To cud! Arcydzieło!
Takimi określeniami opisują tę książkę aktorzy grający w powstałym na jej podstawie filmie. Obok tak silnej rekomendacji trudno pozostać obojętnym. Trzeba jednak zastanowić się, ile w tych słowach jest obiektywizmu. Na ile stanowią jedynie część marketingowej strategii?
W tym wypadku odpowiedź jest prosta. Dość powiedzieć, że Powtórnie narodzony to powieść naprawdę nieoczywista, niepospolita. Piękna, choć piękno to bywa raczej trudne i smutne, a nie słodko-kiczowate. A przecież oscyluje wokół popularnych, wręcz oklepanych tematów: opowiada o miłości, wojnie, pragnieniu macierzyństwa, rodzicielstwie. I o życiu, toczącym się swym nierównym rytmem. O życiu, ściśle splatającym teraźniejszość z przeszłością – nawet jeśli ci, co są, nigdy nie poznali tych, którzy już odeszli…
Na początku wszystko wydaje się jasne: Pietro to syn Gemmy i Diega – fotografa zmarłego w Sarajewie w czasie oblężenia miasta na początku lat dziewięćdziesiątych. Ale podróż do stolicy Bośni i Hercegowiny, jaką po szesnastu latach odbywają matka i syn, ukazuje niekompletność tych odsłoniętych na początku kart. Autorka ciągle – do ostatnich stron – ma w rękawie kilka asów. Używa ich z rozmysłem, pojedynczo; dzięki temu zdecydowanie wygrywa partię, bo ta historia ze z góry znanym zakończeniem zmienia się w zaskakującą, pełną niespodzianek opowieść. I właśnie dlatego stanowiąca ramy powieści wyprawa nie przypomina sentymentalnej wycieczki, lecz raczej podróż w głąb życia – przeoranego pługiem wojny podobnie jak cała sarajewska rzeczywistość.
Ciekawa treść, niespodziewane zdarzenia oraz odważne poruszanie tak trudnych kwestii jak bezpłodność czy ludobójstwo to nie jedyne zalety tekstu Margaret Mazzantini. Do fenomenu Powtórnie narodzonego przyczynia się także poetycka wrażliwość autorki, zgrabnie wplecione porównania i metafory, nie tylko nie zaburzające rytmu tekstu, ale wręcz nadające mu nowe, głębsze wymiary. Trudno nie dostrzec też ogromnego wyczulenia Mazzantini na szczegóły oraz najdrobniejsze nawet ruchy, gesty, zmiany wyrazu twarzy – być może wynikającego z aktorskich doświadczeń pisarki. I to chyba właśnie ta pokrojona rzeczywistość, skrawki prawdziwego życia, zszyte w literacki gobelin, nie pozostawiają obojętnym wobec książki.
Książki wciągającej i angażującej. Nie wpuszczającej na swoje karty banału. Daleko w tyle pozostawiającej filmową adaptację.
Książki, którą warto przeżyć.
Morze o poranku potwierdza rzadki talent pisarki, która potrafi przetworzyć cierpienie w literaturę. Dowodzi, że można zwracać się z powodzeniem do szerokiego...
Czy kiedykolwiek starczy nam odwagi, by być sobą? Guido i Costantino mieszkają w jednej kamienicy w samym sercu Rzymu. Choć żyją blisko siebie, ich charaktery...