Rozwiązanie wszystkich zagadek?
Komandor Krzysztof Tomaszewski, porucznik Leszek Siwecki oraz czarownica Kai przybywają do pewnego niewielkiego portu imperium Arkach z delikatną misją zwiadowczą. Zaskoczona kapral Shen przybywa jako więzień do najgorszego więzienia w swojej ojczyźnie, Podziemnej Twierdzy. Rand, twórca i szef wpływowej Organizacji Randa, nigdzie nie przybywa. Musi za to zacząć walczyć o siebie i o to, co dotychczas osiągnął z dobrze zorganizowaną konkurencją tajnych służb. Czy taki początek drugiego tomu Pomnika cesarzowej Achai może się podobać? Jak najbardziej! To bowiem tylko skromna zapowiedź doskonałej kontynuacji pierwszego tomu. W moim odczuciu książki o wiele lepszej, bardziej przemyślanej, ciekawszej. Zaskoczył mnie Andrzej Ziemiański, oj, zaskoczył. I to bardzo pozytywnie. Mniej ponurego wojennego okrucieństwa, mniej wulgaryzmów wylewanych wiadrami. Za to więcej intryg, odkrywania tajemnic, fascynujących postaci, dynamicznych wydarzeń.
Z jednej strony imperium zbudowane przez Achaję przeżywa poważny kryzys. Skąd my to znamy?! Bieda zagląda w oczy większości mieszkańców, warstwy uprzywilejowane są za to w coraz lepszej sytuacji. Jedni muszą zaciskać pasa, inni bawią się w najlepsze, poluzowując go. Ot, historyczna reguła, sprawdzająca się w różnych okresach czasowych i warunkach kulturowych. Wielkie i małe cywilizacje zawsze w końcu pożerają same siebie, trawione korupcją, rosnącym samozadowoleniem rządzących, despotyzmem władców i samowolą urzędników, dla których masy to niewiele warte bydło. Z drugiej strony pewni siebie żołnierze Rzeczpospolitej dostrzegają różnorakie możliwości budowania potęgi swojego demokratycznego państwa. W głowach najwyższych dowódców i ich politycznych mocodawców rozkwitają plany wzmocnienia roli RP. Szczytne cele polityków uświęcają zaś wszelkie podejmowane środki. Liczy się przede wszystkim skuteczność, liczy się "tu i teraz". Komandor Tomaszewski ma świadomość tego, że jest tylko pionkiem w wielkomocarstwowej grze. I pionkami są ci, których poznał, polubił i z którymi się zaprzyjaźnił. Dla Polaków gra idzie o dostęp do surowców, o wpływy, uzależnienie od siebie, czerpanie pełnymi garściami z cudzego bogactwa. Dla imperium - o pozostanie elit przy władzy, przetrwanie i wyjście z rozlewającego się wszechogarniającego chaosu i anarchii.
W tym tomie znowu spotykamy znane nam już postaci: Shen, Kai, polskich oficerów i inżynierów. Poznajemy je lepiej, często w nowych, zaskakujących sytuacjach. Pojawia się również sporo nowych osób, które budzą żywe zainteresowanie, na przykład intrygujący Rand, jego głuchoniema asystentka Aie, nieszablonowy rusznikarz Kadir, niejednoznaczna nawigatorka Melithe. Miejsce rozbudowanych opisów walk zajęły równie intensywne i barwne opisy rozmaitych wydarzeń i intryg. Ukazywanie kulisów wielkiej polityki, rządzenia imperium w fazie upadku, wewnętrznych walk o wpływy, władzę. Mechanizmy rodzenia się ruchów rewolucyjnych, ideologii zdolnych porywać ludzi do walki z zastanym porządkiem. Porównania techniki, nauki i technologii dwóch cywilizacji. Ziemiański koncentruje się na tych tematach, drąży je, nie zaniedbując jednakże ważnych wątków, które swój początek mają w pierwszym tomie - przede wszystkim próby wyjaśnienia tajemnicy zaginionego posągu cesarzowej Achai, który zdaje się być sednem większości wydarzeń. O ile psychologia postaci jest nierówna, tylko niektóre mamy okazję poznać lepiej i jakoś zrozumieć ich motywacje, o tyle świetne są rozwój akcji, złożoność fabuły i sposób opowiadania. Wydarzenie goni wydarzenie, mamy częste niespodziewane zwroty akcji. Całość wydaje się dobrze przemyślana, zrealizowana ciekawie, "z pazurem". Połączenie silnych osobowości bohaterów, ciekawych historii ich życia i dynamicznych wydarzeń daje znakomity efekt. Trudno choć na chwilę przerwać lekturę książki. Natarczywa ciekawość domaga się szybkiego zaspokojenia.
