Inspirowana prawdziwą, mało znaną historią powieść "Przeklęty raj" Julii Malye.
90 kobiet, w tym trzy przyjaciółki, kilka miesięcy płyną do Luizjany, francuskiej kolonii w Ameryce Północnej. Wysłane przez rząd francuski z powodu przeludnionego sierocińca mają stać się żonami dla osadników. Czy pokonując ocean zaznają lepszego życia?
Opowieść ta, to ukazany punkt widzenia trzech nastolatek z kompletnie różnych środowisk, ale wszystkie zjednoczone w poprawczaku La Salpetrière. Napędzane obietnicą krainy szczęśliwości barwnie obnażają prawdę o roli kobiety ale też zmotywowane pokazują jak odnaleźć siebie w nieustannie zmieniającej się codzienności. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie nowej bohaterki Indianki, która daje kontrast do surowego i chwilami bardzo dramatycznego świata. Wciągający obraz zagarnięcia ziem oraz konflikt interesów a także zderzenie dwóch zwalczających się kultur, które potrafią się również uzupełniać. Patowe wydarzenia splecione z siłą walki o przetrwanie chwilami schodziły na drugi plan wobec intensywności emocji, których jest cała paleta. Z jednej strony jest tu interesująco zarysowane tło historyczne w roku 1720 i wyczuwalny ogromny research autorki, a z drugiej subtelnie poprowadzony wątek pragnienia miłości. Dochodzi do tego przedstawiony w rozsądnych proporcjach tragizm losów Indian i próba zrozumienia ich postępowań oraz niefart francuskich kobiet, edukacja przez Urszulanki, a także niedola afrykańskich niewolników. Smutna lektura i choć moim zdaniem ma w sobie symbol nadziei w postaci jedwabnika to i tak trudno przez nią przejść.
Polecam powieść z uderzającą głębią, która przenosi nas do serca fałszywego raju.