo, nie ma wątpliwości), a dochodzeniem ma zająć się prywatny detektyw. Biuro detektywistyczne Herkules, rodem z kryminałów Agaty Christie, opłaca wujek Dominika, Pan Alfred, bo nasz bohater groszem nie śmierdzi.
Gdzieś tam w oddali majaczy też sprawa sprzedaży praw do scenariusza serialu komediowego „Ci cholerni obcokrajowcy”, traktującego o emigrantach żyjących w Londynie. Mimo, iż sytuację „napływowych” Tomasz zna niejako z autopsji, to jakoś nie widać stacji bijących się o kontrakt. Płachta czyni jednak wszystko, by zabłysnąć na ekranie, przy czym jedyne, co udaje mu się osiągnąć, to błysk flesza w policyjnym areszcie.
Jak jednak domniemanie genialny scenarzysta ma się realizować, kiedy cały świat sprzysięga się przeciwko niemu? Ciąży na nim klątwa zdjęcia wrzuconego do trumny, dziewczyny nie są chętne do zawierania z nim bliższych znajomości (czemu się zupełnie nie dziwię), a na dodatek (o zgrozo!), Tomasz musi stawiać im herbatę i ciasto z przeceny. Przeszkody natury finansowej oraz chwilowa niemoc twórcza nie przeszkadzają mu jednak wykorzystywać ekscentrycznej malarki (choć w tym przypadku dyskusyjne jest, kto kogo wykorzystał), czy uprawiać seks z uczennicą oraz uwodzić transplantolożkę. No, chyba, że to ostatnie czyni w imię wyższej idei, bowiem jego brat potrzebuje nowej wątroby.
Tomasz miota się pomiędzy chęcią rozwijania nieistniejącej kariery, pomocą bratu (w dość kontrowersyjny sposób) czy uniknięciem przeznaczenia. Święcie wierzy, że „ograniczenia są w życiu tylko tym, czym sami je uczynimy” - z tym, że przekraczanie barier przez Płachtę mści się na nim okrutnie, pogrążając go w coraz większych kłopotach. A może bohater podświadomie zmierza ku upadkowi ostatecznemu? Czyżby to fatum uniemożliwiało mu osiągniecie czegokolwiek?
Tak, kolejne wymówki w postaci obojętności ludzi, ich pazerności, nieuczciwości itd. (wstawić według uznania), przeszkadzają mu w realizacji celu, chociaż naprawdę nie wiem, czy Tomasz takowy posiada. Bohatera raczej nie da się lubić, mimo tego: jestem nim zafascynowana. Niezależny, nonkonformista, mógłby rozczulać swoim marzeniem o wolności, gdyby nie jego gburowatość i chamstwo. Jedno trzeba mu jednak przyznać: nie waha się mówić prawdy, nawet najbardziej brutalnej, choć jego pobudki wydają się sprowadzać wyłącznie do poprawy własnego nastroju. Tomasz piętnuje więc starsze panie odzyskujące werwę w kościołach i tramwajach, bezlitośnie rozdzielając razy łokciami, policjantów, urzędników i służbę zdrowia. Mówi to, co wszystkim ciśnie się na usta, tylko nie mają odwagi głośno wykrzyczeć swojego sprzeciwu. Mówi to, co sami byśmy powiedzieć chcieli…
„Przypadki Tomasza Płachty…” unikają jednoznaczności, a Daniel Koziarski stworzył prawdziwie socjopatyczną powieść, mogącą służyć za manifest sfrustrowanego narodu. Duża dawka ironii wzbudza salwy dzikiego śmiechu - tyle tylko, że jest to śmiech pełen goryczy i rozczarowania krajem. Choć z drugiej strony wygląda na to, że lepszy jest polski zmywak niż londyński…
Czasem jedna decyzja może zmienić całe twoje życie. Rok 2009Smutny finał pewnej imprezy. Rozpędzone BMW uderza w drzewo. Na skutek wypadku ginie nastoletni...
Chiński właściciel sklepu z zabawkami i jego niepełnosprawny krewny. Polka, bardzo otwarta na niebiałych mężczyzn. Grecka biolożka morska o wielkich aspiracjach...