Andrzej Ziemiański potrafi pisać niezwykle barwnie. Ma swoistą łatwość użycia pióra. Nie ma tu ponurego skrzypienia pióra, wymęczonych akapitów, powstałych w katordze kolejnej męczącej dniówki. Tekst jest płynny, dialogi rwą do przodu, ludzie są żywi i pełnokrwiści, opisy wydarzeń zaś niezwykle plastyczne. Niejednokrotnie przychodzi myśl, że ciekawa byłaby - mimo możliwych różnorakich trudności - ekranizacja Pomnika cesarzowej Achai. Mamy tu wszystko to, co lubimy we współczesnym kinie: walkę, delikatny wątek romantyczny, tajemnice, silne osobowości, złożone wydarzenia, składające się na większy obraz całości, całą masę dobrych, zaskakujących pomysłów. Mamy kontrast dwóch odmiennych kultur, cywilizacji opartych na innych paradygmatach, które są nieustannie porównywane, oceniane, zestawiane. Prawie wszystko, co potrafi skutecznie przykuć uwagę. Dobrze opakowany, ciekawie zrealizowany film powinien wzbudzić żywe emocje - tak, jak czyni to powieść.
Ziemiański stosuje ciekawy zabieg. Podstawowy wątek pojawia się co pewien czas, przypomina o sobie, a my często zostajemy wciągnięci w poboczne, nie mniej jednak atrakcyjne wątki. Nie ma tu szybkiego dążenia do wyjaśnienia zagadki posągu czy związanej z nim tajemnicy dziwnych polskich inżynierów. Pisarz pozwala sobie na ukazywanie dramatycznych losów wielu postaci, na dygresje. Na wycieczki pobocznymi drogami, na rozbudowywanie wizji wymyślonego świata. A czytelnicy, cóż... mają dzięki temu większą dawkę ulubionej prozy. To już niemal fenomen ostatnich lat: długie, rozbudowane, wielotomowe polskie cykle fantastyczne, które czyta się z dużą przyjemnością. Oby tak dalej.
Historia przygód Warrena Ramsaya, wykładowcy uniwersyteckiego, który z uporządkowanego, spokojnego świata wkracza do strzeżonej przez wojsko...
Obsypane najbardziej liczącymi się w polskiej fantastyce nagrodami (Zajdla, Nautilusa, Sfinksa) opowiadania Ziemiańskiego: Autobahn nach Poznań; Bomba...
To nie najwspanialszy na świecie karabin jest najlepszą bronią żołnierza (...) Najlepszą bronią żołnierza jest jego morale.
(...) kobiety, kiedy mówią, nie chcą wcale przekazać informacji, jak oczekują mężczyźni. One chcą po prostu podzielić się emocjami. Emocjami! Dlatego też pytanie, czy ktoś rozumie kobiety, jest głupie do imentu. Należy spytać, czy ktoś czuje kobiety. Czy jest w stanie spotkać się z nimi sercem. Sercem, a nie rozumem. Słuchać kobiet nie ma sensu - przecież wszystkie wyłącznie bzdury gadają. Ale należy wiecznie próbować czuć kobiety, bo one są w stanie przekazać takie rzeczy, o których mężczyźni nie mają zielonego pojęcia.
Więcej