We wrześniu 1986 roku brutalne morderstwo wstrząsnęło niewielką nadmorską miejscowością. Na plaży znaleziono zwłoki młodej dziewczyny, Reginy Wieczorek. Miała dziewiętnaście lat i żadnych wrogów. Na szczęście szybko udało się znaleźć winnego. Tak przynajmniej sądzi milicja. Tymczasem pewnego listopadowego dnia na komisariacie pojawia się Jan Kowalski. Twierdzi, że zabił nie tylko Reginę, ale także pięć innych kobiet. Pozbawiał je życia z niezwykłą dla seryjnego mordercy regularnością - co siedem lat jedną.
Milicja staje przed zagadką: kim jest Jan Kowalski, bezwzględnym zbrodniarzem czy szaleńcem? Czy to możliwe, że od ponad trzydziestu lat nikt nie zauważył grasującego w okolicy mordercy? Co naprawdę spotkało Reginę i gdzie są inne ofiary Kowalskiego? I kim jest tajemniczy mężczyzna, który obiecuje młodym dziewczynom nowe życie, jeśli poświęcą to, co dla nich najcenniejsze?
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 2019-07-31
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 352
Anna Kańtoch jest pisarką znaną polskim czytelnikom. Swoją przygodę z pisaniem, które potem zamieniła w sposób zarabiania na życie, zaczynała od fantastyki, a teraz systematycznie się od niej oddala, by pisać bardziej dojrzałe, często posiadające kryminalne podłoże, opowieści.
Jedną z nich jest „Pokuta”. Opowieść zaczyna się w chwili, gdy popełnione zostaje morderstwo Reginy Wieczorek. Na pozór wszystko wydaje się być banalnie proste. W małym nadmorskim miasteczku, Przeradowie, wszyscy się znają, więc milicji wydaje się, że sprawa szybko zostanie rozwiązana i definitywnie zamknięta, zwłaszcza, że niemal natychmiast udaje się zidentyfikować zwłoki, a do zabicia dziewczyny przyznaje się dwóch mężczyzn, każdy z innego powodu.
W toku prowadzonego przez komisarza Igielskiego śledztwa, na jaw wchodzą nowe, na pozór nie związane z dochodzeniem szczegóły oraz zostają ujawnione kolejne tajemnice. Igielski, tropiąc mordercę dziewczyny, wpada na trop nieco grubszej afery, trwającej tu już od wielu lat, która, jak podejrzewa pochłonęła już kilka ofiar. Co siedem lat, we wrześniu, znikała z miasteczka jedna dziewczyna. Obie sprawy okazują się być ze sobą powiązane, a śledztwo nabiera prawdziwego tempa, gdy miejscowa dziewczyna, Pola, prowadząca wraz z matką pensjonat, i nudząca się z powodu braku zajęć, stara się przejąć inicjatywę, podejmuje dochodzenie i znika.
Komisarz walczy już nie tylko o rozwiązanie sprawy, ale i o uratowanie życia dziewczyny.
A w międzyczasie na jaw wychodzą kolejne tajemnice. Okazuje się, że małe miasteczko zamieszkiwane jest przez osoby, które żyją niespełnionymi marzeniami, czy ambicjami, próbując przelać je na własne dzieci, chcą odpokutować za dawne czyny, albo wstydzą się takich czy innych relacji rodzinnych i chcą je w jakiś sposób ukryć. Każdy mieszkaniec zdaje się ukrywać jakąś tajemnicę.
Na kark inspektora spada trudne zadanie, bo musi nie tylko wykryć, kim jest sprawca, ale również udowodnić, że dwaj mężczyźni, którzy przyznali się do zbrodni, wcale jej nie popełnili i wyjaśnić stosunki, jakie panują w miejscowej milicji.
Autorce świetnie udało się oddać klimat malutkiej miejscowości, w której poza sezonem nie ma turystów i na oko niewiele się dzieje, więc kiedy pojawia się trudne do rozwiązania śledztwo, wie o nim każdy mieszkaniec Przeradowa.
Przyznam, że wątki poruszane w książkach nie są w stu procentach oryginalne – ale nie ma chyba książki, w której można jeszcze takie znaleźć – zostały poruszone w kilku przeczytanych przeze mnie książkach, ale Annie Kańtoch udało się je tak sprawnie połączyć i opisać, że czytelnikowi łatwo dać się wciągnąć w wir zdarzeń i z chęcią śledzić rozwój śledztwa aż do samego końca, po drodze kilka razy dając się wodzić za nos autorce.
