Kiedy kobieta wchodzi w smugę cienia, kiedy przestaje być widoczna na ulicy, gdy ciało rozdyma się jak balon, a myśli kurczą do tematów z zakresu: zakupy, pranie, prasowanie, świat nie ma nad nią litości. Dzieci ze słodkich kruszyn wyrastają na potwory, obwiniające o swoje niepowodzenia matkę, mąż (oczywiście idealny i doskonały) kupuje sobie nowy garnitur za dwie pensje i oznajmia żonie, że to najlepiej wydane pieniądze, teściowa czyha od rana do nocy na każde potknięcie nieudanej synowej, a praca... Cóż, praca jest zadaniem z góry skazanym na porażkę.
W dodatku ta kobieta kocha swojego męża i dzieci, lubi im gotować i nie wstydzi się tego, że jest nienowoczesna i darzy platonicznym uczuciem mężczyznę, który umarł ćwierć wieku temu, pozostawiając po sobie piosenki śpiewane dyszkantem.
Grażyna Zmienna ma prawie czterdzieści lat, o wiele za dużo kilogramów i żadnych sukcesów na koncie. I ma piękny biust. Byłaby prawie szczęśliwa, gdyby rodzina ją kochała, a mąż szanował. Uznanie znajduje jedynie u dawnego kolegi, wyleniałego playboya i znanego pisarza-celebryty, a szacunek, zupełnie nieoczekiwanie, u ludzi, których drogi życiowe meandrowały sobie tylko znanymi szlakami. I kiedy nasza bohaterka prawie już traci nadzieję, że uda jej się ocalić swoją godność, los wychodzi jej naprzeciw. Grażyna musi tylko odejść od rutyny, która, choć bezpieczna, jest dla niej zabójcza.
Plaża... to nie kolejna terapeutyczna opowiastka, gdzie rysowane grubą kreską postaci są nośnikami jednej cechy dystynktywnej. Bohaterowie Fabickiej służą, oczywiście, jaskrawemu wskazaniu palcem, kto jest dobry, a kto zły, ale podczas lektury czujemy, że nie wszystko jest tu tak oczywiste, jak sugeruje przyjęta konwencja. Stłamszona Grażyna kocha swego wiarołomnego męża i dobrze się czuje w roli matki i żony, choć oczywiście nie jest zadowolona z przemian, jakim podlega jej ciało. Uzewnętrznia to w zabawnych monologach, które niczym wykłady uniwersyteckie są dokładną analizą stanu zastanego. Jej złośliwa teściowa zostaje pokonana, ale nie tak, jak moglibyśmy się spodziewać. Przemiana bohaterów również zaskakuje. Choć początkowo, wiedzeni impulsem zaszczepionym nam przez np. Olivie Goldsmith, autorkę słynnej Zmowy pierwszych żon”, oczekujemy zniszczenia i wdeptania przeciwnika w ziemię, Fabicka znajduje trzecia drogę. Aby za wiele nie zdradzić, powiem tylko, że Grażyna nie będzie ofiarą, nie będzie też jędzą. Rozegra wszystko po mistrzowsku, wygra z klasą swoje życie, jak Anna Kurnikova mecz na korcie.
Fabicka nie tworzy iluzji świata, w którym dojrzała kobieta zdobywa świat, zrzucając trzydzieści kilogramów i pokonując przeciwnika jego bronią. Zło zostaje tu ukarane, bo taka jest kolej rzeczy. Grażyna wygrywa, bo potrafi wykorzystać porażkę. A tak naprawdę mężczyźni i dojrzewające dzieci wolą matkę, która potrafi doskonale gotować, kocha ich bezgranicznie i nie spędza zbyt wiele czasu na rozważaniach o własnej przemijającej urodzie niż ideał, od którego wieje chłodem. Jednak zanim to wszystko się wyjaśni, czytelnik może liczyć na przeszło trzysta stron doskonałej zabawy, wielu komicznych scen i dialogów, które rozśmieszają do łez. Bo przecież trzeba być nie lada mistrzem, aby zrobić sobie własną plażę w słoiku po ogórkach. Taką normalną, nad morzem, to każdy potrafi. W słoiku – tylko Grażyna. I setki podobnych do niej kobiet, które sprawiają, że świat trzyma się jeszcze pionu.
Celem serii Poczytajki pomagajki jest wzmocnienie dzieci, szczególnie tych, które z domowego zacisza trafiają do grup przedszkolnych czy...
Znajome polskie piekiełko, zapita, zabita dechami wieś, gdzie życie toczy się, jakby czas się zatrzymał, a inny świat nie istniał. Magiczną granicą przestrzeni...