Granice życia, granice śmierci
W dobie rozwoju technologii listy są zastępowane przez wiadomości przesyłane pocztą elektroniczną, te zaś wypierane przez krótkie wiadomości tekstowe, popularne sms-y. Choć ułatwiło i przyspieszyło to komunikację, to jednak wraz z odejściem od papierowej formy zniknął też dreszcz emocji, który przeszywał nas na widok listonosza. Czy dziś obdarowaną listem osobą będę ja? Czy ktoś do mnie napisał? Czy ktoś pamięta? Pełni nadziei wypatrywaliśmy w oknie pojawienia się pana z wielką, wypełnioną obietnicami torbą…
Listy nie służyły wyłącznie porozumiewaniu się dwóch stron ze sobą, ale sprzyjały też komunikacji z samym sobą – czy może być coś bardziej terapeutycznego niż przelewanie myśli na papier, obnażanie ich, rozliczanie się ze swoimi czynami i planami? Czy może być też coś piękniejszego niż taka „rozmowa” z kimś, kto odszedł z naszego życia? Kogo nie ma już wśród żywych?
Formę listu przyjmuje też komunikacja pomiędzy Saszą a jej ukochanym, żołnierzem wspólnego korpusu ośmiu mocarstw, którego celem było zdławienie powstania bokserów w 1900 roku. Powieść Michaiła Szyszkina Nie dochodzą tylko listy nienapisane jest właśnie zbiorem tych listów, historią nie romansu, ale tęsknoty i wspólnego trwania, chociażby tylko na skrawkach papieru. To zbiór tych listów, które wielokrotnie zboczyły z drogi, niesione wichrem wojny oraz tych, których nie było już komu wysyłać. Opublikowana nakładem wydawnictwa Noir Sur Blanc powieść epistolarna otwiera przed czytelnikami intymny świat, w który wkraczamy za przyzwoleniem bohaterów.
On, Wołodieńka – jak pisze Sasza w listach – znalazł się daleko od ojczystego kraju jako członek korpusu ekspedycyjnego, który wylądował w Tianjinie, mrocznym przystanku w drodze na Pekin. Wraz z żołnierzami japońskimi, amerykańskimi, brytyjskimi i francuskimi miał wyzwalać miasta, a tymczasem doświadczał jedynie śmierci, która panoszyła się na polach bitwy, zabierając kolejno bliskich mu kompanów. Jedynym pocieszeniem, momentami wytchnienia, były chwile spędzone nad listami do Saszy. Poznana na letnisku dziewczyna stała się jego kotwicą, to miłość do niej pozwalała mu przetrwać ciężkie chwile.
Po co się pisze? – pyta bohater, dodając – Póki się pisze, póty się żyje. Jeżeli czytasz te słowa, to znaczy, że termin śmierci został odroczony (…) A ile mnie nocy jeszcze darowano? Gdzieś jest ta liczba, istnieje, czeka na mnie jak nieodkryta Ameryka. Niczym prorok, przeczuwa on swój koniec. Może podświadomie wiedział, że jego przeznaczeniem nie jest spocząć u boku ukochanej, ale złożyć ciało gdzieś na drugim końcu świata, na nieprzyjaznej, wrogiej ziemi?
Zanim jednak Sasza dowie się, że ukochany już nigdy na nią nie spojrzy, nie dotknie jej, otworzą oboje przed sobą swoje serca i dusze. W listach piszą o wszystkim – o codziennych, drobnych sprawach, wspominają dzieciństwo, wracają do chwil spędzonych wspólnie, a także dzielą się swoimi bolączkami. Ona nie może pogodzić się z obcesowością matki, obojętnej wobec niej, nieczułej, z tkliwością natomiast pisze o ojcu. On poświęca dużo miejsca w swoich listach koszarowej rzeczywistości, raczy ją anegdotami, ale również makabrycznymi opisami, z którymi w ten sposób sobie radzi.
Pomimo upływu czasu, korespondencja trwa nieprzerwanie, przekraczając granicę czasu, rozmijając się i nie bacząc na nic. Sasza, Saszeńka, w te listy wkłada całą swoją teraźniejszość, bowiem nie ma już dla nich wspólnej przyszłości. W słowach skierowanych do ukochanego zamyka cały swój ból, trudy pracy w szpitalu, niespełnione macierzyństwo. Zdradza swój sekret, istnienie alter ego, a właściwie drugiej Saszeńki, dominującej towarzyszki swoich zabaw, pojawiającej się wówczas, kiedy istniała konieczność walki o czyjąś miłość. Pisze o samotnych dyżurach w święta, o czasie, który inni spędzają z rodzinami. Pisze o chorobie matki, o walce z rakiem i o czasie umierania, który stał się zarazem czasem bliskości z rodzicielką, bliskości tak wyczekiwanej w latach dziecięcych. Pisze o ojcu-alkoholiku, który przegrał życie i który opuścił świat krótko po śmierci żony. Pisze, a pomiędzy kolejnymi wersami pojawia się otchłań smutku, oceany łez i kilometry cierpienia.
Ta poetyckość, czar i urok mimo trudnych tematów i brutalnych scen, są obecne w listach kochanków. Plastyczność tekstu, intymna atmosfera, którą autorowi udało się stworzyć sprawia, że czujemy się jak intruzi wkraczający do czyjejś sypialni, do myśli i dusz bohaterów. Każdy z listów jest odrębnym arcydziełem, zachwycającym w swojej prostocie, budzącym całą gamę emocji. Z każdym listem bohaterowie zbliżają się nie tylko do siebie, ale stają się bliżsi i nam, czytelnikom. Ich korespondencja staje się natomiast dowodem na istnienie uczucia silniejszego niż śmierć, uczucia opierającego się wszelkim prawom i regułom. Bo przecież Nie dochodzą tylko listy nienapisane…
Główny bohater, podobnie jak autor, wiedzie życie rosyjskiego tłumacza współpracującego ze szwajcarskimi służbami imigracyjnymi...
Michaił Szyszkin obnaża swoją ojczyznę przed zachodnim czytelnikiem w sposób brutalnie bezpośredni i szczery. Demitologizuje ,,rosyjską duszę", wywleka...