Imperium Czyngis–chana rozciągało się przez całą Azję i spory kawałek Europy: od morza żółtego aż po obecne granice Polski, a zawierało w sobie tereny zamieszkałe przez kilkadziesiąt najrozmaitszych ludów. Ponad 800 lat później amerykański reporter mieszkający na stałe w Rosji, Jeffrey Tayler, wyruszył w podróż po byłym imperium, próbując choć częściowo poznać ten wielokulturowy tygiel, w którym islam i chrześcijaństwo egzystują obok siebie, komunizm miesza się z kapitalizmem a brak perspektyw – z wielkimi nadziejami. Spotykając się ze zwykłymi mieszkańcami Azji Środkowej, pokazuje, jak całkowicie odmienne są mentalność i sytuacja w tamtym regionie od tego, jak ją sobie wyobrażamy
Mordercy w mauzoleach, jak zatytułowana jest książka, to opis podróży autora z Moskwy do Pekinu przez Osetię, Dagestan, Kazachstan i Kirgistan - opis podróży pociągiem oraz oficjalnymi czy nieoficjalnymi taksówkami, opis spotkań ze znajomymi i nieznajomymi. Tayler opisuje prawie każdy swój krok – a stara się chodzić zarówno utartymi, turystycznymi szlakami, jak i zachodzić ten teatrzyk od kulis, pokazując zarówno najgorsze, jak i najlepsze strony każdego kraju. Rozmawiając ze spotkanymi ludźmi najróżniejszych przekonań i wyznań, stara się ukazać nie tyle ich codzienne życie, ale i spojrzenie na sytuację, w jakiej się znaleźli i plany na przyszłość, dzięki czemu nie ukazuje tylko powierzchownej egzotyki, ale też prawdziwe różnice między mieszkańcami Środkowej Azji oraz osobami żyjącymi w krajach Zachodu.
Już od pierwszych stron książki widać, że Tayler zna się na tym, o czym pisze, oraz że ma pewne pojęcie o sytuacji w krajach byłego Związku Radzieckiego i w Chinach. Amerykańscy autorzy mają, niestety, często to do siebie, że żywią głębokie przekonanie o głębi własnego zrozumienia dla tych niewychowanych dzikusów z innych, zacofanych krain – ale w tym przypadku, na szczęście, jest dokładnie odwrotnie. Tyler pokazuje i opisuje to, co może, ale jednocześnie cały czas przypomina, że jest tu przejazdem, że może i zdrapuje farbę oraz pozłacane ozdóbki z potiomkinowskich wiosek, ale w dalszym ciągu są to tylko zadrapania, małe pęknięcia, przez które spogląda na prawdziwą Azję Środkową. Ale z drugiej strony autor zadaje odpowiednie pytania właściwym ludziom; zna historię odwiedzanych krajów i poszczególnych grup etnicznych – a przez to sympatie i antypatie swoich rozmówców. Nie tylko przedstawia zwyczaje i tradycje, ale i potrafi się do nich zastosować (a przynajmniej tak to opisuje). Dzięki temu można spokojnie uwierzyć mu "na słowo", zamiast podchodzić z całą solniczką do jego "rewelacji" na temat "tambylców", ale też poznać szereg intrygujących, nawet dla kogoś interesującego się regionem, faktów.
Tayler potrafi też pisać. Może nie jest to dzieło powalające humorem i trafnymi bon motami, ale spokojna, lekka narracja, barwne i dokładne, ale nie rozwlekłe opisy sprawiają, że Morderców w mauzoleach czyta się nad wyraz przyjemnie. Autor sprawnie operuje ciekawostkami, faktami historycznymi, rozmowami i opisami, tworząc mieszaninę, w której niczego nie ma za dużo. Utrzymuje też pewne tempo swojej opowieści; żaden etap jego podróży nie dłuży się czytelnikowi, gdyż autor zna granice wytrzymałości przeciętnego człowieka wystawionego na emanujące nudą opisy azjatyckich stepów czy suchego przestworu oceanu.
Wszystko byłoby idealnie, gdyby autor nie wpadł na pomysł dołożenia do swoich (dość trafnych) spostrzeżeń niezbyt oryginalnej filozofii. Wysnuwanie proroczych przemyśleń z pojedynczych zdań jego rozmówców, próby nadania wiekopomnego znaczenia luźnym stwierdzeniom wychodzą nienaturalnie, sztucznie i całkowicie nieprzekonująco. Wielka szkoda też, że Tyler skupił się właściwie wyłącznie na polityce w regionie, czasem zahaczając o gospodarkę i społeczeństwo. Wydaje się, że książka dużo by zyskała (choćby na różnorodności, gdyż przekonania polityczne w tamtym regionie są zaskakująco zgodne) na rozwinięciu tych dwóch ostatnich punktów.
Mordercy w mauzoleach to intrygująca książka, przedstawiająca migawki ze świata, który jest nam całkowicie obcy. Przyjemna w lekturze, zajmująca i wciągająca, książka Taylera powinna zainteresować nie tylko amatorów literatury podróżniczej.