Najnowsza powieść autora „Klubu samobójców” to klasyczny tryptyk tematyczny mający swe zakorzenienie lub też wywodzący się z jednego źródła –ludzkiej nienawiści. Trzy zazębiające się ze sobą fabularne wątki, są jakby widokówkami tego uczucia doprowadzającego w konsekwencji do samotności, pustki i morderstwa. Ale owe trzy obrazy to coś jeszcze więcej, to zabawa z konwencjami bardziej filmowymi, niż z gruntu stricte literackimi.
Na początek Koziarski serwuje nam coś w rodzaju filmu obyczajowego, jakie telewizja polska zwykła emitować w środowe wieczory. I tak oto poznajemy Grażynę Szelską prawnika, kobietę interesu, powiedzmy dzisiejszą „biznes woman”. Spotykamy ją w okresie, gdy dowiaduje się o swojej nieuleczalnej chorobie, która nie pozostawia jej wiele czasu. Nadchodzący nieubłaganie koniec sprawia, iż nasza bohaterka robi przed samą sobą rachunek całego życia, a bilans nie jest dla niej przyjemny. Zaabsorbowana własną karierą, przez którą zaniedbała dom i rodzinę, uświadamia sobie pustkę własnej egzystencji. Lata pracy nad zawodowym sukcesem i osobistą niezależnością sprawiły, iż u kresu życia nie może liczyć na niczyją pomoc i wsparcie, bo od dawna została samotną panią adwokat. Nawet syn ma już dość jej prawniczych ambicji i tego, w jaki sposób odnosi się do jego narzeczonej i ostatecznie odwraca się od swojej matki. Pozostawiona sama sobie Grażyna zaczyna w oczach innych doszukiwać się oceny własnego życia, jednocześnie postanawiając jeszcze przed śmiercią doprowadzić do końca ostatnią sprawę przez siebie prowadzoną.
W kolejnej odsłonie poznajemy Krzysztofa Rowińskiego, studenta prawa z Warszawy, będącego synem bydgoskiego biznesmena. Bogaty tatuś wynajął synkowi mieszkanie w stolicy, aby łatwiej było mu studiować, bo przecież akademiki do synonim rozpusty wśród braci studenckiej. Krzysztof jako dziecko został porzucony przez matkę (uciekła z kochankiem za granicę), wychowywany samotnie przez ojca czuje się zagubiony we własnym ciele, wciąż poszukując prawdziwej tożsamości seksualnej. Prócz studiowania grywa epizodyczne rólki w małoznaczących filmach, dzięki czemu poznaje wielki świat show biznesu, w zetknięciu z którym wychodzi na jaw jego dwulicowość. Cynicznie wyśmiewając wszystkich dorobkiewiczów czerpiących garściami ze swojej marnej sławy aktorskiej, w duchu zazdrości im takiego życia. Krzysztof to typ samotnika, sporadycznie utrzymującego kontakt z ojcem, przed którym ukrywa swoją orientację seksualną, częściej umawiającego się przez Internet na schadzki z innymi chłopakami. Pewnego dnia zamieszkuje u niego prostytutka o przybranym imieniu Arleta, która wkrótce zostaje zamordowana. Tą partię powieści Koziarskiego można by określić mianem filmu sensacyjnego.
Ostatnia część książki to mroczny thriller o bezwzględnym mścicielu, taksówkarzu Papierskim, który niczym Robert De Niro z filmu Scorsese, bez mrugnięcia okiem zabija swoje kolejne ofiary. Powód? Dziesięć lat temu jego córka Kasia zmuszona do aborcji, nie wytrzymując presji psychicznej, popełniła samobójstwo. Teraz zrozpaczony ojciec szuka ukojenia w mordowaniu kolejnych osób związanych ze śmiercią córki. W szale zapomnienia, w który wpadł przez te wszystkie lata zapomniał już tak naprawdę powodu dla którego zabija, kierująca jego postępowaniem nienawiść sprawiła, iż stał się mrocznym rycerzem w imię ślepej sprawiedliwości.
Wszystkie wątki są ze sobą ściśle powiązane, a biografie wszystkich bohaterów przenikają się wzajemnie niczym w filmie Alejandro Gonzaleza Inarritu zatytułowanym „Babel”. Z powieści Koziarskiego wieje pustką. Raz jest to obraz szarzejącej fotografii na której umierająca kobieta zastanawia się nad definicją sprawiedliwości i prawomocnym jej sensem. Innym razem przybiera ona postać kolorowych okładek z największych brukowców, opisujących skandale gwiazd filmowych, barwnych, błyszczących brokatem, ale jałowych od środka. Jałowa staje się również zemsta w ostatniej, najkrwawszej odsłonie książki. „Mój prywatny sąd ostateczny” to powieść opisująca zmagania człowieka z samym sobą, z własnymi demonami, lękami, słabościami i pragnieniami. Przedstawiając nam sylwetki trzech bohaterów, autor zdaje się mówić: nieważne kim jesteś i w jaki sposób przeżyłeś swoje życie, zawsze staniesz przed sądem. Nie zawsze musi to być sąd boski, ale bardzo często jest to sąd ostateczny, nawet przed samym sobą.
Czasem twoje życie musi się wykoleić, żeby potem znowu nabrało rozpędu. Marzena Wierzba jest popularną pisarką, której rytm życia wyznacza pisanie kolejnych...
15 lipca ukazała się kolejna powieść Daniela Koziarskiego - "Klub samobójców". Klub samobójców to cztery powiązane ze sobą historie ukazujące, poprzez...