Postaci są bardzo dobrze opisane. Nie ma wśród nich żadnych jednowymiarowych, czy nudnych osób. Wszystkie są jak żywe osoby, które moglibyśmy spotkać na ulicy. W tych postaciach możemy zobaczyć samych siebie; w tnącej się Poli, która nie potrafi zaakceptować samej siebie i niszczy wszystkie starania matki, która chce coś w niej zmienić, w dziewczętach z małej wsi, których marzenia są znacznie większe od miejsca, w którym mieszkają, we staruszce, która po wielu latach mieszkania za granicą wróciła do kraju i miejsca swojego dzieciństwa, w rodzinie, która za wszelką cenę chce kogoś chronić, ale nie udaje jej się wszystkich uszczęśliwić, włóczęga, który nie przypomina włóczęgi. I tak dalej, przykłady można by mnożyć.
To dlatego człowiekowi tak dobrze czyta się takie powieści. Bo w bohaterach, pełnych ludzkich wad, po trosze potrafimy odnaleźć nas samych.
Przyznam, że podczas lektury widziałam tu inspirację więcej, niż kilkoma filmami, serialami, czy książkami. A może to wina historii rozgrywających się na terenie małych, nadmorskich miasteczek, które w gruncie rzeczy wydaja nam się takie same?
Annie Kańtoch pisanie idzie zdecydowanie coraz lepiej, ciągle eksperymentuje, zabiera się za nowe gatunki, nie zapominając o starych, a każda jej książka staje się niemal wydarzeniem.
Na pewno długo ta lektura nie da o sobie zapomnieć.
To moje pierwsze spotkanie z kryminałami Anny Kańtoch.
Kryminały to niewielki procent czytanych przeze mnie książek.
Fabuła kryminalna intrygująca a tło obyczajowe interesujące co razem dało wciągająca lekturę z zaskakującym zakończeniem. I muszę przyznać, że polubiłam starszego sierżanta Igielskiego.
Zostałam zachęcona do przeczytania wcześniejszych. Szkoda tylko, że nie ma ich w mojej bibliotece miejskiej.
Do „Pokuty” pióra Anny Kańtoch podchodziłam z dużą rezerwą, bo… niezwykle lubię i cenię twórczość autorki i bardzo obawiałam się rozczarowania. Brzmi paradoksalnie, nieprawdaż? Mój lęk brał się stąd, że dotychczas znałam Annę Kańtoch jako utalentowaną twórczynię powieści fantastycznych. Zwrot ku niezwykle popularnemu ostatni, a tym samym lukratywnemu gatunkowi, jakim jest kryminał współczesny obudził we mnie obawy. Wiecie o co chodzi - gdy pisarz porzuca to co umie i lubi, na rzecz tego, co modne, efekty mogą być różne. Okazało się, że mój strach był nieuzasadniony. Nie tylko nie jest źle, ale wręcz przeciwnie - jest dobrze, a nawet bardzo dobrze!
W gatunku kryminał Anna Kańtoch odnalazła się świetnie. Właściwie nie ma się czemu dziwić. Wszak niezwykle popularne, znane chyba każdemu polskiemu fanowi fantastyki, opowieści o Domenicu Jordanie to właściwie nic innego, jak opowieści kryminalne, tyle tylko że osadzone w demoniczno-fantastycznych realiach. A czyż każdy przestępca nie ma w sobie czegoś z demona? Właściwie więc niewiele się zmieniło.
„Pokuta” to kawał dobrego, pisarskiego rzemiosła. Książka napisana solidnie - bez fajerwerków, bez ozdobników, ale konsekwentnie.
