Porównanie do „Jądra ciemności” Josepha Conrada to jeden z bardzo często stosowanych przez wydawców chwytów marketingowych. Czasem bardzo skuteczny, okazuje się nadzwyczaj często wyłącznie nadużyciem ze strony wydawcy czy autora, które obrócić się może przeciwko nim. Na szczęście są powieści, które porównanie z arcydziełem Conrada wytrzymują, które nie ustępują mu miarą, klasą, jakością. Należy do nich „Onitsza” zeszłorocznego noblisty, J.M.G. Le Clezio.
Po szeregu wyborów raczej kontrowersyjnych niż trafnych, kapituła Nobla zdaje się przywracać rangę tej nagrodzie. Znakomitym okazał się wybór Doris Lessing, który stał się początkiem przywracania lub prezentowania jej twórczości polskim czytelnikom. Le Clezio na wyróżnienie to zasługuje choćby właśnie za „Onitszę” – wybitne, wysmakowane studium obcości, znakomitą opowieść o oswajaniu nieznanego świata Afryki.
Dwunastoletni Fintan Allen wraz z matką wyrusza do Afryki, by dołączyć do mieszkającego tam od lat ojca. Wielka przygoda, nadzieja na poznanie cudownego świata, który znali tylko z listów, kończy się wraz z przybyciem na kontynent. Mąż okazuje się zupełnie innym człowiekiem, niż mężczyzna, którego Maou znała przed laty. Fintana z ojcem łączą tylko spory i krótkie chwile karcenia dziecka. Afryka wydaje się obca, złowroga, tajemnicza, a mieszkający tam biali – nieludzko wyniośli, nieprzystępni, źli. Maou i Fintan będą musieli oprzeć się pierwszemu wrażeniu, wrosnąć w Czarny Ląd, odkryć jego prawdziwe blaski i cenie. W tej podróży towarzyszyć im będzie czytelnik „Onitszy” – jednej z najpiękniejszych chyba powieści J.M.G. Le Clezio.
„Onitsza” nie bez powodu przywodzi na myśl „Jądro ciemności”. Tu również początkowo atmosfera jest gęsta, a napięcie narasta z każdą kolejną stroną. O ile jednak powieść Conrada była historią powolnego wnikania w naturę zła, o tyle książka Le Clezio stanowi opowieść o stopniowym przenikaniu mroku, cienia, strachu, by odkryć tkwiące w obcym kraju piękno i urok. „Onitsza” to opowieść o rodzącej się miłości i fascynacji Afryką, jej kulturą i wierzeniami. O przygodzie, która kończy się równie szybko, jak się zaczęła.
Ale powieść Le Clezio to również opowieść o zagrożeniach płynących z tak dalekiej i głębokiej fascynacji obcą kulturą, że posuwającą się aż do wyparcia się własnych korzeni, wiary i przekonań. Dla ojca Fintana miłość do tajemniczej królowej Meroe przesłaniać zaczyna miłość do własnej żony, zaś podróż do mitycznego miasta Anu z opowieści tubylców okazać się może początkiem ostatniej drogi.
W powieści tej odnajdujemy również inne echa książki Conrada – znajdujemy tu odbicie postaci Kurtza, echa jego osobowości tkwiące w wielu mieszkających w Onitszy białych. Wspaniale ukazuje Le Clezio kulturę, tradycję, mity rdzennych mieszkańców Afryki. Ich wierzenia i obyczaje opisuje noblista z pasją i znawstwem płynącymi z autentycznej fascynacji Czarnym Lądem.
W dodatku Le Clezio czyni to wspaniałym językiem doskonale oddanym przez dobre tłumaczenie Anny Paderewskiej-Gryzy. Stanęło przed nią zadanie tym trudniejsze, że musiała nie tylko oddać niezwykły, potoczysty, nieskazitelnie literacki styl Le Clezio, ale i doskonale imitowany przez niego oniryczny „język mitu”. I trzeba przyznać, że tłumaczka obu wyzwaniom sprostała z łatwością.
Jest więc „Onitsza” znakomitą opowieścią o fascynacji Afryką. Jest naprawdę wciągającą opowieścią o wielkiej przygodzie, którą czytelnik może przeżyć z bohaterami książki. Jest wspaniałym studium obcości i historią o nieuchronnym zmierzaniu ku własnemu przeznaczeniu. Jest też jednym z arcydzieł literatury współczesnej, po które nie tylko warto, ale wręcz – trzeba sięgnąć.
Kiedy Frida oznajmiła rodzinie, że ma zamiar poślubić Diega Riverę, ojciec skwitował to cierpkim komentarzem: \"To będzie ślub słonia z gołębicą\". Otoczenie...
O Oceanii mówi się, że jest kontynentem niewidzialnym. Niewidzialnym, gdyż nie dostrzegli go pierwsi podróżni. Niewidzialnym, ponieważ do dziś jest jedynie...