Grupa znajomych wybiera się na Tydzień Bergmana na wyspie Fårö. W tym czasie można obejrzeć tam filmy zmarłego kilka lat temu mistrza, wziąć udział w wykładach na temat jego twórczości oraz zwiedzić wyspę, na której żył i umarł Szwed. Na Fårö powstało wiele z dzieł Bergmana, jak choćby Zwierciadło, Persona czy Sceny z życia małżeńskiego. Ponieważ Ingmar Bergman należy do twórców, których dzieła bardzo cenię, umieszczenie akcji powieści w tym miejscu i z tak fantastycznym wydarzeniem kulturalnym w tle wydało mi się świetnym pomysłem. Z entuzjazmem zabrałam się za lekturę.
Niestety, już na początku ten entuzjazm nieco oklapł, jestem bowiem nieco przeczulona na punkcie przesadnego stosowania środków stylistycznych. Gdy na pierwszej stronie przeczytałam o tym, że zarośnięte gęsto krzakami gałęzie drzew poszukiwały się nawzajem, by dotrzymać sobie towarzystwa w czasie silnych sztormowych wiatrów, często atakujących wyspę, miałam ochotę od razu odłożyć książkę. Ale poddać się po przeczytaniu stu stron to jedno, a nie dać szansy książce po zaledwie jednym akapicie to już głupota. Albo szósty zmysł, który po prostu ostrzegał.
Autorka przedstawia szóstkę bohaterów, trzy przyjaźniące się ze sobą pary oraz pozostałe postaci, w tym inspektora Knutasa i Karin Jacobsson, jego zastępczynię. Akcja nie tylko nie nabiera tempa, ale nawet nie rusza z miejsca. Przewracam kolejne strony, bohaterom burczy w brzuchu, są przygnębieni, biorą prysznic, zmieniają co tydzień pościel (latem nawet częściej), a ja wciąż czekam i tylko ziewam coraz głośniej i szerzej. W końcu ktoś znika, zostają znalezione tajemnicze zwłoki i wydaje się, że wszystko jest tu jak w dobrej powieści kryminalnej. tylko znużenie nadal nie opuszcza czytelnika. Tylko nieliczne nawiązania do Tygodnia Bergmana wybudzają na chwilę z letargu. Tak naprawdę akcja... Zaraz, zaraz - jaka akcja? Zacznijmy jeszcze raz. Tak naprawdę jednak ta historia mogłaby się wydarzyć na jakiejkolwiek innej wyspie, w jakimkolwiek innym czasie, bo biedny Bergman staje się tylko "wabikiem", przynętą, na którą łapią się naiwni czytelnicy.
Toporne zdania sprawiają, że Podwójna cisza nie należy do powieści, które się "połyka". Oczywiście nie bez znaczenia jest też wolno rozkręcająca się historia. Ponadto tłumaczenie jest po prostu fatalne. Dziecko wypuściło z buzi brodawkę i odrzuciło główkę do tyłu. Włoski na czole miał spocone z wysiłku, policzki różowe. Spał jak suseł. A wystarczyło nie wagarować na lekcjach języka polskiego.
Nie wiem, ile winy tłumaczki jest w przypadku takich "perełek", jak: Nazwa Terra Nova oznaczała dla nich nową ziemię czy Z odległości wyglądała jeszcze piękniej, jak madonna z długimi włosami na plecach, ale efekt po prostu przyprawia o ból zębów. Może mam luki w edukacji, ale czy terra nova może oznaczać coś innego niż właśnie nową ziemię? Piękno kobiety z włosami na plecach (w dodatku długimi) to już rozważania natury estetycznej. Wiadomo, de gustibus non est disputandum, ale osobiście zgadzam się z Maciejem Maleńczukiem, którzy synowi daje bardzo życiowe rady:
Po drugie baba bez włosów na plecach
Wąsów jak matka - nie takiej ci trzeba.
I tego się trzeba trzymać.
Krótko mówiąc: w powieści wieje nudą, akcja nie tylko nie porywa, ale nawet nie jest interesująca, bohaterowie okazują się mało wyraziści, a policjanci - niezbyt rozgarnięci. Naprawdę na wyspie o powierzchni 111 km2 tak trudno zapamiętać liliową Corvettę? Włamywanie się do mieszkania podejrzanego i pozostawianie na jego sofie kurtki wraz z telefonem w kieszeni też chyba nie jest specjalnie rozsądne. Zwłaszcza, gdy nie zostawia się nikogo na czatach, a powracający przestępca daje nam jedynie tyle czasu, byśmy zdążyli schować się w garderobie. Kurtka, oczywiście, pozostaje na sofie. Swoją drogą - w ilu książkach i filmach pojawi się jeszcze ten motyw?
Jeżeli jest coś, co mogłoby tę powieść uratować, to z pewnością zmiana tłumacza. Sama jednak dalsze próby poznania twórczości Szwedki raczej sobie odpuszczę. Kryminałów i thrillerów w polskich księgarniach jest pod dostatkiem. Zawsze można sięgnąć po siódmy tom innej serii. Albo, dla odmiany, po tom pierwszy.
Ale, ale - jest też pewna zaleta lektury
Podwójnej ciszy. Przypomniałam sobie o Bergmanie i o tym, że chętnie powróciłabym do jego filmów.
Sprawdzam ceny dla ciebie ...