Druga połowa lat osiemdziesiątych, małe, senne nadmorskie miasteczko po sezonie. Nagle spokój mieściny zakłóca brutalne morderstwo. Jakby tego było mało, na komisariat zgłasza się tajemniczy mężczyzna, przyznający się do popełnienia nie tylko tej zbrodni, ale także pięciu innych, dokonanych przed laty. Zbrodni, o których nikt nic dotąd nie słyszał. Zeznanie brzmi jak stek bzdur, a jednak… To, co początkowo wydawało się absurdem, z czasem wygląda coraz bardziej prawdopodobne. Pojawiają się nowe dowody, potwierdzające prawdziwość słów nieznajomego. Władze starają się zamieść sprawę pod dywan i tylko starszy sierżant Krzysztof Igielski nie daje za wygraną. Mimo wyraźnego sprzeciwu przełożonych drąży temat, chcąc za wszelką cenę rozwikłać tajemnicę morderstw - i tego współczesnego, i tych z przeszłości.
Dalej dostajemy tradycyjny kryminał, którego istotą nie są pościgi i strzelanina lecz żmudne, uparte dociekanie prawdy. Akcja toczy się nieśpiesznie, wręcz wolno, ale nie oznacza to, że robi się nudno. O nie! Wręcz przeciwnie. Autorka zgrabnie mnoży wątki, wprowadza kolejne tropy, buduje duszną, przytłaczającą atmosferę, przywodzącą na myśl skojarzenia ze skandynawską szkołą kryminału. Mistrzowskie pióro Anny Kańtoch kreśli przy tym sugestywne opisy miejsc i osób. Prowadzi czytelnika przez meandry opowieści, aż do zaskakującego końca.
Co ciekawe i godne najwyższej pochwały, choć wątków jest niemało, a postaci sporo, do tekstu ani na chwilę nie wkrada się chaos. „Pokuta” to rzecz przemyślana w najdrobniejszych szczegółach: od głównej intrygi, przez postacie na anturażu kończąc. Ta historia nie mogła przydarzyć się ani gdzie indziej, ani kiedy indziej. Jest nierozerwalnie związana z miejscem, czasem i ludźmi.
Na pochwałę zasługuje też powrót do korzeni gatunku. Istotą powieści, koścem dźwigającym cały utwór nie jest, jakże ostatnie modne!, epatowanie okrucieństwem, ale zagadka. Stara, dobra zagadka i próba jej rozwiązania. Możemy krok po kroku śledzić poczynania detektywa (no dobrze, nie detektywa, a starszego sierżanta Igielskiego), wraz z nim przyglądać się dowodom, analizować fakty, wyciągać wnioski, błądzić i wracać na właściwą ścieżkę.
I znowu przychodzi na myśl wspomniany już wcześniej Domenic Jordan i jego przygody. Podczas lektury „Pokuty” dość często łapałam się na myśli, że to ta sama opowieść tylko umieszczona w innych dekoracjach. Coś jak uwspółcześniona inscenizacja dzieł Szekspira. To nie zarzut pod adresem autorki, a jedynie moja nieudolna próba oddania w krótkim tekście nastroju książki. Zmieniając gatunek, Anna Kańtoch pozostała sobą, nadal pisze, i to pisze znakomicie, o tym, co ją najbardziej interesuje - o ludziach, ich motywacjach, decyzjach i owych decyzji konsekwencjach.
Jednego mi tylko w książce Anny Kańtoch zabrakło - niepowtarzalnej atmosfery końca lat 80. ubiegłego wieku. Czasu gdy PRL chylił się ku upadkowi, a rozczarowanie walczyło w ludzkich duszach o lepsze z nadzieją. Nic z tego w „Pokucie” nie znalazłam.
Historia zaczyna się, jak to w kryminałach bywa, od morderstwa. Ofiarą pada młoda dziewczyna – została uduszona, jej ciało znaleziono na plaży. Milicja (to druga połowa lat 80tych!) szybko dokonuje aresztowania, w stan oskarżenia zostaje postawiony młody chłopak, który był w niej zakochany. Do czasu procesu czeka w więzieniu, a trochę ponad miesiąc po jego aresztowaniu na komisariat zgłasza się starszy mężczyzna, włóczęga. Twierdzi, że to on jest mordercą dziewczyny oraz 5 innych, które zabijał dokładnie we wrześniu, co 7 lat. Starszy sierżant Igielski nie jest pewny czy można mu wierzyć, ale postanawia zbadać sprawę. Do główkowania i analizowania ma świetne towarzystwo, psychiatrę Nowickiego, który jest także zapalonym fanem kryminologii. W śledztwo wplątuje się także dawna przyjaciółka dziewczyna, Pola.
