W swej debiutanckiej powieści „Pochowajcie mnie pod podłogą” rosyjski pisarz Paweł Sanajew ociera się o geniusz. Ta książka, w której brutalna szczerość dotycząca autobiograficznych fragmentów z życia pisarza i jego rodziny przeplata się z ironią oraz wspaniałym poczuciem humoru, to jedna z najciekawszych pozycji ze współczesnej literatury rosyjskiej, przełożonych w ostatnim czasie na język polski.
Narratorem powieści jest Sasza Sawielew, chorowity i uchodzący za niezbyt rozgarniętego chłopiec wychowywany przez apodyktyczną babcię. Jego choroby, ograniczające możliwość korzystania z uroków życia, przeplatają się z opisami nieustających awantur urządzanych przez babcie i długiego wyczekiwania niezapowiadanych wizyt matki, która odsunięta została od syna, nie mogąc rzekomo odpowiednio się nim zaopiekować. Czy Sasza wyzwoli się spod władzy babci-tyranki? Jak bardzo daleko posunięta być może i do jakich absurdów doprowadzić może troska o dziecko? Czy inwektywy mogą być wyrazem (a może raczej – objawem) miłości? To pytania, jakie stawia w swej powieści Paweł Sanajew.
Fabuła zostaje w książce mocno uproszczona. Kolejne wydarzenia z codziennego, zwyczajnego życia Saszy Sawielewa połączone są ze sobą bardzo luźno i pozostają przede wszystkim pretekstem do zaprezentowania barwnych postaci domowników. Samego Saszę właściwie trudno rozszyfrować. Z jednej strony bowiem wydaje się momentami ponad wiek poważny i dojrzały, dając się poznać jako wyjątkowo bystry obserwator otoczenia, z drugiej zaś jego naiwność i dziecięca niewinność wydają się miejscami tak wielkie, że nasuwają podejrzenie, iż chłopiec może być po prostu niedorozwinięty.
Cały jednak kunszt literacki pokazał Sanajew, kreśląc wspaniały portret babki Saszy. To po prostu czcigodna rosyjska matrona, swego rodzaju współczesne wcielenie carycy Katarzyny – tyranki, niepodzielnie władającej w domu. Choć pieniądze na jego utrzymanie łoży koncertujący jeszcze czasem dziadek narratora, nikt nie ma złudzeń, kto w tej rodzinie „nosi spodnie”. Choć dziadek potrafi czasem wybuchnąć, dając ujście swym frustracjom i przez wiele lat tłumionym emocjom, to tak naprawdę zwykle godzi się on na dominującą rolę żony. Ta wszystkich domowników wyzywa od najgorszych, nie przebierając w słowach i nie bojąc się wulgaryzmów, a jednocześnie na zewnątrz ukazując zatroskaną twarz nieco nadopiekuńczej niańki chorego chłopca. Oczernia przed Saszą jego matkę oraz jej życiowego partnera, na co dzień nie okazując chłopcu ani odrobiny czułości. Babka bezpardonowo obsobacza wszystkich – tym mocniej, im bardziej jej na kimś tak naprawdę zależy.
Bo – i trzeba to powiedzieć jasno – „Pochowajcie mnie pod podłogą” to tak naprawdę opowieść o miłości. Miłości trudnej, trochę nawet – patologicznej, z pewnością – zbyt zaborczej, ale nade wszystko szczerej, prawdziwej i naprawdę wielkiej. Miłości okazywanej czasem w niezwykle dziwny sposób, ale przecież zdolnej do naprawdę wielkich wyrzeczeń, Sanajew pokazuje wszystkie te patologie i absurdy życia codziennego tak naprawdę tylko po to, aby pokazać, jak nawet wśród nich może zrodzić się miłość. Rosyjski prozaik ostrzega przed dokonywaniem zbyt łatwych i jednoznacznych ocen, każąc przedzierać się przez złudne pozory. Ostrzega też przed nadmierną zaborczością, pokazując, w jaki sposób może ona okazać się początkiem prawdziwego szaleństwa i prostą drogą do samozniszczenia. Sanajew stworzył powieść brawurową – w swej brutalności i wulgarności ironiczną i przewrotną, zabawną, ale przede wszystkim – naprawdę ważną. „Pochowajcie mnie pod podłogą” to książka niezmiernie błyskotliwa. A dla miłośników kultury rosyjskiej dodatkowym „smaczkiem” będzie fakt, że powieściowy „karzeł-krwiopijca” to nikt inny, tylko znany aktor filmowy i reżyser, Rolan Bykow – prywatnie: ojczym Pawła Sanajewa.