Bajki au rebours
Wojciech Letki - pisarz i grafik komputerowy, który w „Pocztówkach z innej planety" starszych czytelników zabrał niegdyś w surrealistyczną podróż do czasów PRLu, tym razem proponuje wspólną wyprawę najmłodszym. Celem jest dzika puszcza, w której dzieci będą świadkami niezwykłych wydarzeń. Usłyszą - lub samodzielnie przeczytają - trzy opowieści. Poznają mężczyznę, który postanowił wybudować nową karczmę pośrodku puszczy i już pierwszego dnia nie mógł poradzić sobie w obliczu nadmiaru naprawdę nietuzinkowych gości. Spotkają się z magiem, który właśnie wybudował dla siebie zupełnie nowy zamek, ale dowiedział się, że niezwłocznie musi przejść na emeryturę. Wreszcie - natrafią na smoka, który spóźnił się do szkoły.
Tym, co najmocniej zwraca uwagę w książce Wojciecha Letkiego, jest, oczywiście, wielkie poczucie humoru, wyrażające się już na płaszczyźnie języka. Autor bawi się swą opowieścią, rozbijając frazeologizmy i „czepiając się słówek”. Posługuje się przy tym językiem prostym, przystępnym, dostosowanym do możliwości percepcji młodego odbiorcy, dlatego nawet dzieci powinny bez problemu zrozumieć zawarte w tej opowieści żarty.
Druga płaszczyzna to purnonsens, absurd i gra z konwencją. Spójrzmy chociażby na charakterystyczne postaci, pozostające w wyraźnym kontraście wobec konwencji charakterystycznej dla typowych baśni. Można powiedzieć: Letki rozsadza schemat. W jego historii rycerz jest błędny, popełnia bowiem masę błędów. Królewna nie cierpi rycerzy, jeden z nich bowiem po wygraniu turnieju o jej rękę musiał zastanowić się nad tym, czy rzeczywiście pragnie poślubić księżniczkę. Uroda szlachetnie urodzonej damy również bywa nieco… niekonwencjonalna. Mag nie chce wyczarować lodów (jeszcze odczarowałyby się w żołądku i ktoś mógłby się pochorować), komnaty zamkowe bez radia i telewizji kablowej okazują się zupełnie nieodpowiednie dla szlachetnie urodzonych. Wreszcie - smoki jadają wyłącznie grzyby i zioła. Ewentualnie - księżniczki. Ale tylko ładne i wyłącznie jeżeli trafi się okazja.
W tle - jak to w baśniach - jawią się, oczywiście, morały, ale dydaktyzm nie jest tu przesadnie nachalny i irytujący. Ważniejsza jest pointa, która musi wieńczyć każdą historię. Ważniejsze jest to, by podczas lektury naprawdę dobrze się bawić.
O to zaś, na szczęście, nie musi się raczej martwić żaden z czytelników. Opowiastki Letkiego są… lekkie (zbieżność osób i przymiotów najzupełniej nieprzypadkowa), wciągające i autentycznie zabawne. Czarno-białe ilustracje Beaty Kuleszy-Damaziak urozmaicają lekturę, ta zaś powinna sprawić przyjemność zarówno dzieciom, jak i rodzicom, którzy zapewne czytać ją będą wspólnie z najmłodszymi odbiorcami. Potrzebne jest wyłącznie spore poczucie humoru.
Zbójeckie historie. Okazuje się, że bycie zbójem wcale nie jest łatwe. Ani wtedy, gdy się jest zbójem złym, ani tym bardziej wtedy...
PRL – cóż to za dziwna, zapomniana już kraina? Obca nam dzisiaj jak odległa planeta. Zaciera się pamięć o tym, jak wtedy żyliśmy, a młodsze pokolenia...