Przyznać trzeba, że Wojciech Kuczok o kinie pisać potrafi i to nie tylko przekonywająco z punktu widzenia odbiorcy, najważniejsze bowiem wydaje się tu być jego zaangażowanie i ów detaliczny zmysł obserwacji, budujący nieraz urzekającą perspektywę badawczą. Jakoś trudno po lekturze „Moich projekcji” jak i wcześniejszej publikacji pisarza zatytułowanej „To piekielne kino” nazywać autora „Szkieleciarek” krytykiem czy też teoretykiem filmowym. Ujęciu problematycznemu Kuczoka daleko do naukowego dyskursu, kluczy ono prymarnie wokół osobistych, wręcz intymnych fascynacji związanych z doświadczaniem sztuki kinematograficznej. I to działa na ogromny plus prezentowanego zbioru esejów.
Przyjęta tu metodologiczna optyka przypomina nieco model dekonstrukcyjny spod znaku Jacquesa Derridy. Twórca „Gnoju” poza omówieniem poszczególnych motywów obecnych w kinie współczesnym, rozbija przytaczane filmy na atomy, wyciągając z nich czasem niezauważalne elementy, wątki, tematy. Dzieje się tak choćby w eseju „Hufce świętego Cenzurego”, poświęconemu motywom erotycznym w filmografii polskiej i światowej. Autor zbudował go na zasadzie ironicznej rozprawy o zastępach pruderyjnych ciotek-pogromczyń, nie odróżniających nagości od pornografii, który jak mniemam, mógł być wzorowany na pomyśle jednego z odcinków legendarnego Latającego Cyrku Monty Pythona, gdzie oddział „solniczek” urządzał cenzuralny pogrom na „rozerotyzowane” dzieła sztuki.
W „Moich projekcjach” na pierwszy plan wychodzi ponadto zaakcentowana wcześniej forma narracji. Autor zwraca się do czytelnika bezpośrednio, uchyla rąbka prywatności, dzieląc się m.in. wydarzeniami z życia osobistego, kariery pisarskiej, perypetiami związanymi z festiwalami filmowymi. Świetną kompilację tego widzimy w eseju „Łojcowie” , który rozpoczyna się od wtrącenia fragmentu powieści „Gnój”, dającego znakomitą okazję ku temu, by pokierować dalsze rozważania na temat sadystycznego obrazu ojca u Bergmana czy u Tavianich. Skądinąd, wprawny odbiorca dostrzeże jak dalece owa analogia sięga, kiedy uzbrojony jest w wiedzę o wątki i motywy, które w twórczości prozatorskiej Kuczoka dominują. To samo spostrzeżenie dotyczy artykułów orbitujących wokół tematyki miłosnej, np. „Oko voyeura” czy „Kochankowie niewymowni”.
Mimo akcydentalnie występującej irytującej nuty konfesyjnej (przesadna obecność prywaty szkodzi tym esejom, gdyż przysłania ich główny nurt tematyczny) wypowiedzi Kuczoka, jak i cała jego dotychczasowa twórczość artystyczna urzekają stylistyką, niebanalnymi konstrukcjami syntaktycznymi, przede wszystkim zaś spełniają rolę swoistego katalizatora. Po przeczytaniu ich bowiem, aż chce się do omówionych filmów zerknąć czy też powrócić. Szczególnie sugestywny na tym tle jest esej dotyczący zła cierpiącego, który sprawił, że ponownie sięgnęłam do dzieła Herzoga, rozkoszując się ekspresjonistyczną poetyką jego „Nosferatu”.
„Moje projekcje” autora „Opowieści samowitych” dowodzą tego, że Kuczok nadal pozostaje w fazie poszukiwań formy wyrazu swych impresji i spostrzeżeń na temat kina. Rozległa siatka jego zainteresowań podbudowanych świetnym przygotowaniem merytorycznym pozwala antycypować jego sukces także w tej dziedzinie.
Anna Kołodziejska
Senność Wojciecha Kuczoka to książka filmowa. Jej pierwszym szkicem był scenariusz pod tym samym tytułem, napisany na zamówienie reżyserki Magdaleny Piekorz...
Jeremi jest zamożnym, przystojnym mężczyzną, wspaniały ojciec i świetny przedsiębiorca. Tylko ma jeden problem – potrafi myśleć o Beacie już tylko...