Pokuta jest kontynuacją cyklu, na który składają się również Łaska i Wiara. Łączą je lata osiemdziesiąte – ponury, ciemny czas, gdy nie tylko Polska powoli przeobraża się w nowy, pstrokaty kraj. Kluczem są ludzie, bohaterowie powieści Kańtoch, zagubieni w codzienności, zdziwieni tym, że znany im świat jest w rzeczywistości pułapką, choć chcieliby, aby było inaczej.
Połowa lat osiemdziesiątych. Małe, zapyziałe pomorskie miasteczko. Lodowaty Bałtyk, wiatr, nuda i beznadzieja. Na plaży, tuż przy linii morza, policja znajduje zamordowaną (uduszoną) lokalną piękność – Reginę. Regina to taka Laura Palmer: nie tylko ładna, ale i grzeczna, dobrze wychowana, wykształcona. Marzenie każdej matki, która chciałaby mieć ją za synową.
Kto i dlaczego zabił Reginę? Czy ten, kto kochał ją bez pamięci zakazana miłością? A może dziwak w brudnych łachach, który pewnego dnia przychodzi na komisariat i opowiada, że Regina to jego dzieło – i nie tylko Regina. Zabijał co siedem lat, zawsze we wrześniu. Jest tylko jeden problem. Kogo zabijał? Skoro nikt nie zgłaszał zaginięcia córki i nikt nigdy dotąd nie znalazł żadnych zwłok?
Mała nadmorska mieścina milczy. Ludzie odwracają wzrok, zgodnie z zasadą, że to nie ich sprawa. Nikt się nie wychyla, każdy ma swoje sprawy i wtykanie nosa w cudze jest bardzo źle widziane. Także miejscowy komendant nie zamierza rozgrzebywać przeszłości. A i przyszłość ma ułożoną. Znalazł zabójcę Reginy i nie będzie rozważał innych możliwości nawet wtedy, gdy do miana mordercy pretendują kolejni ochotnicy.
Nadmiernie zainteresowany prawdą śledczy to utrapienie, zatem należy zrobić to, co trzeba. Ale czy wszystkim można zatkać usta?
Kańtoch doskonale kreuje małomiasteczkowy świat z emocjonalnym prowincjonalizmem ludzi z okolicy. Brutalnie wyciąga na światło dzienne ich słabości i lęki, obnaża marzenia i niespełnione sny. Co ważne, nie potrzebuje do tego setek rekwizytów. Wierzymy, że akcja toczy się w latach osiemdziesiątych, nie musi tego co chwilę powtarzać, nie dodaje swoistych „falbanek” do tworzonego dzieła. Namalowany jej piórem krajobraz jest oczywisty i wiarygodny. Autorka może się skupić na zagęszczaniu tajemnicy, tworzeniu wyjątkowo mrocznego nastroju, zacieśniania świata powieściowego, w którym kilka osób potrafi wypełnić całą scenę. Bez walenia czytelnika po oczach samochodami z tamtych czasów, muzyką z tamtych czasów, serialami telewizyjnymi z tamtych czasów i innych rekwizytów, mających nas przekonać, że jesteśmy w Polsce schyłku PRL. Szarość rzeczywistości oraz strach przed tym, czy aby nadchodzące „nowe" rzeczywiście będzie bardziej kolorowe, są tak wyraziste, że chyba nikt nie wątpi w intencje narratora.
Intryga prowadzona jest umiejętnie, właściwie do ostatniej strony nie wiemy, kto i dlaczego zabił Reginę, a także o co chodziło z szeregiem zaginionych lata temu dziewczyn. I chyba to jest najlepsze w tej książce, bowiem przedstawione na ostatnich stronach rozwiązanie szarady wydaje się nieco za bardzo złożone. Naturalnie logika i spójność fabuły są bezdyskusyjne. Po prostu po tak doskonałej opowieści spodziewać się można było dużo mocniejszego uderzenia w finale. Polecam jednak Pokutę. To książka, którą naprawdę można się delektować.
Październik 1966 roku. Krystyna Wojciechowska bez większego przekonania studiuje prawo. Trzy lata wcześniej w tajemniczych okolicznościach zniknął w Tatrach...
W sąsiedztwie rodzinnego domu Melisandry zamordowano człowieka, a jego pamięć została usunięta. To może zrobić tylko zdolny mag, rozpoczyna się więc polowanie...