Naprawdę dobrą powieść jest napisać trudno, a już szczególnie – dobrą powieść historyczną. Na zwykłe wymagania stawiane książkom, takie jak wartka akcja, ciekawie prowadzona fabuła i barwne, żywe postaci, nakładają się jeszcze oczekiwania związane z rzetelnością dotyczącą opisu wydarzeń, zwyczajów i języka danego okresu… ale patrząc na uginające się pod naporem takiej literatury księgarniane półki, wydaje się, że niewielu to zniechęca. Na pewno nie zniechęciło Bernarda Cornwella, jako że ten brytyjski pisarz popełnił już kilka powieści historycznych, między innymi niedawno wydane w Polsce „Ostatnie królestwo”. I w tym przypadku trzeba przyznać, że z zadania napisania dobrej książki wywiązał się jedynie częściowo.
Sama opowieść, przenosząca czytelnika w mroczne czasy wczesnego średniowiecza jest naprawdę intrygująca. Dziesięcioletni Uther, syn angielskiego wielmoży, dostaje się do duńskiej niewoli w czasie grabieżczego najazdu wikingów i przez kolejne lata dorastania w niewoli zaczyna powoli wrastać w otaczającą go pogańską kulturę… oczywiście do czasu, kiedy jego noga nie postanie na powrót na angielskiej ziemi. Rozdarty pomiędzy więzy krwi a przyjaźni, walczący jednocześnie po dwóch stronach konfliktu Uther próbuje znaleźć swoje miejsce w nieustannej dziejowej zawierusze. W tle tego konfliktu mamy przemoc, seks i religię, jak to na średniowiecze przystało.
Jeśli chodzi o rzetelność historyczną, Cornwell spisał się bardzo dobrze – żaden z jego bohaterów nie słodzi herbaty w trakcie ważnych rozmów na temat wiecznie odpadających rogów na hełmach wikingów (zanim ktoś zarzuci mi ironię – tego typu kwiatki aż zbyt często trafiają się w jak najpoważniejszych powieściach znanych autorów), a kiedy walka toczy się o ojczyznę, to wiadomo że chodzi o tereny należące kiedyś do ojca, a nie o twór myślowy związany z poczuciem dumy narodowej. Średniowieczna Dania i Anglia pokazane są bardzo realistycznie, bez przykrych dla czytelnika prób ugrzecznienia i upiększenia średniowiecza, nieodmiennie sprawiających wrażenie, że wiedza merytoryczna pisarza czerpana była głównie z baśni o królewnach w wieży i dzielnych rycerzach na białych koniach. Cornwell odrobił pracę domową skrupulatnie, dokładnie i z naukowym zacięciem, nie ułatwiając sobie sprawy planowym ignorowaniem źródeł historycznych; „Ostatnie królestwo” jest pod tym względem książką zasługującą na uwagę.
I właśnie dlatego, że jest to powieść o ciekawym zamyśle, oparta na skrupulatnych badaniach, podwójnie bolesny jest dziwny patetyzm i sztywność tej książki. Teoretycznie są tu żarty, anegdotki, barwne postaci i zatrważająca ilość akcji, co powinno poruszyć, wzruszyć i uradować czytelnika. Niestety w praktyce okazuje się, że książce tej brakuje życia, jakiegoś pazura (tych rogów na hełmie wikingów…?) i mocniejszego akcentu. Główny bohater powinien wydać się dowcipnym, rezolutnym i inteligentnym rozrabiaką, a w każdym razie na takiego osobnika próbuje go wykreować autor. Uther wydaje się jednak dziwnie miałki i trudno jest z nim sympatyzować; przepełniają go pseudofilozoficzne i głębokie myśli, które raczej nużą, niż zmuszają do myślenia.
Trudno jest więc jednoznacznie ocenić „Ostatnie królestwo”. Z jednej strony to bardzo akuratna historycznie książka, pokazująca średniowieczny świat w sposób przynajmniej bardzo zbliżony do tego, co przeczytać można w naukowych publikacjach na ten temat (czy do tego, jak było naprawdę… to już sprawa dyskusyjna), prosta i łatwa w czytaniu, z wartką akcją i ciekawymi postaciami. Niestety wydaje się dziełem wymuszonym i mało dopieszczonym przez Cornwella, nużącym nawet pomimo dużej ilości zwrotów akcji. Jest to po prostu książka przeciętna; choć może nie wzbudzi wybuchów entuzjazmu u czytelnika, to być może będzie dobrą lekturą na deszczowe popołudnie.
„Najwybitniejszy żyjący twórca historycznych powieści przygodowych” wg „Washington Post” Bernard Cornwell podejmuje najbardziej...
Jak ,,Gra o tron", ale prawdziwa. ,,The Observer" Bernard Cornwell tworzy najlepsze sceny batalistyczne spośród wszystkich pisarzy, których czytałem...