Magia jako źródło problemów
Magia rozwiąże wszystkie twoje problemy - mógłby brzmieć slogan reklamowy literatury fantasy. Mógłby, gdyż wcale tak nie brzmi. Magia bowiem nie tylko nie rozwiązuje większości problemów, lecz nader skutecznie je stwarza. Zresztą, czytanie o braku kłopotów nie jest nigdy równie fascynujące, co lektura o skumulowanych problemach. Przykładem tego są wydarzenia ukazane w książce Ostatni bierze wszystko - zbiorze trzech opowiadań, a raczej dwóch opowiadań i jednej mikropowieści czeskiego pisarza Miroslava Žambocha. Tu magia działa tak jak fizyka i świetnie potrafi skomplikować to, co powinno być proste.
Wybieranie nowego władcy to nie jest czerstwa bułka z masłem. Zwłaszcza kiedy sposób wyboru wprowadza demokratyczne elementy twardego współzawodnictwa i gry nie fair. A tak właśnie jest w pewnym królestwie. Na miesiąc przed koronacją ogłaszane są wolne łowy. Każdy - no, może prawie każdy - ma szansę zasiąść na tronie, o ile pierwszy wyeliminuje następcę tronu. Problemem jest to, że tzw. „murowany kandydat", stuprocentowy pewniak, eliminuje się sam wskutek wypadku komunikacyjnego, czyli w jego przypadku fatalnego upadku z konia. Tekuard, niepozorny brat niedoszłego władcy, chcąc zachować swoje życie, musi stanąć do walki o nie. Przeciw sobie ma spiski, wyszkolonych zabójców, wyrafinowanych czarodziejów i niekorzystną aurę. I nic - poza świadomością istnienia - do stracenia. Jego marzenia o spokojnym życiu w otoczeniu krzewów winnych, popijaniu wina własnej marki i unikaniu bliskich spotkań z polityką spełzają na niczym. Musi przygotować się do walki, w której zasady przestrzega się tylko formalnie.
Nie lubiłem czarodziejów, nie lubiłem tego potwornego miasta, nie lubiłem żyjących w nim ludzi i praw, którymi się rządzi. I nie mogłem stąd odejść.
Mikropowieść Długi sprint czyta się z prawdziwą przyjemnością (w przeciwieństwie do wcale nie tak rzadkiej fałszywej czy udawanej). Choć zakończenie może pozostawiać lekki niedosyt, tekst zaspokaja potrzebę dobrze opowiedzianej, wciągającej historii. Świetnie nakreślone postacie; ciekawe, niebanalne miejsce wydarzeń; koncentracja na głównym wątku i skuteczne unikanie penetrowania zbędnych zaułków; brak niepotrzebnych detali; atmosfera; jakość wykonania - spotkanie z prozą Žambocha może być fascynujące. Główny bohater - Tekuard - relacjonuje wydarzenia, które miejscami są dosyć krwawe. Przemoc jest jednak elementem przemyślanej historii i nie razi. Fabuła jest odpowiednio zawiła, akcja - wartka, humor - ironiczny, stosunek opisów i tłumaczeń do dialogów - odpowiedni. Wykreowany świat jest namacalny, żywy, plastyczny. Bez trudu możemy go ujrzeć oczami wyobraźni.
Pokłosie, tekst najkrótszy, podobnie jak dłuższe opowiadanie Ostatni bierze wszystko, również rozgrywają się w świecie Długiego sprintu, ale pokazują inne wydarzenia, w innym okresie czasowym. Są inaczej skonstruowane, co można uznać za ciekawe urozmaicenie. Oba są również dobrze przemyślane, z odpowiednią intrygą i pointą.
Zetknąłem się już wcześniej z prozą Miroslava Žambocha, z cyklami Agent JFK oraz Wylęgarnia. Nowy Žamboch wydaje się o wiele lepszy. Bardziej dojrzały i doświadczony. Widać, że pisarz nie próżnuje (czyżby unikał próżni?!) i rozwija się znakomicie. Książka jest rzeczywiście popisem jego literackiej sprawności i pomysłowości. Jest przykładem świetnej literatury rozrywkowej, która może nie zwala z nóg, ale też nie pozostawia nas obojętnymi.
Ojciec Lancelota zginął 15 lat tamu. Był genialnym magiem-teoretykiem. Być może dlatego właśnie poszukiwał go kontrwywiad królowej... Na syna spadła domniemana...
Myślałem, że Praga, to miłe miasto w sercu Europy. Taaa właściwie to całkiem spokojne miejsce Rytualne morderstwa, znaleziska archeologiczne, moc,...