Miara człowieczeństwa
Nie mamy prawa spisywać kogoś na straty, bez względu na to, jak straszne są jego zbrodnie. Nawet jeżeli jest wcielonym diabłem. Nikt z nas nie jest tylko dobry. Nikt nie jest zupełnie niewinny. Niektórzy są po prostu lepsi, a niektórzy gorsi. Życie daje nam możliwość decydowania, czy odpokutować za nasze grzechy, czy dalej je popełniać – więc nie mamy możliwości zapobiegania temu, co ma się wydarzyć – pisze Gong Ji-Young, współczesna koreańska pisarka, której twórczość możemy poznać również w Polsce dzięki wydawnictwu Kwiaty Orientu.
Najnowsza powieść Ji-Young Nasze szczęśliwe czasy to jedna z niewielu książek, których lektura może zmienić nasze życie i sposób patrzenia na świat. To wstrząsający zapis upadku i odrodzenia, to bodziec do dyskusji o kondycji naszego społeczeństwa, o winie, karze oraz o wybaczeniu. Nie jest to pozycja łatwa - szczególnie że pisząc w tak piękny, a zarazem tak przenikliwy sposób o śmierci i o brutalnej codzienności, autorka trafia prosto do serc i dusz czytelników, wstrząsając i wzywając do zmiany – do odrodzenia się jako człowiek.
Nie jest to powieść o karze śmierci, choć to ona jest pośrednią przyczyną niezwykłej przemiany. Przemiany, która zachodzi zarówno w skazanym na śmierć młodym mężczyźnie Yeong Yun-su, czekającym na wykonanie wyroku w Seulskim Ośrodku Karnym w Uiwang, jak i w pięknej, dobrze sytuowanej kobiecie, Mu Yu-jeong, przepełnionej bólem i smutkiem, z trudem maskowanymi krnąbrnością i chamstwem.
Według danych udostępnionych przez Amnesty International w 2012 roku zostało wykonanych co najmniej 682 potwierdzonych egzekucji. W 2012 roku Japonia, Pakistan, Indie, Gambia i Botswana wznowiły egzekucje po latach przerwy; do tego sposobu wymierzania kary powróciła również Korea. Toczące się od lat dyskusje na temat kary śmierci wywołują ogromne emocje, angażując strony w nierozwiązywalny konflikt, w którym zwolenników kary śmierci jest niemal tyle samo, co jej przeciwników. Wśród osób opowiadających się za najwyższym wymiarem kary są między innymi rodziny ofiar, choć i wśród nich są tacy, którzy zdobyli się na wybaczenie. W rozważaniach na temat wyroków i ich moralizatorskiego wpływu na resztę potencjalnych przestępców brak jednak człowieka, ginie gdzieś jednostka. Dzięki Ji-Young to właśnie skazany znajduje się w centrum uwagi, a dzięki ukazaniu go w całym kontekście sytuacyjnym i my możemy stać się bardziej ludzcy.
Historię Yun-su poznajemy z „niebieskich karteczek”, wyrwanych z zeszytu i pokrytych zapiskami więźnia czekającego na śmierć. Więźnia, który nie tylko stracił nadzieję na zmianę wyroku, ale też na spotkanie dobrego człowieka. Skazany za zamordowanie trzech kobiet, zgwałcenie jednej z nich, kradzież i włamanie do mieszkania oraz wzięcie zakładników, został wyrzucony poza nawias społeczeństwa. Przypięto mu łatkę mordercy, sprowadzoną do czerwonej naszywki na więziennym kombinezonie – do koloru śmierci. Nikt nigdy nie pochylił się nad nim, nikt nie zastanowił się nad tym, co skłoniło mężczyznę do popełnienia straszliwej zbrodni. Być może gdyby nie ojciec-alkoholik, który zapił się na śmierć pozostawiając dwóch synów na pastwę losu, być może gdyby nie matka, która zostawiła ich w dzieciństwie, być może, gdyby brat nie stracił wzroku, gdyby nie trafili na ulicę, gdyby Yun-su nie uczył się od najmłodszych lat, że jedynym sposobem na przetrwanie i zapewnienia bezpieczeństwa sobie i bratu jest walka, być może, gdyby trafił na swojej drodze na kogoś, kto podałby mu rękę… Być może wówczas nie siedziałby w więzieniu, czekając na dzień wykonania wyroku. Z jego ust nie padłyby też słowa: Nigdy nie skończyłem podstawówki, ale w więzieniu zyskałem wszechstronne wykształcenie. Zdobyłem tam dyplom w sztuce przestępstwa, a dodatkowo zrobiłem specjalizację z nienawiści i zemsty.
Jednak gdyby to wszystko się nie zdarzyło, Yun-su nie spotkałby zapewne siostry Moniki, zakonnicy niosącej pomoc i dobre słowo, tak potrzebne ludziom bez nadziei. Nigdy też do celi nie trafiłaby Yu-jeong, owładnięta myślą o śmierci i o swoim przegranym życiu dziewczyna, która ma wszystko, choć tak naprawdę nie ma nic. Kiedy miała piętnaście lat, wydarzyło się w jej życiu coś, co ją złamało, co napełniło jej serce goryczą, co sprawiło, że znienawidziła siebie i życie. Teraz, po trzech próbach samobójczych, nie potrafi odnaleźć się w codzienności. Jest malarką, która po studiach w Paryżu stworzyła zaledwie kilka obrazów. Jest wykładowcą, któremu brakuje kompetencji i przekonania do tego, co robi. Jest piosenkarką, której głos dawno już przebrzmiał. Jest pustą skorupą, wypełnioną drogim winem, które wlewa w siebie litrami, lekami nasennymi oraz poczuciem beznadziei.
Dopiero spotkanie ze skazańcem, na które zabrała ją ciotka, zmuszą ją do przyjrzenia się sobie i swojemu pustemu życiu. Kiedy go spotkałam, przebrnęłam przez moją własną ciemność czającą się we mnie jak śmierć i dowiedziałam się, czym ona była. Gdyby nie on, nigdy bym nie zauważyła pewnych rzeczy i nigdy nie zdałabym sobie sprawy z tego, że to, co uważałam za ciemność, było tak naprawdę oślepiającą jasnością. – przyznaje Yu-jeong, wspominając znajomość z Yun-su. Choć jej metamorfozie brakuje spektakularności, to dzień po dniu dostrzega więcej, więcej też czuje. Zaczyna poddawać rewizji swoje poglądy, weryfikować dotychczasowe mechanizmy działania i… zaczyna kochać.
Nasze szczęśliwe czasy to opowieść bolesna, ale też oczyszczająca. Autorka, przedstawiając wydarzenia z pozycji młodych ludzi zniszczonych przez świat sprawia, że ich oczy stają się naszymi. Choć mówi Yu-jeong, to zapiski skazańca przemawiają równie mocnym głosem. Dodane przez autorkę filozoficzne myśli i cytaty o prawdzie, życiu i wybaczaniu podkreślają moralny i etyczny wymiar tekstu. Dyskusja nad karą śmierci zostaje w powieści przedstawiona w taki sposób, że obiektem oceny staje się nie skazany, ale człowiek i my, opowiadający się za morderstwem. My, którzy mamy czelność nazywać siebie ludźmi. My, którzy siedząc wygodnie w fotelach, ferujemy wyroki, mieszamy z błotem wrogów i obojętnie mijamy upadających. Tymczasem wystarczy zatrzymać się na moment i bez zastanowienie podać im rękę. Kto wie, może w ten sposób ocalimy jakąś rodzinę przed Yun-su? Może ocalimy człowieka przed nim samym?