Doświadczenie mistyczne to jedno z najsilniejszych przeżyć dostępnych człowiekowi. Nowa książka Erica-Emmanuela Schmitta opisuje je jako noc ognia. Jedna noc na ziemi przepełniła mnie radością na całe życie. Jedna noc na ziemi pozwoliła mi poznać smak wieczności. Wszystko się zaczyna.
Zafascynowany filozofią, młody, dobrze zapowiadający się człowiek wyrusza wraz z przyjacielem na wyprawę po pustyni. Przybywają do Afryki dzień wcześniej, by zobaczyć miejsca związane z pustelnikiem, Charlesem de Foucauldem, o którym będą kręcić film. Właściwa wycieczka zaczyna się jednak następnego dnia, gdy docierają również pozostali jej uczestnicy. Stanowią oni swoisty przekrój francuskiego społeczeństwa: jest nauczycielka matematyki z mężem, okulistka, botanik, astronom oraz, oczywiście, filozof-agnostyk w osobie głównego bohatera, a zarazem narratora. Dla wszystkich ma to być podróż życia, mająca odmienić ich dotychczasową egzystencję. Eric-Emmanuel czuje się w tym towarzystwie nieco zagubiony. Jako jedyny nie jest przekonany o swoim miejscu w świecie. Jak się wkrótce okaże, wspólny język odnajdzie dopiero z Tuaregiem, który jest ich lokalnym przewodnikiem. Całą wyprawą natomiast opiekuje się Amerykanin. Mamy więc niesamowitą mieszankę ludzi ze Wschodu i Zachodu o religijnym lub naukowym podejściu do życia. Jedni szukają doznań mistycznych, inni – skamielin i okazów flory. Niezmiernie interesujące są ich dialogi światopoglądowe. Wynika z nich, że wszyscy właściwie mają rację. Tylko Eric-Emmanuel ma raczej ironiczny stosunek tak do wiary, jak i - naukowych teorii. Nie szuka na pustyni Boga. Uważa, że jeśli Bóg rzeczywiście istnieje – sam go znajdzie. I nie byłoby tej książki, gdyby tak się właśnie nie stało.
Opowieść autora to jeden z najbardziej obrazowych opisów ekstazy. Głównie dlatego, że napisany współczesnym językiem, silnie oddziałującym na zmysły. To bardzo mądra i szczera książka, bez filozoficznego nadęcia - choć wiele jest tu filozofii, bez wymądrzania się. Autor sam przyznaje, że bardzo długo zwlekał z opowiedzeniem o czymś, czego nie da się wyrazić słowami, wiedział, że wielu mu nie uwierzy. Ale nie to było tak naprawdę istotne. Ważne okazało się to, jak noc ognia wpłynęła na jego życie, zmieniając jego samego.
W naszym stuleciu, w którym, jak dawniej, zabija się w imię Boga, ważne jest, żeby nie mieszać wierzących z hipokrytami: przyjaciółmi Boga są ci, którzy go szukają, nie ci, którzy mówią w Jego imieniu, utrzymując, że go znaleźli.
Listy, które Eric-Emmanuel Schmitt pisze do Mozarta, to właściwie quasi-autobiografia pisarza - zapis jego młodzieńczych fascynacji oraz intelektualnych...
W czwartym tomiku z serii ,,Sowie opowieści" autor dzieli się z dziećmi kolejnąporcją życiowej mądrości. Bohaterem opowieści jest słonik Sakso, który jest...