Ależ to było dobre! Kryminał w starym dobrym stylu! Gdzie nie liczy się brutalność, masakra i szybkość, a właśnie uwaga, spokój i dobra, logiczna dedukcja. Bohaterowie są bardzo ciekawi, jednak nie pozbawieni wad. Dialogi świetne! Bardzo realistyczne, chwilami zabawne, doskonale się przy nich bawiłam. Intryga dobrze przemyślana, zakończenie mocno nieoczywiste. Przez to właśnie, że moje przypuszczenia poszły w zupełnie innym kierunku, ciężko mi je do końca ocenić, ale nie zmienia to faktu, że przez całą lekturę byłam wniebowzięta! (jeśli można tak powiedzieć czytając kryminał... ). Nie wiem dlaczego wcześniej nie sięgnęłam po kryminały autorki, ale teraz na pewno muszę to szybko nadrobić!
Zimna, deszczowa listopadowa noc 1986 roku. Do komisariatu w Przeradowie, na którym dyżur pełni starszy sierżant Krzysztof Igielski, wchodzi starszy mężczyzna i przyznaje się do popełnienia 6 morderstw - jednego co 7 lat. Kilka miesięcy wcześniej tym nadmorskim miasteczkiem wstrząsnęło morderstwo nastoletniej Reginy Wieczorek. Ale pozostałe morderstwa? Nikt o nich nawet nie słyszał. Starszy sierżant rozpoczyna śledztwo w tej sprawie.
Cała akcja toczy się tak naprawdę głownie z perspektywy dwóch postaci - milicjanta Igielskiego i rówieśniczki Reginy, Poli. Dzięki temu poznajemy różne fakty i wydarzenia nie tylko z dwóch stron, ale poznajemy też fakty o których ta druga strona nie ma pojęcia. Pomimo tego czytelnik właściwie nie ma szans poznać całej prawdy, aż do jej ujawnienia przez bohaterów na samym końcu książki. Nie ma tu może wyjątkowo szybkiej akcji ani nagłych przełomów, można nawet powiedzieć że wydarzenia toczą się tutaj dosyć leniwie. Nasz główny bohater potrzebuje na wyjaśnienie sprawy aż całego miesiąca, a w tym czasie wypala niezliczoną ilość papierosów a i od alkoholu nie stroni. Igielski to postać którą da się lubić choć sam twierdzi że do błyskotliwych nie należy - przecież jest prowincjonalnym policjantem, który do skomplikowanych śledztw nie jest przyzwyczajony.
To moja pierwsza książka tej autorki, ale już wiem że muszę zapoznać się z pozostałą twórczością Anny Kańtoch. Mam słabość do książek, w których akcja toczy się w latach sprzed ery internetu, wszechobecnego monitoringu i telefonów komórkowych. Śledztwa prowadzone "analogowo" zawsze wymagają większych umiejętności dedukcji i prowadzenia rozmów z osobami zainteresowanymi, przez co są moim zdaniem trudniejsze dla głównego bohatera a dla czytelnika zdecydowanie ciekawsze. W dodatku autorka tak sprawnie przenosi nas w lata 80-te, że czytając naprawdę można wczuć się w klimat tamtego okresu w małym miasteczku, gdzie wszyscy się właściwie znają. "Pokuta" to książka zdecydowanie godna polecenia!
"Pokuta" to kolejna powieść rozgrywająca się w latach 80-tych.
Intryga, zbrodnia i dociekliwy milicjant, który pomimo nieprzychylnych okoliczności prze do przodu i docieka prawdy.A droga do prawdy jest długa i zawiła, lecz niezwykle ciekawa. Mroczna historia, która ma swój początek wiele lat wcześniej. Dziewczyny, które giną bez śladu co 7 lat, oraz zmowa milczenia i niechęć niewielkiej społeczności do wracania do trudnych spraw.
Anna Kańtoch doskonale wie jak przyciągnąć uwagę.
Lato 1986 roku jest wyjątkowo upalne. Leniwy spokój sennej miejscowości letniskowej zakłóca tylko grupka hippisów protestujących przeciw budowie elektrowni...
Troje dzieci wymyka się w środku nocy, by spotkać diabła, który wciąż wraca do starej wieży, szukając chętnych do sprzedania duszy. Czy udało mu się dobić...