Lwica salonowa
Która z nas, dorastając, nie marzyła o wielkich balach, pięknych sukniach podbijanych futrem, krynolinach i kapeluszach ściągających spojrzenia i budzących podziw? Nie mówiąc już o klejnotach ozdabiających obnażone dekolty, wąskiej talii i adoracji mężczyzn, pieszczących nas spojrzeniem i pozwalających sobie na lekki flirt? Dorastając, zdałyśmy dobie sprawę z tego, że ten zjawiskowy obrazek tak wspaniały jest tylko w bajkach, bądź książkach. Owa wąska talia, pozostająca naszym niedoścignionym marzeniem, oznaczała bowiem skrępowanie ciała gorsetem, którego fiszbiny bezlitośnie wbijały się w ciało, utrudniając oddychanie, uniemożliwiając prawidłowe trawienie, łamiąc żebra i doprowadzając niejedną kobietę do śmierci. Ci mężczyźni, okazujący nam atencję, to zaś osoby zainteresowane naszym posagiem bądź możliwościami, jakie otwiera połączenie rodzin. I tak rozwiewa się wspaniały sen o spektakularnym debiucie i spełnieniu marzeń każdej dziewczynki…
Na salony właśnie zabiera czytelników Siri Mitchell, autorka romansu historycznego Piękna debiutantka. Opublikowana nakładem wydawnictwa WAM powieść została uhonorowana w 2010 roku nagrodą INSPY Award for Historical Fiction. Czy ma szansę podbić również serca polskich czytelników, a właściwie - czytelniczek? Z pewnością wiele kobiet uwiodą niezwykle plastyczne opisy kreacji, fryzur czy przyjęć organizowanych przez śmietankę towarzyską. Choć czas spędzony na lekturze mija szybko, styl pisarki jest lekki i nie wymaga od nas zbytniego zaangażowania, to jednak ponad czterysta stron blichtru i pustych, salonowych rozmów, stanowczo przerosło moją cierpliwość. Nie można jednak odmówić autorce prób przemycenia do powieści pewnym kwestii społecznych – istnienia dzielnic biednych, zamieszkiwanych przez prostytutki i imigrantów, ludzi wykluczonych poza nawias społeczeństwa. Pod płaszczykiem buntowniczej natury głównej bohaterki kryje się właśnie zainteresowanie innym obliczem miasta. Miasta, które chciałoby zapomnieć o fakcie istnienia biedoty, a jednocześnie czerpiącego z jej istnienia korzyści.
Przenosimy się do roku 1891, do Nowego Jorku. To wówczas siedemnastoletnia Klara Carter ma zadebiutować na salonach nowojorskiej socjety. Debiut jest dość nietypowy, bowiem dziewczyna liczyła na jeszcze rok swobody i możliwość dalszego kształcenia się w zakresie matematyki, włoskiego czy łaciny. Marzenia o nauce w elitarnej, żeńskiej szkole wyższej Vassar College rozwiewa jednak ciotka Klary, która postanawia zastąpić bratanicy zmarłą przed laty matkę i wydać dziewczynę za mąż za osobę, która znacząco podniesie pozycję społeczną rodziny w towarzyskich kręgach. Okazja ku temu jest znakomita, bowiem do Nowego Jorku z zagranicznych wojaży powracają dwaj bracia, Franklin i jego młodszy brak Harold, potomkowie najwspanialszych rodów osadników holenderskich. Oczywiście, nie ma t u nawet mowy o uczuciu – przed dziewczyną stoi konieczność zdobycia serca dziedzica fortuny De Vriesów i jej osobiste sympatie nie mają tu żadnego znaczenia.
Zadanie wydaje się niewykonalne, bowiem nie dość, że ojciec Klary jest zaledwie lekarzem i już samo bywanie na salonach jest niemałym zaskoczeniem, to jeszcze w szranki o główną nagrodę – majątek Franklina – staje najbliższa przyjaciółka Klary, Lizzie. Dziewczyny składają sobie jednak pewną obietnicę, której siłę zweryfikują jednak pewne wydarzenia…
Piękna debiutantka Siri Mitchell to bez wątpienia książka napisana z rozmachem i w niezwykle wierny sposób odzwierciedlająca atmosferę tamtych czasów, salonowy przepych i pustkę. Już sama okładka zachęca do wkroczenia w ten magiczny świat, pełen tiulów, koronek i rodowych klejnotów. Mamy tu wszystko, począwszy od walki o majątek i pozycje społeczną, przez oszustwa i szantaże, aż po niezwykle istotny problem istnienia dzielnic biedoty, uzależnienia od alkoholu czy kokainy, chociażby pod przykrywką słynnego „Toniku dr Cartera”, głównego źródła dochodów ojca Klary. Odnoszę jednak wrażenie, że świat amerykańskiej śmietanki towarzyskiej zbytnio pochłonął autorkę, podobnie jak szczegóły garderoby Klary. Bez co najmniej dwustu stron wypełnionych zbędnymi opisami drobiazgów i nic nie wnoszącymi dialogami, książka byłaby o wiele bardziej wciągająca.